Takie płyty, jak "Źródło" nie są przez krytyków (uwzględniwszy zwłaszcza potoczne tego słowa znaczenie) mile widziane. Nie można sobie bowiem poużywać, brak jest powodów do złośliwości. Można za to niezwykle łatwo popaść w cielęcy zachwyt, niestrawny i piekielnie nudny podczas czytania recenzji. Ale z drugiej strony, chcąc być w zgodzie z własnym sumieniem i odczuwaniem, trzeba oddać "co boskie Bogu, co cesarskie cesarzowi".
Uwielbiam rzeczy, przedsięwzięcia, które są zwyczajnie (?) dobre, profesjonalnie zrobione, z którymi obcowanie przynosi człowiekowi radość, przyjemność, a może wręcz szczęście... Takim produktem (paskudne słowo) jest właśnie krążek Marka Piekarczyka, na którym znalazło się 13 piosenek. Nie są to premierowe, autorskie utwory lidera TSA, lecz kompozycje z lat 60. i 70.
Na szczęście nie te oklepane na wszystkich możliwych festiwalach hiciory pokroju "Dziwny jest ten świat" Niemena. Piekarczyk wziął bowiem na warsztat przeboje mniej znanych i pamiętanych obecnie, nawet przez "szpetnych - czterdziestoletnich", o młodzieży nie wspominając, takich wykonawców, jak Klan ("Epidemia Euforii", "Automaty", ""Na przekór"); grupa Test ("Wybij sobie z głowy", "Płyń pod prąd", "Testament"); Niebiesko - Czarni z Wojciechem Kordą ("Hej, wracajcie chłopcy na wieś", "Na betonie kwiaty nie rosną", "Chłopcy do wojska"); Michaj Burano ("Całe niebo w ogniu"); Krzysztof Klenczon ("Nie przejdziemy do historii"), Polanie ("Nie zawrócę") i Skaldowie ("Nie widzę Ciebie w swych marzeniach"). Pamiętacie? No właśnie, a zatem jest okazja, by odkurzyć te niesłusznie, moim zdaniem zapomniane, utwory. Zwłaszcza w profesjonalnej interpretacji Marka Piekarczyka. Nawet jeśli ktoś nie przepadał za nim jako wokalistą TSA, to teraz będzie miał sposobność przekonać się, iż to artysta umiejący nadać barwę i klimat każdej piosence w zależności od przesłania, jakie niesie tekst utworu (a wśród tekściarzy na tej płycie pojawiają się nazwiska takich tuzów, jak Bogdan Olewicz, Jacek Grań, Andrzej Bianusz).
Nie umiałbym się zdecydować na wskazanie najlepszych utworów "Źródła". Może najmniejsze wrażenie robi na mnie "Epidemia Euforii", trwająca niewiele ponad minutę i potraktowana przez twórców płyty jako swoiste intro. Wszystkie piosenki zyskały nowoczesne brzmienie, w czym, jak mniemam, niebagatelny udział miał Tomasz Bonarowski, realizator i producent muzyczny większości z nich. Wyjątkowo dobrze brzmią chórki, tworzące kiedy trzeba szerokie tło dla solowych popisów Marka Piekarczyka (jak choćby w utworze "Całe niebo w ogniu"). A tenże Piekarczyk prezentuje pełną gamę możliwości swego głosu: od nieco wyciszonego ("Wybij sobie z głowy") po charakterystyczną dla tego wokalisty chrypkę ("Nie widzę Ciebie w swych marzeniach").
Reasumując: "Źródło" Marka Piekarczyka to niezwykle udana produkcja Fonografiki, godna polecenia choćby na gwiazdkowy prezent.
I jeszcze jedna refleksja na koniec: zastanawiam się z jakiego materiału muzycznego będą korzystać artyści przyszłych pokoleń, chcący wydać płytę z piosenkami z lat 90.? Mam wrażenie, że dzisiejsza papka serwowana przez tzw. gwiazdy nie będzie w stanie przyciagnąć publiczności do amfiteatru podczas koncertu retro (a tak jest dziś) czy być magnesem, przyciagającym naszych następców do sklepów muzycznych.
Zmarł wybitny poeta Ernest Bryll
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?