Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tak, to ja, zagrożenie bezpieczeństwa

Rafał Kawalec
Rafał Kawalec
Wydawałoby się, że jestem normalnym odpowiedzialnym człowiekiem z porządną pracą, rodziną, perspektywami. Błąd. Jestem zagrożeniem bezpieczeństwa publicznego.

Mam 32 lata, żonę, kilku przyjaciół, stabilną pracę, która pozwala mi żyć nieco powyżej przeciętnej i plany na przyszłość. Mam też niestety hobby i tu się zaczyna problem. Bo przez to hobby policja oraz MSWiA uważają mnie za potencjalne zagrożenie bezpieczeństwa publicznego. A wszystko przez to, że zamiast z piwem w ręku oglądać argentyński remake brazylijskiej telenoweli, ja lubię sobie poleżeć z karabinem przy ramieniu i strzelać do papierowej tarczy. Co gorsza chciałbym to robić z własnego karabinu.

By zrozumieć paranoję tej sytuacji musimy się cofnąć o kilkadziesiąt lat wstecz, gdy ktoś prawdopodobnie uznał, iż nasza polska młodzież trochę zbyt aktywnie walczyła z okupantem i lepiej powtórki nie ryzykować, dlatego zdecydowano się zdemilitaryzować społeczeństwo.

W ten sposób, w przeciągu kilku lat Polska stała się ewenementem nawet w skali bloku wschodniego. Z kraju gdzie przed wojną pozwolenie na broń do celów sportowych mógł dostać praktycznie każdy, o kim dzielnicowy wystawił pozytywną opinię, staliśmy się krajem do którego co bardziej przedsiębiorczy rodacy przemycali wiatrówki zakupione w sklepach w... ZSRR (a także Czechosłowacji). Ponadto wprowadzono zasadę, że pozwolenie na broń wydaje policja (zamiast jak przed wojną starosta), a w podejmowaniu decyzji obowiązuje pełna uznaniowość policyjnych urzędników.

W rezultacie osiągnęliśmy sytuację, gdy instruktorzy strzelectwa i zawodnicy klubów sportowych latami nie mogli się doprosić własnego pozwolenia na broń, bo pan policjant powiedział, że nie. Argumenty były różne. Za słabe wyniki, za mało startów na zawodach. Prawdziwy powód był jednak jeden. Policjant odmówił, bo mógł. Dzięki temu Polska stała się jednym z najbardziej zdemilitaryzowanych krajów na świecie. W kraju o tak bogatej tradycji walk narodowo-wyzwoleńczych, dziś zaledwie 4 osoby na tysiąc mają pozwolenie na broń. Dla porównania, w Czechach jest to około 30 osób, a w Niemczech 40.[1]

Tak było do niedawna. Jednakże w zeszłym roku coś drgnęło. Przy biernej (jeśli nie wrogiej) postawie rządowych organizacji mających rzekomo promować strzelectwo (czyli PZSS i LOK), aktywistom ROMBu (Ruch Obywatelski Miłośników Broni) udało się dotrzeć do komisji sejmowej zajmującej się nowelizacją Ustawy o Broni i Amunicji i przekonać ich do do pewnej liberalizacji. Przede wszystkim udało im się zlikwidować główną kłodę, czyli uznaniowość policji w wydawaniu pozwoleń.

Jeszcze dwa lata temu gdy ktoś się starał o pozwolenie na broń do celów kolekcjonerskich, po prostu go nie dostawał. Z bardzo prostego powodu. Jak jeszcze nie miał kilku sztuk broni to wg policji nie był kolekcjonerem. A jak już posiadał, to był przestępcą. Dlatego pozwolenie kolekcjonerskie było tylko pustym zapisem w ustawie. Aż tu nagle uznaniowość pana policjanta została zniesiona i teraz człowiekowi, który spełnia ustawowe wymogi należy pozwolenie na broń wydać. I tu dochodzimy do sedna.

Bo jak się okazuje, nasza policja nie tylko jest skłonna nadwyrężać (o ile nie łamać) prawo, by tylko pozwoleń nie wydawać. Nasza policja po prostu chce stanowić prawo. Dlatego np. Komendant Główny Policji wystąpił do MSWiA z prośbą o wydanie zgody, na rozpoczęcie prac nad kolejną nowelizacją Ustawy o Broni i Amunicji, gdyż wg niego "wbrew intencjom ustawodawcy" obecne rozwiązania umożliwiają posiadanie broni palnej osobom fizycznym, w ilości i na warunkach "nie zapewniających, że część tych posiadaczy nie stanowi zagrożenia dla samego siebie, porządku lub bezpieczeństwa publicznego".[2]

I to właśnie jest o mnie. A dlaczego tak uważam? Bo nie mam złudzeń, że wg poprzedniej wersji ustawy nie dostałbym pozwolenia. Za późno zacząłem strzelać, by móc się wykazywać wynikami, które być może skłoniłyby pana policjanta do wydania mi pozwolenia na broń sportową. Kolekcjonerskiego nie dostałbym z powodów, o których wspomniałem wcześniej, a o pozwoleniu na broń do obrony własnej, nie ma nawet co marzyć w kraju, gdzie policja radzi zastraszanym biznesmenom "wynajmij sobie ochroniarzy". Z tego wniosek, że gdy policja pisze o ludziach "niepewnych", to pisze o mnie. W przeciwnym razie podobni do mnie dostawaliby pozwolenia wcześniej i nie byłoby potrzeby walczyć o zmiany w ustawie.

Ponadto kuriozalne jest tu stwierdzenie, że obecne regulacje nie gwarantują, że nie będę stanowił zagrożenia dla samego siebie. To niby po co mam się okazywać orzeczeniem psychologa z odpowiednią specjalizacją? Czyżby pani Hania z Wydziału Postępowań Administracyjnych KWP miała moc wypatrzenia w moich oczach tego, co psycholog przeoczy w swoich kwitkach, dlatego, dla mojego własnego dobra należy przywrócić uznaniowość policji w wydawaniu zezwoleń?

Prawda jest banalna. Żadne regulacje tego nie zapewnią. Natomiast powszechnie znanym choć nieakceptowanym faktem jest, że najbardziej "hoplofobiczna" opinia, jaką możemy wyrazić po przejrzeniu statystyk brzmi "ilość legalnej broni w społeczeństwie nijak nie wpływa negatywnie na liczbę przestępstw". Wręcz można się dopatrzyć efektu odwrotnego. Słynne amerykańskie "Gun City" czyli Kennesaw, ma poziom przestępczości na poziomie 40 proc. średniej krajowej i 30 proc. stanu Georgia (tym co krzykną, że statystyki UCR FBI tego nie potwierdzają, radzę tam zajrzeć, bo właśnie stamtąd to wziąłem). Powiem więcej. Kennesaw, w którym istnieje prawo nakazujące posiadanie załadowanej broni, poziom przestępczości jest zbliżony średniego poziomu dla Polski.[3]

Tak naprawdę ilość broni może wpłynąć wyłącznie na liczbę przestępstw z użyciem tej broni, ale nie na liczbę przestępstw jako takich. Np. wprowadzony w Wielkiej Brytanii zakaz noszenia noży wpłynął wyłącznie na spadek liczby morderstw z użyciem noża. Za to wzrosła liczba morderstw, gdzie narzędziem zbrodni był śrubokręt, czy nożyk tapicerski.

Pamiętajmy o jednym. Gdyby Andreas Breivik nie miał strzelby, to by zbudował więcej bomb i efekt byłby taki sam. I uznanie mnie za zagrożenie dla bezpieczeństwa swojego i publicznego wcale tego nie zmienia. Natomiast gdyby Andreas Breivik spróbował przeprowadzić swoją akcję w Szwajcarii jego kariera trwałaby tyle, ile potrzeba by Szwajcar wyciągnął z szafy państwowy karabin i załadował prywatnymi nabojami. W Kennesaw kariera Breivika trwałaby znacznie krócej

Źródła:

[1]

Marcin Mróz. Posiadanie broni strzeleckiej przez osoby fizyczne: http://www.romb.org.pl/assets/files/analiza-bas.pdf

[2]

http://www.romb.org.pl/assets/files/interwencje/MSW611.pdf

[3]

http://www.romb.org.pl/index.php?id=124
od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto