Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Vena Amoris" Anity Lipnickiej: łagodnie, sennie, nudnawo

Redakcja
Okładka płyty Anity Lipnickiej.
Okładka płyty Anity Lipnickiej. materiały prasowe
Poniekąd w cieniu anonsowanej od dawna płyty Edyty Bartosiewicz ukazał się 4 października 2013 roku nowy krążek innej popularnej piosenkarki, Anity Lipnickiej zatytułowany "Vena Amoris".

Płyta wyprodukowana przez Mystic Production jest pierwszą od dziesięciu lat, na której Anita Lipnicka, pierwsza wokalistka zespołu Varius Manx, śpiewa wszystkie piosenki w języku polskim. "Vena Amoris" (w wolnym tłumaczeniu: żyła miłości prowadząca od palca z obrączką ślubną do serca; termin wywodzi się ze staroegipskich wierzeń) jest niezwykła także pod względem ekspresowego czasu nagrania. Jak mówiła wokalistka w licznych wywiadach towarzyszących promocji płyty, nagrań dokonano w zaledwie osiem dni, w dodatku "na żywo" w londyńskim Fishmarket Studios. Realizatorem nagrań jest Greg Freeman, a całość zmiksował Stuart Bruce. Angielscy byli też muzycy towarzyszący wokalistce. Grają oni na takich rzadko używanych w muzyce pop - rockowej instrumentach, jak pedal steel, banjo, wibrafon czy Wurlitzer. I rzeczywiście w płaszczyźnie instrumentalnej na płycie "Vena Amoris" dzieje się sporo i stosunkowo ciekawie (osobiście lubię brzmienie trąbki w tytułowej piosence).

Zdecydowanie gorzej jest w warstwie tekstowej i wokalnej. Mimo wyznań artystki, że chciała nagrać coś, co nie kojarzyłoby się z żadnym z jej wcześniejszych dokonań, to jednak słuchając jej nowej płyty trudno nie przywoływać z pamięci piosenek, które Lipnicka nagrała na swoich wcześniejszych albumach, tak tych solowych, jak i tych nagranych z Johnem Porterem. W tekstach mamy więc charakterystyczne na autorskiej maniery piosenkarki obrazy nocy, ptaków, samotności, snu, łez i tym podobnych wyśpiewanych łagodnym głosem artystki, które ktoś kiedyś określił jako "Jeki z Białołęki". Nawet, gdy śpiewa ona w "Komecie": "Kochany, obawiam się, że odchodzę", to robi to tak, jakby właśnie jakaś dzierlatka wyznawała dozgonną miłość swemu chłopakowi, bez choćby cienia negatywnych emocji, na dodatek w rytmie kołysanki. Takich walcujących melodyjek jest zresztą na tej płycie więcej: "Sen Laury", "Monochrom", "Trzecia zima", "Za dużo aniołów" - ciężko je odróżnić od siebie. Na ich tle pozytywnie wyróżnia się countrowe "Wodowanie". To trochę mało jak na 12 utworów.

Słuchaczy, którzy chcieliby się przekonać do sztuki wokalnej Anity Lipnickiej może też zrażać jej maniera wykonawcza polegająca na spłaszczaniu samogłosek o, a lub y. Drażni też zbyt częste przenoszenie akcentu w wyśpiewywanych wyrazach tudzież wypełnianie czasu piosenki zaśpiewami typu: ooo, la la laj. Wadą zasadniczą tej płyty jest jednak jej... jednorodność, która nawet najlepiej usposobionego do "Vena Amoris" i Anity Lipnickiej doprowadza do znużenia już w połowie słuchania płyty. Tymczasem 10 października piosenkarka zaczyna w Rzeszowie trasę koncertową promującą jej najnowsze dokonanie fonograficzne.

od 7 lat
Wideo

NORBLIN EVENT HALL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto