Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Twórz i wystawiaj - czyli o wystawach nie tylko fotograficznych

Pleciuga Łazowska
Pleciuga Łazowska
Wernisaż mojej pierwszej wystawy
Wernisaż mojej pierwszej wystawy
Podobno każdy z nas nosi swoją marszałkowską buławę w plecaku. Rzecz tylko w tym, by owej "buławy" nie trzymać w przysłowiowym plecaku i mieć odwagę pokazać ją światu, bowiem do odważnych świat należy...

Do napisania tego tekstu skłonił mnie jeden z dziennikarzy obywatelskich, który nie przejmując się licznymi uwagami krytycznymi pod adresem jego zdjęć - wystawę własnych prac zorganizował. O skutkach jego zamysłu zapewne dowiemy się po wernisażu. Być może - okaże się, że decyzja zorganizowania tej wystawy była błędem autora, ale przecież ten się nie myli co nic nie robi, a na błędach własnych człowiek powinien się uczyć i właściwe wnioski z nich wysnuwać.

Twórz i nie chowaj do szuflady

Każdy, lub prawie każdy z nas ma potrzebę pisania prozy i poezji, malowania, czy fotografowania. Nie każdy jednak uważa, że jego twórczość nadaje się do pokazywania na szerszym forum. Na ogół bywa tak, że skutki naszych działań twórczych drzemią sobie spokojnie na dnie naszych szuflad i tam w końcu dokonują swojego żywota. Przyczyny tego mogą być różne. Być może - nie mamy pewności, czy nasza twórczość jest cokolwiek warta, a już z pewnością nie zasługuje na wyeksponowanie jej na szerszym forum, czyli na wystawie.

Być może obawiamy się konfrontacji z otoczeniem, ponieważ nikt nie lubi być krytykowany. I takim oto sposobem sprawiamy, że nasza "buława marszałkowska "spoczywa sobie w "plecaku" zamiast być naszym orężem w akcentowaniu tego czym różnimy się od innych. A zatem moja skromna rada: Twórz i nie chowaj do szuflady, bowiem może się okazać, że to co tworzysz - jest warte pokazania.

Nie taki diabeł straszny jak go malują

Doświadczenia, związane z pierwszą w moim życiu wystawą będę pamiętać do końca moich dni. Jest to bowiem przeżycie, o którym trudno zapomnieć. Moje emocje, związane z wernisażem były tak silne, że nie obyło się bez interwencji karetki pogotowia, ponieważ od nadmiaru wrażeń... zemdlałam. Wystawa jednak odniosła swój spektakularny sukces i było o niej głośno w łódzkich mediach - nie wyłączając telewizji.

Zachęcona powodzeniem - po roku od tamtego debiutu zorganizowałam następną wystawę - tym razem już w innej galerii. Po prostu uwierzyłam, że nie taki diabeł straszny, jak go malują i nie święci garnki lepią. I ta wystawa wzbudziła spory aplauz wśród zwiedzających, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że skoro tworzę - powinnam owe wytwory mojej wyobraźni i rąk ludziom pokazywać.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia

Kto połknął bakcyla tworzenia, ten już nigdy od niego się nie uwolni. Kto choć raz zdecydował się na publiczne zaprezentowanie własnej twórczości, ten dobrze wie, że apetyt na takie konfrontacje rośnie w miarę ich konsumowania. I ja także nie jestem wolna od tego "nałogu". Od tamtej, pierwszej wystawy minęło już wiele lat, a w moim skromnym dorobku takich i podobnych wystaw było już siedem. Teraz myślę o następnej. Pokazać - co się ma do powiedzenia w kwestii osobistego stosunku do otaczającej nas rzeczywistości - to wielkie i bardzo interesujące doświadczenie i właśnie z tego powodu namawiam tych "szufladowych" twórców by nie ukrywali swoich talentów i uzdolnień w przepastnych szufladach biurek, ale mieli odwagę je pokazywać - nie tylko w internecie.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto