Znerwicowana i chimeryczna siedziałam przy komputerze, bawiąc się klawiaturą, poczytując wiadomości i nie bardzo wiedząc, co dalej z tym diabelstwem począć. Znajomość z dziwacznym wynalazkiem zawarłam pod presją.
- Siedzisz na tej emeryturze i boisz się Alzheimera - orzekły dorosłe dzieci patrząc na pigułki i konotując moje wizyty u lekarza.
- Ja nie chcę żadnego komputera - powarkiwałam ze złością - Po cholerę mi to to! Ja sobie z tym rady nie dam! Za stara jestem!
- Potrafiłaś pracować z każdym rentgenem, a z komputerem nie dasz rady? Wstydziłabyś się! - walnął syn lewym prostym.
- A ja na czym niby mam pisać jak tu wpadnę do ciebie? - cios w plecy zadała ukochana córka i już było wiadomo, że w tej rozgrywce jestem bez szans. Muszę, po prostu muszę zaakceptować wynik glosowania:
2 głosy za, 1 przeciw, nikt się nie wstrzymał, komputer u matki ma być.
Przytaszczyli pudło, monitor, mysz, coś tam pokazali i tyle ich widziałam. Zaczęłam więc łazić najpierw po jakichś czatach. Zniesmaczona od tej głupoty, zadziwiona bylejakością rozmów, oburzona kretyńskim chamstwem specjalistów od pisania wulgaryzmów i świństw, czaty porzuciłam szybko raz na zawsze.
Weszłam w Google. Tu już było sensowniej, można się było czegoś dowiedzieć i wchodzić w nowe witryny. Jak z pokoju do pokoju. Tak bawiąc się trafiłam któregoś dnia na Wiadomości24, gdzie stało jak byk: pisać może każdy, proponowany temat – lumpeksy. Jak chcesz to napisz.
Głęboki oddech – i raz kozie śmierć! Rejestrowałam się z duszą na ramieniu, klikałam wypełniając kolejne rubryki i wreszcie - napisałam co wiedziałam. O tych lumpeksach. Po kilku godzinach: odpowiedź! Prosili o sprecyzowanie jaśniej kiedy, co i gdzie, jakieś uzupełnienie uzupełnić, więcej konkretów. Poprawiłam, odesłałam. A potem z wypiekami na twarzy i bijącym sercem wybałuszyłam oczy na: „Jadzia, gratulacje, mam nadzieję, że będziesz tworzyć z nami Wiadomości! pozdrawiam. Magda”
Po kolejnym tekście: ”Jadwigo! Fajny felieton. I słuszny! Poprawiłem kilka literówek i dodaję fotkę. Dorzuć do profilu swoją fotkę :) Paweł Nowacki”.
Potem już się ręce nie trzęsły, chociaż serce klekotało na widok każdej publikacji. Były przecież i uwagi tyczące błędów, literówek, redakcja pracowicie poprawiała na początku te głupstwa, dyżurni redaktorzy prowadzili umiejętnie, udzielali porad i szło coraz lepiej.
Aż wreszcie – nie wierząc własnym oczom, ujrzałam przy swoim nazwisku pierwsze pióro! Ciągle jeszcze nie dowierzałam, że ktoś tam, gdzieś, jacyś prawdziwi redaktorzy traktują poważnie moja pisaninę. Dygotałam nad każdym komentarzem, przygryzałam paluchy nad krytyką, wstrzymywałam oddech widząc pochwały za styl i uznanie za ujęcie tematu, coś o talencie, coś o umiejetnościach...
Łapiąc tematy jak muchy, z powietrza - politykę, sprawy międzyludzkie, słabości, głupotę, wspomnienia szkolne, reminiscencje z życia pisałam i piszę ten mój groch z kapustą do dnia dzisiejszego. Czy starczy weny, chęci i głowy do dalszej pracy? Pracy? Raczej dobrej, wspaniałej zabawy! Moje teksty zyskały wiernych czytelników; takich którzy mnie lubią i takich, którzy łapią każda okazję, aby zawisnąć zębami przy nogawce.
Po roku pracy zyskałam wirtualne znajomości i przyjaźnie, które każą zapomnieć o strachu przed starością, lichej emeryturze i beznadziejności skromnej, dość schorowanej, prowincjonalnej egzystencji. A komputer? Stoi na biurku, czasem mu coś nawala, a czasem ja sama tak mu w metalowym łbie zamącę, że trzeba z telefonem przy uchu pokonywać kolejne kroki dyktowane przez cierpliwego fachowca. Bo też gadamy ze sobą jak gęś z prosięciem – ja po swojemu, on po komputerowemu i wychodzi czasem z tego diabli wiedzą co. Ale mimo wszystko, jakoś to idzie.
Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?