Informacja o spaleniu dębu była wstrząsem zarówno dla leśników, przyrodników, jak i samych okolicznych mieszkańców. Wszyscy mówili jednym tonem: to bezprzykładne barbarzyństwo, niepowetowana strata dla pomników przyrody w Europie.
Wiadomość o podpaleniu dębu także była szokiem dla innych. Przyjmowano ją z niedowierzaniem. O tym informowały Wiadomości24.pl.
Drzewo było jednym z nielicznych szypułkowych dębów w naszym kraju, jednak było z nich najgrubsze i najstarsze. Obwód dębu, mierzonego na wysokości 1,3 metra wynosił 10.43 m, wysoki był z kolei na 22 metry. Jego wiek szacowało się na ponad 600 lat, a nawet na 700, najprawdopodobniej w okolicach roku 1350 był dopiero żołędziem.
Rósł na skarpie pradoliny Odry w odległości trzech kilometrów od miejscowości Zabór w powiecie zielonogórskim. Stał się wielką atrakcją turystyczną w Nadleśnictwie Przytok. - Skarb klasy europejskiej - powtarzano często. Okazało się teraz, że ów skarb nie był tak pieczołowicie chroniony. Mówi się o niefrasobliwości zarówno leśników, jak i przyrodników.
Przestał istnieć 15 listopada ubiegłego roku, z niedzieli na poniedziałek. Przewrócił się i rozpadł na drobne kawałki po tym, jak podłożony przez wandali ogień strawił jego wnętrze.
- Wielokrotnie przebywałem tutaj, przyprowadzałem członków swojej rodziny i znajomych z kraju, robiliśmy zdjęcia, cieszyliśmy się, że w okolicy mamy taką atrakcję - mówił tuż po bezpowrotnym zniszczeniu drzewa dla W24, mieszkaniec Zaboru, Roman Danilkiewicz. - Tych podpalaczy z miejsca wsadziłbym do więzienia! Brak słów! Trzeba bić na alarm!
Zielonogórska policja w szybkim tempie zaczęła szukać sprawców podpalenia. Już po kilku dniach, jak poinformowała W24, rzecznik prasowy miejskiej komendy, komisarz Małgorzata Stanisławska, policja wytypowała osoby, mogące mieć związek z tym barbarzyńskim aktem.
Następnego dnia, kom. Stanisławska powiedziała W24: - Wczoraj zatrzymano nieletnią osobę do sprawy prowadzonego śledztwa. Ale nie oznacza to, że to jeden ze sprawców.
Kilka godzin później rewelacyjnych wieści także nie miała. - Proszę mi wierzyć - powiedziała - Policjanci pracują intensywnie, wszystkim nam zależy na jak najszybszym wykryciu sprawców.
Wszyscy niespokojnie więc czekali.
Szokująco długo. Po minięciu dwu tygodni W24 skontaktowały się z kom. Stanisławską.
- Ciągle trwaj czynności operacyjne. Ale zawęża się krąg podejrzanych - oznajmiła.
Tymczasem zwolniono zatrzymanego nastolatka. - Czy ciągle jest brany pod uwagę jako jeden ze sprawców? - pytamy. W odpowiedzi słyszymy, ze to tajemnica służbowa.
Sprawców podpalenia nadal więc poszukiwano. - To jest trudne - stwierdził jeden z mieszkańców Zaboru, proszący o zachowanie anonimowości. - Bo ci chłystki są tutejsi, trzymają teraz ze strachu sztamę przed konsekwencjami swojego wybryku. Pary z gęby nie puszczą tak łatwo. Ale prędzej czy później musi pojawić się jakiś przeciek.
Lecz teraz prokuratura umorzyła śledztwo, zaś Sąd Okręgowy w Zielonej Górze decyzję zaakceptował. - Nie było możliwości ustalenia sprawców - komunikuje mł inspektor Lidia Kowalska z miejskiej policji. Dodaje natychmiast: - Nie oznacza to, że wszelkie procedury zostały zaniechane...
Nikt tu przecież nie wierzy, że ogień pod historyczny dąb podłożony został przez osoby zamiejscowe, a może nawet przez nasłanych terrorystów...
"Napoleon" miał w środku olbrzymią dziuplę, do której jednocześnie mogło z powodzeniem wejść kilkanaście osób. To pamiątka pierwszego, celowego podpalenia drzewa w 1925 roku, a być może w 1927 (jest kilka źródeł przekazu). Sprawcę wówczas ujęto. Prawdopodobnie wtedy wypełniono ją cementową plombą. Po około 40 latach wyjęto ją, ale dąb zaimpregnowano od środka.
Niestety, w czasach nam współczesnych, stał się magnesem dla wandali. Urządzali w środku dziupli przeróżne hulanki i wybryki. Czuli się bezkarni.
Ale, co jest szczęściem, "Dąb Napoleon" ( swoją współczesną nazwę zawdzięcza legendzie, głoszącej, iż podczas wojny 1812 roku, pod jego konarami odpoczywał sam Napoleon Bonaparte, w marszu na Rosję), bezpowrotnie nie zginął. W galerii dębów w Jeziorach Wysokich (w powiecie żarskim) rośnie w starym parku spacerowym, należącym do byłego majątku rodziny Breulów - jeden potomek. Natomiast w podzielonogórskiej szkółce w Ochli są dwie 6-letnie sadzonki, także jedna w nadleśnictwie Brzózka.
- W aktualnej sytuacji nabrały one wielkiej wartości - zauważa rzecznik prasowy Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Zielonej Górze, Janusz Zawada.
Leśnicy, jak dowiedziały się W24, fragment pnia Napoleona przekażą do muzeum leśnictwa w Gołuchowie k. Kielc. - Może z resztek dębu wyprodukujemy jakieś gadżety - zastanawia się jeszcze rzecznik Lasów.
- Napoleona zgubiła sława - twierdzą okoliczni mieszkańcy.
Leśnicy jednak dotąd nie spotkali się z takim barbarzyństwem. Owszem, niszczono leśne parkingi, wyposażenie ścieżek przyrodniczych, czy w końcu na pomnikach przyrody, zwłaszcza na drzewach, wycinano napisy. - Teraz okazuje się, że najlepiej jest "ukrywać" dla osób postronnych wszelkie przyrodnicze okazy i atrakcje – mówi jeden z podenerwowanych przyrodników.
Drzewo było objęte ochroną już przed II wojną światową. Jako pomnik przyrody powiatu zielonogórskiego, wpisany został do urzędowego rejestru. Dąb wówczas nosił nazwę profesora Theodora Schubego, bowiem w 1920 roku, władająca tutejszą okolicą księżna Hermina von Schonaich-Carolath (po śmierci swojego męża, późniejsza żona cesarza Wilhelma II), nadała mu imię niemieckiego botanika i pasjonata ochrony przyrody.
Współcześni leśnicy w oddali od dębu zrobili specjalne palenisko na ognisko, poustawiali stoły i ławy. Wszystko to dla turystów...
- Okazało się, że zabrakło szansy dla Napoleona, aby mógł jeszcze tutaj sobie swobodnie żyć - stwierdza wspomniany przyrodnik.
9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?