Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tfu! Nie nadążam

Jadwiga Hejdysz
Jadwiga Hejdysz
Od kilku lat staram się zrozumieć zjawiska, o których się w czasach mej młodości nie śniło, a które wchodzą powoli do kanonu zachowań.

Mam tu na myśli pewne trendy w obrębie Sztuki przez duże S, nie przystające jednakże do pojęcia o sztuce przeciętnego zjadacza chleba. Ponieważ to doniesienie jest czytane, ale pozostaje na chwilę obecną bez komentarza, być może moje trzy grosze jakąkolwiek reakcję czytelników sprowokują.

Nie jestem znawcą sztuki. Nie bywam na wielkomiejskich wystawach, salonach, nie oglądam performance wybitnych artystów i nie jestem na bieżąco z tak zwanymi trendami. Doniesienia o nowościach znam z drugiej ręki, jak większość przeciętnych obywateli naszego kraju.

Pojecie sztuki pierwotnie kojarzyło mi się z czymś pięknym. Z biegiem lat przyszła znajomość wielkiego malarstwa - kilka zaliczonych muzeów, obiektów wypełnionych działami światowej klasy, reprodukcje w albumach spowodowały, że moje dziecięce pojmowanie piękna, ewoluowało w kierunku zachwytu nad Salvatorem Dali czy doskonałością Beksinskiego.

Unowocześniłam i skorygowałam swoje poczucie estetyki na tyle, że nie byłam w stanie zrozumieć widza, który w dramatyczny sposób zademonstrował swoje oburzenie rzeźbą włoskiego twórcy, który przywalił kamieniem upadającego Jana Pawła. Miał prawo JPII upadać pod ciężarem obowiązków, miał prawo artysta wyrazić to w taki właśnie symboliczny sposób.

Ale już kolejne dzieło, które pobudziło do nadzwyczajnych działań kręgi katolickie - słynny wieloletnim procesem krzyż z genitaliami - wydało mi się przesadą; rozumiem, że genitalia były "skrótem myślowym" artystki, niemniej jednak skręciło to w stronę perwersji. I jeśli miało widzów zaszokować - zaszokowało, ze wszystkimi tego dla artystki skutkami. Dla mnie osobiście, bez żadnych odniesień do wiary czy niewiary, nie było to dziełem sztuki, lecz mało estetyczną prowokacją.

Wspomniany na początku tych moich rozmyślań "seks performance" przekracza jednak moje zdolności adaptacyjne i wszelkie wyobrażenia o najszerzej pojętej sztuce. Aczkolwiek autorka jest postacią bardzo znaną, jak wynika chociażby z ilości haseł w Googlach, to jednak służąc swoim sfatygowanym ciałem i ginekologicznym seansem publicznie, jest dla mnie zwyczajnie postacią obrzydliwą.

Równie obrzydliwą jak tak zwany performance w jej wykonaniu. Przecież idąc dalej tym tropem - można zainstalować kamerę w jakimkolwiek gabinecie ginekologicznym i puścić obraz na bilbordy. Czemu nie? "Sztuka" stanie się dostępna dla mas, które akurat owej damy, o zwyrodniałym poczuciu estetyki, etyki i sztuki - na żywo oglądać okazji nie mają. Czy następnym "dziełem" owej pani będzie publiczny pokaz jej kiszki stolcowej uzyskany przy pomocy rektoskopu? Nie wykluczałabym takiego rozwinięcia twórczości.

Nie jestem nowoczesna, nie nadążam, nie mam zamiaru wyrażać się ani poprawnie, ani trendy na temat tak pojętej "sztuki", jestem zwyczajnym człowiekiem, który na dodatek z powodów czysto zawodowych szanował ludzkie ciało - dlatego mówię zwyczajnie: tfu!

od 7 lat
Wideo

Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto