Prezes wszak ma całkowitą wolność słowa w partii, która wygrałaby wybory gdyby nie sprzysiężenie i bezprzykładna koncentracja wrażych sił, które wzorem pomidorów z Pudliszek niebywałe stężenie osiągnęły.
Póki co rząd, którego już nie ma, ale jest, pełni swe obowiązki jak nigdy dotąd – dzień i noc zachwycając nas aktywnością i troską o nasze dobro. Nawet projekty ustaw przedkładane są na briefingach, żeby przypadkiem ktoś nie przegapił, a co gorsza – w przyszłości nieodpowiednim osobnikom nie zawdzięczał.
Tak więc rząd rządzi jak mało który, reprezentacyjne oblicze pałacowe wygłasza zapowiedzi oraz wyjaśnia, co pan prezydent miał na myśli, a ja do krwi ostatniej ogryzam pazury: czy aby ustalą godzinę i czy aby na pewno się odbędzie.
Desygnowanie, rzecz jasna. Desygnowanie jakiego jeszcze nie było! Bo nie dość, że partia całkiem wraża i knajacka, to jeszcze – jak powiadomiła ostatnio małpa w czerwonym, (to nie była kiecka) – jest to zwyczajnie puszka Pandory. Ta partia znaczy się. To PełO, czyli hucpa! Co ludziom honorowym nie pozostawia wyboru: raczej skoczyć bez bandżi, niż doczekać plag egipskich, nawrotu postkomuny, powrotu oligarchy, a może nawet zmartwychwstania samego batiuszki. Na domiar wszystkiego przewija się w antraktach i spotkaniach oraz brief- i anty-fingach postać z piekła rodem, czyli Belfegor: dorośli pamiętają, kto zacz.
A wszystko przez to, że stówkę za "Bóg zapłać" na tacę podstawioną pod prezydencki nos wyłożył i nawet mu ręka nie zadrżała. Wróg w domu i szkodnik na amerykańskiej arenie. Po próżnicy pan prezydent język sobie strzępi i gardło w cztery oczy zdziera. Taki co to na podwórku wychowany i tak po knajacku swoje zrobi.
Jakby tych nieszczęść było mało, wśród huku i zgiełku przez niejaka Hankę czynionym, prezes partii, która jest oczywiście w większości reprezentując mniejszość, walkę rozpaczliwą podjąć musiał z kłębowiskiem żmij wyhodowanych na własnym biuście.
Coraz to któryś pisze, pyskuje, rezygnuje, fochy stroi, odmienne zdanie wygłasza, prezesowi okoniem lub inną ością w gardle staje. Strasznie dziwnie się porobiło: przyPiSani do prezesa, „fora ze dwora" słysząc, mandaty ludowi pracującemu miast i wsi zaprzysiągłszy, nigdzie nie idą. Ale przecie idą. W zaparte. Że ideolo to oni tacy sami, podczas gdy gołym okiem prezesa widać, że całkiem ich odmieniło. I tak zalatanemu prezesowi, któremu coraz częściej przyszło czarna polewkę byłym przybocznym serwować, jeden tylko najwierniejszy z wiernych pozostał i pozostanie. Człek rodu szlachetnego, który za małego rycerza bez trudu czynić w potrzebie będzie.
A tymczasem, na tle jakże burzliwych dziejów historii współczesnej, w oczekiwaniu na podwórkowego osobnika, który w ślad za Dudim przytupie i zaśpiewa „mój jest ten kawałek podłogi”, należy odnotować, że z serdecznej rady udzielonej w ostatnim poradniku (o podrzucaniu kukułczych jaj,) odchodzący skorzystali skwapliwie i podrzucili następcom jajo nie tylko kukułcze, ale wręcz śmierdzące, zbukiem w gwarze ludowej zwane: wdzięczni za opokę, opiekę i dobrotliwe napomnienia żony, która nie wiedziała co plecie - przekwalifikowali Obrońcę Stoczni na Termowierta Ciepłolubnego.
Czy zakonna mutacja Pomysłowego Dobromira w ziemi dziurę wywierci i czy mu dojdzie do wytrysku? Dziwna byłaby to przygoda jak na braciszka w celibacie, ale żyjemy w krainie cudami słynącej, więc i to jest możliwe.
Nowi ministrowie w rządzie Donalda Tuska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?