Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Trudny powrót na scenę, czyli "Ja, Feuerbach" w Teatrze Ateneum

Weronika Trzeciak
Weronika Trzeciak
Piotr Fronczewki (Feuerbach)
Piotr Fronczewki (Feuerbach)
Głośna sztuka niemieckiego dramatopisarza i reżysera Tankreda Dorsta pokazuje istotę teatru, w którym "nowe" ściera się ze "starym".

Spektakl "Ja, Feuerbach" w reżyserii Piotra Fronczewskiego to przejmująca opowieść o teatrze i prawach nim rządzących. A także o dylematach i rozterkach związanych z powrotem, który może okazać się sukcesem lub porażką.

Głównym bohaterem jest Feuerbach (Piotr Fronczewski), wybitny aktor starej daty, który po 7 latach przerwy chce wrócić do zawodu. W tym celu przychodzi na przesłuchanie do jednego z teatrów, gdzie ma wystąpić przed reżyserem Lettau. Na miejscu zostaje potraktowany bardzo obcesowo przez Asystenta reżysera (Grzegorz Damięcki). A Lettau nie zaszczyca aktora nawet jednym słowem, w ogóle się nie pokazuje i wychodzi w trakcie jego występu, całkowicie go lekceważąc...

Sztuka ta jest prawie monodramem - z uwagi na przewagę kwestii jednej postaci. Jest również próbą dla najwybitniejszych aktorów. W 1990 roku rolę Feuerbacha zagrał Tadeusz Łomnicki, teraz tego trudnego zadania podjął się Piotr Fronczewski - godny następca Łomnickiego.

Bez wątpienia na największe brawa zasłużył Piotr Fronczewski, który dał popis swojego kunsztu aktorskiego. Jego rola była trudna, gdyż mówił prawie bez przerwy. I był bardzo przekonujący - szczególni w scenie z wymyślonymi ptakami. Bohater wykreowany przez Fronczewskiego przypłacił szaleństwem odejście z teatru. Pragnął oczarować Asystenta, pokazać mu swoją maestrię, zdjął nawet buty, by wczuć się w rolę. I zostawił je, gdy schodził ze sceny. Było to bardzo symboliczne.
Aktorowi towarzyszyli Grzegorz Damięcki w roli Asystenta reżysera, młodego i bezczelnego człowieka lekceważącego dokonania starszych artystów i przez cały czas żującego gumę oraz Maria Ciunelis jako Kobieta, która pojawia się na scenie z wymyślonym pieskiem i siedzi w kucki, nic nie mówiąc.

Warto wspomnieć także o skromnej scenografii Marcina Stajewskiego - scena, na której stoi jedynie krzesło, a także stanowisko reżysera. Podobały mi się także kostiumy, które pokazały różnice między starym a nowym - m.in. garnitur z kamizelką Feuerbacha i wytarte dżinsy z marynarką oraz czapką Asystenta reżysera.

Nie jest to sztuka łatwa w odbiorze, ani zabawna komedia, która pomaga zapomnieć o problemach. To dramat człowieka u schyłku kariery, który został zapomniany, gdyż zdarzyła mu się przymusowa przerwa. Polecam ją miłośnikom spektakli skłaniających do refleksji nad przewagą młodości nad starością.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto