Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Trzysta kilometrów piechotą. Część II

Katarzyna Anna Głuszak
Katarzyna Anna Głuszak
Kolacja w szkole. Fot. Katarzyna Głuszak
Kolacja w szkole. Fot. Katarzyna Głuszak Katarzyna Głuszak
Kiedy pielgrzymka już na dobre się rozpocznie, gdy jesteśmy coraz dalej od domu, coraz brudniejsi i coraz bardziej zmęczeni, ogarniają wątpliwości: czy iść dalej? Zwłaszcza, gdy ma się w perspektywie nocleg na szkolnym korytarzu...

Każdy pielgrzymkowy dzień jest podobny: modlitwa, msza, modlitwa, modlitwa, modlitwa. Czasem konferencje - w tym roku poszliśmy z duchem czasu, słuchamy konferencji nagranych na pendrive'a. Ponadto, codziennie ksiądz odczytuje fragmenty tekstu o księdzu Jerzym Popiełuszko. W związku z niedawną jego beatyfikacją, codziennie poznawać będziemy kolejne szczegóły z jego życia, wspomnienia osób mu bliskich. Na marginesie, mówiąc o redemptorystach, ksiądz jednak dodaje od siebie wspaniałość ich dokonań, podając za przykład Radio Maryja. Nie wiem, czy jest to przykład najszczęśliwszy – rzeczone radio budzi przecież kontrowersje także wśród środowisk kościelnych. Niemniej jednak ksiądz kontynuuje na linii, jaką rozpoczął już „inwokacją” do TVN-u. Mówi więc, że matka ś.p. księdza Popiełuszki sama powiedziała, że syn jej będzie ogłoszony błogosławionym, gdy będzie Polsce potrzebny – i tak się stało. Ponadto, ksiądz zachęca nas do modlitw do Maryi. Mówi, że jej wstawiennictwo jest niezwykle ważne. Przywołał przy tym przykład - dość zaskakujący jak dla mnie: - W 1985 roku była gotowa wojna nuklearna, ale papież poświęcił Maryi świat w swojej modlitwie, no i do tej wojny nie doszło.

Przychodzi wreszcie pora różańca. Na pielgrzymce istnieje zwyczaj pisania intencji różańcowych, które następnie są odczytywane przed modlitwą. Bywają tam zwykłe prośby, spod znaku dobrej pogody i udanego noclegu, bywają dość smutne historie – błaganie o uzdrowienie nieuleczalnie chorych albo o wyzwolenie z nałogów, bywają też takie, które mnie osobiście tyle samo irytują, co śmieszą: tym razem jest to prośba o sukcesy Radia Maryja oraz TV Trwam. Innym razem modlitwa dotyczyć miała – tu cytuję, bo sama nie do końca rozumiem owo przesłanie - „tych, którzy sieją obrzydzenie i tych którzy brzydzą narkotykami i pornografią”. Brzydzą innych? Brzydzą się? Nie wiadomo.

Bawią mnie także intencje, w których podane są dokładne imiona i nazwiska osób, za które się modlimy. Może powinno się dodawać jeszcze datę urodzenia i adres, żeby Bóg przypadkiem się nie pomylił, jeśli istnieje ktoś o takim samym imieniu i nazwisku? Ale – a propos adresu – jedna intencja miała podany adres, który tu litościwie przemilczę. W każdym razie, niektóre z nich brzmiały jak petycje do urzędu, z zakreśleniem dokładnych danych osoby, która potrzebuje modlitwy i wstawiennictwa Maryi, nierzadko też z podpisem. Czasem jest to podpis dość lakoniczny: „prosi pielgrzym”, „prosi pątniczka”. Tak jakby na pielgrzymce nie było innych pątników... i jakby podpis był niezbędny. Ale cóż. Jeśli komuś poprawia samopoczucie taki podpis...

W każdym razie, ja intencji nie dorzucam. Myślę, że Bóg wysłucha nawet tego, co mam w duszy, bez werbalizowania próśb. Myślę zresztą, że nie powinniśmy przy słowach „bądź wola Twoja”, mieć w myślach tak naprawdę woli swojej, której chcemy nadać magiczną moc spełnienia, poprzez odczytanie na głos. Ksiądz zresztą także o tym mówił, w sposób bardzo fajny, klarowny i dosadny, choć zawsze kulturalny, co bardzo mi sie podobało. Uczył nas bowiem, aby nie żądać niczego od Boga, nie stawiać ultimatum spod znaku będę codziennie na mszy/ będę lepszym człowiekiem/ będę to.. będę tamto... JEŚLI... Bo Bóg nie jest złotą rybką, która spełnia życzenia. Jest Bogiem, a więc jest niepojęty – i nie mamy możliwości zrozumieć jego planu, bo jesteśmy tylko ludźmi. Bardzo podobała mi się ta mowa. Nie tylko mi zresztą. Rozmawiając w drodze z pielgrzymami, od wielu usłyszałam ciepłe słowa pod adresem księdza. Teraz już wiedziałam, dlaczego informacja podana przed pielgrzymką, że przewodnikiem będzie właśnie ten ksiądz, wzbudziła taki aplauz. Jeśli mogę mu coś zarzucić, to pewne błędy językowe - „włAnczać”, „w cudzysłowiU”. Moje polonistyczne wrażliwe serce nie mogło tego znieść.
Podobało mi się także, gdy już na samym początku pielgrzymki, ksiądz powiedział, że nie będzie nikomu zwracał uwagi, że jest niestosownie ubrany, gdyż – jak się wyraził - „nie ma w sobie dość pokory, aby kogoś krytykować”. Słowa te zapadły mi w pamięć. Nie tylko mi, jak sądzę, albowiem nie zauważyłam osób ubranych „niestosownie”, ani też nie zauważyłam nadgorliwych, dla których niestosowne jest wszystko powyżej kostki. Parę lat temu bowiem znajoma pani, czterdziestoparoletnia wykładowczyni, która zawsze była ubrana bardzo elegancko i stosownie do okazji, powiedziała mi, że została skrytykowana przez jakąś inną pielgrzymującą osobę. Co ciekawe, zarzut dotyczył... długiej spódnicy! Okazało się, że ktoś uznał, że rozcięcie, które zaczynało się poniżej kolana i sięgało do ziemi, jest zbyt duże jak na pielgrzymkę!! Niestety, tacy, jak to się mówi „bardziej święci od papieża” zawsze się znajdą. Tym razem wszakże, przynajmniej w mojej grupie, nie było takich problemów.

W związku z powodzią, w tym roku nastąpiła zmiana trasy pielgrzymki. Co ciekawe, mimo, że wszystkie grupy nieomal od początku szły razem, to jednak nie było problemów z noclegami. Prawdę mówiąc, nigdy nie miałam tak luksusowych warunków, na żadnej z moich pielgrzymek: prawie zawsze dostawałam ciepły kąt do spania na wygodnym łóżku (ach, jakże wygodnym po przejściu 40 kilometrów!), pyszną kolację, wyśmienite śniadanie i możliwość gorącej kąpieli w łazience. Moją uwagę zwróciły bardzo często odczytywane wśród intencji różańcowych prośby o poprawę sytuacji powodzian. Nie wiem, na ile te modlitwy okazały się skuteczne, ale urzekło mnie to bezinteresowne myślenie o poszkodowanych bliźnich. Choć, z drugiej strony, dużo łatwiej wrzucić karteczkę i uznać, że już się pomogło, niż naprawdę pomóc.

Raz jednak, podobnie jak i znakomita większość pielgrzymów, nocowałam w szkole. Do dyspozycji mieliśmy korytarz – na jednym tylko piętrze, na podłodze koczowały obok siebie setki osób. Każdy miał dla siebie jakieś 50 centymetrów szerokości, było więc niesamowicie ciasno, a całość wyglądała jak jakiś obóz dla uchodźców lub tymczasowe schronienie dla powodzian. Nie miałam ze sobą karimaty, ale na szczęście płytki PCV okazały się nie tak twarde, na jakie wyglądały. Nie była to jednak zbyt przyjemna noc – niektórzy szli spać bardzo późno, inni znowu zerwali się już o 4 rano. Światła przez całą noc nie zgaszono, jakbyśmy byli w jakimś więzieniu. Szczęśliwie ulokowałam się obok posągu patrona i ładnych parę metrów w każdą stronę nie było przy mnie nikogo z wyjątkiem mojej koleżanki, a muszę przyznać, że strasznie nie lubię takowej przymusowej bliskości z obcymi ludźmi. Szczęśliwie też obok szkoły był basen, gdzie za zaledwie 4 złote mogłam sobie popływać, skorzystać ze zjeżdżalni, a później wziąć gorący prysznic. Wyrozumiała obsługa wpuszczała pielgrzymów w dowolnych strojach. Moja sportowa bluzka bokserska i czarne figi wyglądały prawie jak kostium kąpielowy.
Ksiądz często starał się rozbawić nas dowcipami, choć niektóre z nich były – moim zdaniem – tak słabe, iż Karol Strasburger wydawał się przy nim mistrzem ciętej riposty. Czasem jednak żarciki bywały udane. Większość grupy zaśmiewała się z poniżej przytoczonej historii. Sedno opowieści nie było głupie, choć do dziś zastanawiam się, jak wyczulony węch miał ksiądz, albowiem mi jeszcze nigdy nie zdarzyło się poczuć podobnych zapachów z jadącego samochodu. Tym bardziej, że w BMW standardem jest klimatyzacja... A oto i rzeczona historia:
- Przed chwilą minęło nas rozpędzone BMW. W środku byli roześmiani młodzi ludzie, a za BMW unosił się taki dziwny, narkotyczny zapach. To była trawka. Oni tak jadą, palą trawkę i myślą: jacy ci pielgrzymi są biedni. A to oni, w tym BMW są biedni!

W podobny sposób ksiądz przedstawił historyjkę o „różnych przebierańcach na Woodstocku”. Mam wrażenie, że wiele osób wciąż myli tamten legendarny Woodstock, kiedy to LSD brano garściami i panowała wolna miłość, z tym, który dziś organizuje Jerzy Owsiak i na którym jest prohibicja. Tak, tak, alkoholu mocniejszego niż piwko tam się nie dostanie! A że zawsze można spotkać kogoś za przeproszeniem urżniętego jak świnia – to samo zdarza mi się w centrum mego miasta. Najwięcej jednak do powiedzenia o Woodstocku mają ci, którzy nigdy tam nie byli. Zresztą raz weszłam w dysputę na ten temat z grupą pielgrzymów, którzy żywili właśnie przekonanie, iż Przystanek Woodstock to nic innego, tylko Sodoma i Gomora. Oczywiście, nikt z nich tam nie był. Na marginesie dodam, że jedna z takich osób uparcie mówiła „Gomoria”. Rozumiem, że w kwestii Woodstocku może się mylić, ale będąc na pielgrzymce słownictwo biblijne powinno się mieć opanowane, czyż nie?

Podobały mi się wypowiedzi księdza o tym, jak postępować przy osobach ciężko, często nieuleczalnie chorych. Mówił, że jeśli będziemy im opowiadać, że to Chrystus ich tak doświadcza, bo ich kocha, to wtedy „ta osoba uniesie słabnącą rączkę i ci wyrżnie”. Ksiądz uczył nas pokory i tego, żebyśmy stronili od moralizatorstwa. Żebyśmy nie żądali za wiele i nie chcieli wiedzieć za wiele – jesteśmy przecież tylko ludźmi. Żebyśmy też nie liczyli na zbyt wiele, nie robili zakładów z Bogiem. Nie umiem tutaj tego dobrze zrelacjonować. W każdym razie, bardzo mi się to wszystko podobało i przemawiało do mnie.

Wróćmy jednak na szlak pielgrzymkowy. Zaskakiwał mnie niejednokrotnie stosunek postronnych osób do naszej wędrówki. Wiele razy zdarzyło się, że mieszkańcy mijanych miejscowości wybiegali i ze łzami w oczach błagali, żeby dopuścić ich do krzyża, który był niesiony na początku grupy. Następnie ów krzyż całowali, z nieukrywanym wzruszeniem. A przecież to tylko krzyż, to tylko przedmiot! Oni zaś traktowali go, jakby był wykonany - co najmniej – z drewna krzyża, na którym umarł Jezus. Raz zobaczyłam mężczyznę, który padł przed grupą pielgrzymów na kolana i przeżegnał się kilkakrotnie, nie wstając z kolan, póki nie przeszliśmy, a całą twarz miał zalaną łzami. Byłam w szoku. Nie wiem, czy takie zachowanie jest bardziej przejawem religijności, czy zabobonu, a może jeszcze czegoś innego?

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto