Zapewne jest tak samo i obecnie, ale upływ czasu, geometryczny postęp w nagromadzeniu wiedzy i konieczność nadążania za najnowszymi jej zdobyczami, zmieniają diametralnie warunki nauki. Gdyby młodzież miała opanować to, co my, wojenne pokolenie, plus to wszystko, co potem zostało odkryte, opisane i wprowadzone w życie, nauka młodego człowieka musiałaby trwać o kilka lat dłużej. Ponieważ jednak jest to niemożliwe, władze oświatowe dokonują zmian programowych.
Nie jestem fachowcem, wypowiadać się o istocie tych reform nie będę; mogę tylko wywnioskować ze skutków pośrednich, że coraz cięższy jest los zarówno nauczyciela jak i młodego człowieka. Tegoroczne testy, jak donosi prasa od początku egzaminów maturalnych, pełne są błędów. Tak licznych, że pan Legutko podał się do dymisji, co w Polsce jest zjawiskiem niezwykle rzadkim. (Jest coś na rzeczy, że w kraju, gdzie werbalizuje się szaloną troskę o dzieci, akurat ludzie powołani do opieki i kształcenia ustępują ze stanowisk z powodu swej indolencji, głupoty, czy śmieszności).
Kiedy moja przyjaciółka, emerytowana nauczycielka fizyki wyrywa sobie resztki włosów z głowy, opowiadając o brakach programowych i błędach w zadaniach nawet ja, noga stołowa w fizyce, doceniam grozę faktów. A mówi rzeczy straszne. Udzielając "potrzebującym fizyki" korepetycji, czy przygotowując ich do egzaminów wstępnych na uczelnię musi najpierw:
1. ogarnąć braki ucznia, czyli wykryć białe plamy w mózgownicy;
2. popadając w trans jak Pytia, odgadnąć, co też temu człowiekowi może być potrzebne na egzaminach;
3. wykryć błędy w zbiorze zadań, jakim się delikwent posługiwał w szkole;
4. ułożyć własny program lekcji na podstawie wypróbowanych, starych podręczników;
5. uzupełnić braki w wiedzy w ciągu tylu lekcji, na ile stać rodziców.
To tak z grubsza rzecz ujmując.
Ponieważ od wielu już lat moja przyjaciółka nie miała przypadku, aby jej podopieczny nie zdał matury z fizyki lub na wybraną uczelnię, ma kobieta, jak się to mówi, łeb nie od parady i "nosa", co w praktyce przekłada się na wyjątkowej klasy fachowość.
Tu nawiązać wypada znowu do dymisji pana Legutki, który bierze na siebie odpowiedzialność za około maturalne skandale. Rodzi się pytanie - jaką odpowiedzialność i czy w ogóle - poniosą ludzie układający testy, piszący podręczniki mające być podstawą wiedzy naszej młodzieży, układający zadania z błędami, układający programy nauczania na zasadzie skoków pijanego konika szachowego? Czy za to narastające od lat zjawisko odpowiada sam pan Legutko? Na pewno nie.
Gdzieś na wyżynach władzy decydującej o wykształceniu młodzieży doszło powoli do degrengolady i kompletnego braku kontroli nad tym, co się wrzuca do programów szkolnych i na rynek podręczników. Czy ktokolwiek nad tym panuje? Kto pisze podręczniki, układa testy, kto to weryfikuje? Czy pisanie podręczników i układanie testów nie stało się przypadkiem wyłącznie sposobem na zarabianie pieniędzy przez znajomych królika? To są niefachowe pytania do fachowców, a ja nie pierwszy raz wyrażam zadowolenie, że nie jestem już rodzinnie zaangażowana w sprawy szkolne; oraz serdeczne wyrazy współczucia dla rodziców, którzy w tej surrealistycznej rzeczywistości muszą swoim dzieciom budować przyszłość.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?