Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Upiór w operze" - rozmach i zawód

Redakcja
Ukłony artystów po przedstawieniu "Upiora w operze"
Ukłony artystów po przedstawieniu "Upiora w operze" Krzysztof Krzak
Przedstawienie "Upiór w operze" w warszawskim Teatrze Muzycznym Roma stało się głośne jeszcze przed jego oficjalną premierą, choćby za sprawą zaproszenia na nią wylicytowanego na aukcji WOŚP za 10 tys. zł.

Zakrojona na szeroką skalę akcja promocyjna widowiska przyniosła pożądany efekt: jest ono grane od 15 marca 2008 r. (dzień prapremiery polskiej) przy kompletach, a nawet nadkompletach widzów. Bilety trzeba rezerwować z wielomiesięcznym wyprzedzeniem. Nie ukrywam swojego zadowolenia z faktu, że 10 października udało mi się zasiąść w przepełnionej i dusznej sali teatru przy Nowogrodzkiej w Warszawie.

Myślę, że każdy kto choć trochę interesuje się sztuką wie, o co w musicalu Andrew Lloyda Webbera chodzi: to historia miłości tytułowego upiora, mieszkającego w budynku opery do jednej pieśniarek, młodziutkiej i pięknej Christine Daae (Paulina Janczak). Swoimi działaniami, z owej miłości płynącymi, wywiera on wpływ na poczynania właścicieli Opery Populaire w Paryżu, którzy jako główną gwiazdę swojego teatru lansują mizoginiczną, posuniętą w latach i nieszokującą wokalnym talentem Carlottę Giudicelli (Barbara Melzer). Upiór (Damian Aleksander) powoduje niespodziewane wydarzenia, mające uprzykrzyć życie włodarzy sceny, którzy nie respektują jego poleceń przedstawianych w listach kierowanych do wszystkich zainteresowanych. A to Carlotta traci głos, a to spada na nią potężny żyrandol...Miłość Christine do tajemniczego mieszkańca opery bynajmniej nie jest prosta i oczywista, jak na miłsną opowieść przystało, bowiem do jej serca i ręki uzurpuje sobie prawo też wicehrabia Raoul de Chagny (Marcin Mroziński). A zatem historia miłosna jakich wiele...

Snuje się ona w warszawskiej Romie przez blisko 160 minut. Tyle bowiem trwa spektakl wyreżyserowany przez samego dyrektora, Wojciecha Kępczyńskiego. Powiedzieć trzeba od razu: wyreżyserowanego z ogromnym mistrzostwem i znajomością sztuki reżyserskiej. Właściwie każdy szczegół jest tu dopracowany z niespotykanym pietyzmem (wystarczy poobserwować sceny zbiorowe w wykonaniu tancerzy na drugim planie, które mogłyby być jedynie tłem dla wydarzeń dziejących się na głównej przestrzeni scenicznej, a są "perełkami" choreograficznymi autorstwa Pauliny Andrzejewskiej - Molak). Scenografia Pawła Dobrzyckiego, kostiumy Magdaleny Tesławskiej i Pawła Grabarczyka to mistrzostwo świata, nie mówiąc już o reżyserii świateł, która jest dziełem Bogumiła Palewicza.

Ci twórcy swoją pracą dokonali tego, co w teatrze od zawsze było najistotniejsze: stworzyli prawdziwy (choć przecież sztuczny) świat. Generalnie rozmach inscenizacyjny "Upiora w operze" w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie powala. Jeśli do tego przeczytamy w programie (do którego dołączana jest płyta DVD o 10-letniej historii tej sceny), że spadający z prędkością 2 metrów na sekundę żyrandol waży 250 kilogramów, a słoń pojawiający się w I akcie jest o 100 kilogramów cięższy i dotarł do Romy drogą powietrzną - to nic dziwnego, że dłonie same składają się do oklasków dla twórców przedstawienia i jego realizatorów.

Mnie osobiście zabrakło w w "Upiorze w operze" jakiejś chwytliwej melodii (jak choćby "Memory" w "Kotach" tego samego autora), którą po wyjściu z teatru można by nucić, przdłużając pamięć o widowisku. Ale o to pretensje kieruję głównie do lorda A.L. Webbera. Natomiast na miejscu reżysera zrezygnowałbym z części partii śpiewanych na rzecz mówionych. Zdarza się bowiem tak, że zbyt długo śpiewane arie lub duety powodują znużenie widzów i dłużyzny w akcji. Z wykonawców wyróżniłbym bardzo dobrą wokalnie i aktorsko Annę Sztejner (Madame Giry) i "charakterystyczną" Barbarę Melzer. Przede wsystkim jednak, moim zdaniem, jest to przedstawienie piękne i wielkie pod względem plastycznym i realizacyjnym. Jest też doskonałym przykładem tego, do czego można dojść, pracując w rozumiejącym się zespole artystycznym, któremu "chce się chcieć".

Doskonale zdaję sobie sprawę, że jakiekolwiek krytyczne uwagi nie spowodują zmniejszenia kolejek do kasy Teatru Muzycznego Roma, któremu w roku jubileuszu życzę wielu sukcesów artystycznych i frekwencyjnych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto