Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W24: seria artykułów o wierze i nauce

Maria Czerw
Maria Czerw
Krzysztof Mizera
- Ludzie wierzący nie mogą obiektywnie uprawiać nauki, chyba że wyrzekną się wiary. Przekonanie to utkwiło w mentalności scjentystycznej tak silnie, że wiara od nauki została odseparowana kordonem ochronnym, tak jak izoluje się zarażonych.

Przekonanie o szkodliwości wiary dla rozumu utrwaliło się w czasach rewolucji bolszewickiej i nazistowskiej. Obie powoływały się na darwinizm. Ponieważ człowiek pochodzi od małpy, jakże można mówić jeszcze o Bogu. Naiwne i proste wytłumaczenie świata wyzwolonego od sacrum nie wyprostowało stosunków społecznych i nie zbliżyło nikogo do rozwiązania zagadek wszechświata i człowieka. Choć komunizm i nazizm minął, takie postaci jak Michał Heller - ksiądz i naukowiec budzą konsternację w środowiskach, nierzadko tkwiących mentalnie w minionej dialektyce "naukowej". Ich zasadniczym błędem jest brak rozróżnienia wewnątrz metodologii i między metodologiami.

Dobre rozeznanie między poszczególnymi dyscyplinami zawsze prowadzi do efektu pokojowego współżycia i czerpania inspiracji. Uniwersytecka koegzystencja wydziałów filozoficznego, naukowego i teologicznego służyła wiedzy. Przewroty kopernikański, newtonowski czy mendlowski (genetyka) a nawet ten Charlesa Darwina fundowane były na uzgodnieniu wiary i nauki, a nie na ich przeciwstawianiu.

Inspiracja ateistyczna może być równie irracjonalna co teologiczna. Obie mogą być też równie twórcze. Ale gdy się mówi o tej drugiej to głównie pejoratywnie. W naukach społecznych i ścisłych "inspiracja" zewnętrzna zawsze jest obecna, gdyż naukowcy nigdy nie poszukują w pustce, skądś czerpią pomysły. Ważna jest procedura dowodowa: powielanie eksperymentów czy innego rodzaju badań w innych okolicznościach, rzetelność warunków badawczych i umiejętność osadzenia wyników w głównych nurtach teoretycznych.

Styl myślenia Alberta Einsteina był hipotetyczny - geniusz nie startował z poziomu empirycznego. Tak samo spekulatywnie rozprawiamy o Bogu. Wiele z odkryć czy przewidywań genialnego fizyka nie doczeka się empirycznego signum nawet w tym wieku. Dlaczego jedną z takich hipotez spokojnie oczekującą na rozwiązanie nie mógłby być nie stygmatyzowany żadną ujemną etykietą ("urojony") Bóg?

Jeśli w kilku zdaniach podejmujemy się opisania złożonej rzeczywistości teologicznej, to wiele ryzykujemy - uproszczenie teologiczne z góry (apriori) kwalifikuje wiarę do niedorzeczności (tym to dziwniejsze, że mitologia legła u podstaw filozofowania). Marek Chorążewicz w artykule "Czy wiara w Boga zależy od poziomu wykształcenia?" (brzmi jak: "Czy leci z nami pilot?") sugeruje, że zło jest aktem stworzenia, modlitwy rzadko kiedy zostają wysłuchane (ma to dowodzić, że Boga nie ma) i nie ma też argumentów na istnienie życia po śmierci.

Jest sens dyskutować z uprzedzeniami, które spory (80 proc. ludzkości) kawałek rzeczywistości zamykają we wczesnodwudziestowiecznym muzeum dla ateistów? Pan Marek nie poddaje zwątpieniu i szczerej falsyfikacji swoich tez, co należy do dobrego tonu w nauce. Tym samym dość przyjemny w odbiorze tekst samodegraduje do kolejnej antyklerykalnej opowiastki z powołaniem na naukę.

Wystarczyła odrobina erudycji, aby odbić się od "mędrkowatej" tonacji świadków Jehowy tudzież młodzieżowego kółka darwinistów z lat 60. Wystarczyło przytoczyć stanowisko teologii, która dość wcześnie rozprawiła się z dylematem teodycei: Bóg dopuszcza zło, jako element wolności człowieka, ale nigdy go nie chciał ani bezpośrednio nie stworzył. Albo dopowiedzieć, że niektórzy profesorowie medycyny rozpowszechnienie klinicznego doświadczenie śmierci w czasie i przestrzeni uznają za dowód przejścia w inną rzeczywistość. Można też podważać skuteczność modlitwy, ale żaden poważny naukowiec nie będzie badał fenomenu, który raczej wymyka się instrumentalizacji naukowej. O wiele ciekawsze jest spojrzenie na fenomen modlitwy oczami teologów, którzy jej sens widzą w korespondencji obu woli: ludzkiej i boskiej. Ciekawe są też dane, które mówią o tym, że ludzie częściej modlą się o dobra duchowe niż materialne. Ośmieszanie aktów wiary jest tym samym, co wykluczanie możliwości istnienia równoległych cywilizacji w innych galaktykach. Trudniej dzisiaj jest ośmieszyć ingerencję UFO w życie ziemian, aniżeli wiarę w Boga.

Jak z truizmami bywa równie dobrze można postawić antytezę do artykułu pana Marka: Wydaje się, że do zaakceptowania czy wyznawania jakiegoś światopoglądu jest potrzebna jakakolwiek wiedza naukowa.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto