Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Teatralny produkt z górnej półki

Marcin Bobiński
Marcin Bobiński
Teatr im. Stefana Jaracza w Olsztynie
"Produkt" Marka Ravenhilla w olsztyńskim Teatrze im. Stefana Jaracza to oryginalna teatralna opowieść o współczesności, będąca aktorskim popisem Grzegorza Gromka. To też jedno z najlepszych przedstawień sezonu.

Ludzie piszący o teatrze wcale nie tak rzadko uciekają się do tworzonego przez lata zbioru przydatnych dyżurnych mądrości, swego rodzaju wytrychów recenzenta. Jeden z najpopularniejszych tego typu szlagwortów głosi, że "teatr powinien odpowiadać na wyzwania współczesności". No to w olsztyńskim teatrze mamy spektakl, który odpowiada i to jak.

Fabuła brzmi banalnie: wcale nie najważniejszy w swojej wytwórni producent usiłuje namówić gwiazdę ekranu, by zagrała w jego najnowszym filmie. Scenariusz nie jest - najdelikatniej mówiąc - najwybitniejszy. Opowiada historię miłości młodej kobiety do przypadkowo poznanego w samolocie Araba, który okazuje się islamskim terrorystą-samobójcą szykującym zamachy na ważne cele w Stanach Zjednoczonych i Europie. Spod tego banału wyziera momentami coś prawdziwego, ale od razu masakrowane jest przez hollywoodzkie upodobanie do efekciarstwa i ckliwości - najlepszą tego ilustracją jest zakończenie scenariusza, w którym bohaterka opowieści Jamesa (tak nazywa się producent) zamienia się w jednoosobowe komando śmierci ratujące zdradzonego przez siebie wcześniej ukochanego z obozu w Guantanamo. Sama historia jest "produktem" naszych czasów, czyli popkulturową papką miłości, seksu, polityki i przemocy.

"Produktem" jest również sam James - jego zawód to z pewnością nieprzypadkowa zbieżność brzmieniowa. James jest dziecięciem swego wieku i środowiska, w jakim się obraca. Więzień politycznej poprawności, który za wszelką cenę stara się pokazać, że od tej poprawności ucieka. Może nie cyniczny, ale jednak konformista - na zmianę to dystansuje się od opowiadanej historii, to z zachwytem zachwala zalety scenariusza, wszystko po to, by słuchająca go bez słowa aktorka zgodziła się zagrać w filmie. Sięga raz po racjonalne argumenty, innym razem odwołuje się do uczuć, by co jakiś czas okrasić rozmowę tanim, tandetnym pochlebstwem dotyczącym aktorstwa Olivii.

Z takiego materiału literackiego można zrobić prostą satyrę na Amerykę, media i traumę po wydarzeniach 11 września 2001 roku. Ale można też - jak pokazuje spektakl Michała Kotańskiego - zrobić fascynujące, wielopłaszczyznowe przedstawienie, przykuwające widza na godzinę do fotela. To teatr w najlepszym tego słowa znaczeniu współczesny - sięgający po aktualne tematy, ale oferujący zdecydowanie więcej niż publicystykę (w ostatnich czasach przekleństwo zabijające np. Teatr Telewizji), bo intelektualną refleksję, bystrą obserwację rzeczywistości, także w sferze języka, wreszcie atrakcyjną formę.

A atrakcyjna forma to zasługa przede wszystkim aktorstwa Grzegorza Gromka. Młody aktor, absolwent olsztyńskiego Studium Aktorskiego wyrasta na prawdziwą aktorską osobowość. Trzy lata po ukończeniu studiów otrzymuje od reżyserów propozycje głównych ról (Filip Piszczajko w "Żydówek nie obsługujemy" Piotra Jędrzejasa na podstawie prozy Mariusza Sieniewicza), a nawet w mniej udanych inscenizacjach potrafi zagrać świetny epizod (Strażnik w "Roberto Zucco"). Było więc do przewidzenia, że kwestią czasu jest, kiedy ktoś zaproponuje mu monodram (w olsztyńskiej inscenizacji "Produktu" na scenie pojawia się dwoje aktorów, ale sztuka pozostaje monodramem).

To dzięki Gromkowi opowieść napisana przez Anglika Marka Ravenhilla (w Polsce po głośnym "Shopping and Fucking" w warszawskim Teatrze Rozmaitości niesłusznie przypięto mu łatkę brutalisty) nabiera atrakcyjności. Jego aktorstwo jest tak sugestywne, że chwilami można dać ponieść się wrażeniu, że wręcz oglądamy film, którego scenariusz opowiada James. Gromek potrafi przekonująco być na scenie (słowo "zagrać" zastępuję tu nieprzypadkowo) zblazowaną Angielką z klasy średniej, islamistą, choćby samym Osamą ibn Ladenem, zagubionym dzieckiem w Eurodisneylandzie. Jednocześnie buduje charakter swojej postaci przy pomocy drobnych gestów, grymasów - subtelnie, ale dowodząc, że te środki aktorskiego wyrazu opanował świetnie. James Gromka raz jest prostacki, raz szarmancki, raz zabawny, raz żałosny i w każdym z tych wcieleń pozostaje niesamowicie wiarygodny. Niektórzy lubią chodzić do teatru "na kogoś" - "na Gajosa", "na Lupę" albo "na Jarzynę". W Olsztynie miłośnik teatru może spokojnie przyjść na przedstawienie "Produktu" "na Gromka" i z pewnością się nie zawiedzie. Grany przez Gromka James jest tylko podrzędnym producentem, który na koniec i tak musi zdać relację i prosić o akceptację Pierwszego. W spektaklu to Gromek jest Pierwszym.

Mark Ravenhill „Produkt”

Przekład: Małgorzata Semil
Reżyseria: Michał Kotański
Scenografia: Paweł Walicki

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto