Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Walka z dopalaczami jako leczenie skutków, a nie przyczyny

Redakcja
Tematem numer jeden w kraju od kilku dni jest walka z tzw. dopalaczami. Zamyka się sklepy, w pośpiechu przygotowuje ustawy, mające na celu zakaz obrotu tymi substancjami. Wszyscy skupili się na sprzedawcach, a nikt na klientach.

Od kilku tygodni toczy się burza medialna wokół tzw. dopalaczy. Są to psychoaktywne środki działające podobnie do narkotyków, nazywane jednak przez dystrybutorów "produktami kolekcjonerskimi", mogą być sprzedawane legalnie. Popyt na na owe substancje okazał się ogromny, sklepy zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu, a media zaczęły prześcigać się w informacjach o tym, jakiego to majątku na nich nie zbił właściciel największej sieci sklepów z dopalaczami. I tak oto po wielu dyskusjach, awanturach i kolejnych doniesieniach o zatruciach tymi specyfikami w miniony weekend inspektorzy sanitarni w asyście policji wkroczyli do niemal wszystkich sklepów handlujących tym asortymentem w Polsce, zamykając je czasowo pod pretekstem jednego czy drugiego przepisu, a rząd w pocie czoła kombinuje ustawę mającą na celu całkowicie zniechęcić sprzedawców do zarabiania pieniędzy na "sprzedawaniu śmierci".

Takim działaniom jedni biją brawo, drudzy się sprzeciwiają argumentując, że tzw. państwo musi działać zawsze w imieniu prawa, a nie na jego granicy, wszyscy jednak, jak jeden mąż trąbią, od tygodni o handlowcach, hurtowniach, sieciach sklepów, dystrybutorach, a nikt, albo prawie nikt nie wspomina o tym, że gdyby nie ogromne jak się okazało zapotrzebowanie na "odlot", nie byłoby w ogóle sprawy. W jednej z telewizji podano, że szacuje się, iż liczba klientów takich sklepów wynosi około 360 tysięcy. To jednak tylko jakieś szacunkowe dane, którym nie można ufać, jednak już dane o milionowych zyskach owych sieci wydają się być prawdziwe, tym bardziej że "przyznaje się" do nich sam "król dopalaczy", a w tym kraju ludzie raczej ukrywają swoje dochody, niż o nich trąbią na lewo i prawo, więc coś jest na rzeczy. Milionowe obroty, czy zyski nie biorą się znikąd. Nie są to pieniądze wąskiej grupki klientów, tym bardziej, że ceny owych produktów wahają się w granicach od kilkudziesięciu do nieco ponad stu złotych. To oznacza, że ogromna liczba osób w tym kraju chce płacić pieniądze za to by choć na chwile "odlecieć".

Tu warto zastanowić się nad tym głębiej. Pamiętać też należy, że dopalacze, dopalaczami, a wciąż kwitnie handel narkotykami (policja co chwilę informuję o zlikwidowaniu jednej, czy drugiej fabryki, a nie wierzę, że ma stuprocentową skuteczność). Sklepów monopolowych jest na naszych osiedlach więcej niż spożywczych i aptek razem wziętych, a i puby o trzeciej nad ranem wypełnione po brzegi klientami w nieco "odmiennym " stanie świadomości świadczą o dużym zapotrzebowaniu na taki czy inny "odlot". Nie znam dokładnych statystyk. Nie znam dokładnych liczb, tendencji, czy danych pochodzących z ośrodków leczenia uzależnień, jednak ponad wszelką wątpliwość problem istnieje i są powody by przypuszczać, że skala zjawiska rośnie. Co więcej, media donoszą o coraz młodszych amatorach "szmerów" w głowie.

I właśnie na tych ludziach, na tym zjawisku należałoby się skupić. Walka ze skutkami nadużywania alkoholu, narkotyków, czy innych uzależnień jest bardzo ważne, ale nie od dziś wiadomo, że zamiast leczyć owe skutki lepiej jest im zapobiegać. Kolejne rządy starają się kłaść nacisk na profilaktykę związaną z rakiem, czy innymi chorobami fizycznymi, a co z profilaktyką dotycząca uzależniania się od używek. Ktoś powie, że mówi się dużo o tym, iż dopalacze czy narkotyki są szkodliwe, a w jednej czy drugiej szkole to nawet była na ten temat godzina zajęć... Co z tego? Czy ktoś potem sprawdza czy i jak to działa? Czy ktoś zastanawia się czy straszenie przynosi zamierzony skutek, czy czasem nie ma w niektórych wypadkach wręcz charakteru reklamy? Od lat każdy palacz papierosów wie, że w z każdym kolejnym zaciągnięciem się, podnosi ryzyko zachorowania na raka, zatruwa najbliższych i w ogóle umiera powolnie na własne życzenie. Tylko czy aby te "straszaki" skutecznie ograniczają liczbę palących z roku na rok? Z doświadczenia wiem, że nie.

Czas zastanowić się nad tym nie jak walczyć z "chorym" społeczeństwem, lecz jak propagować zdrowe. Jak trafiać do młodych ludzi, nie podsuwając im kolejnych opowieści o substytucjach chemicznych, których większość i tak nie chce słuchać, lecz poprzez zaznaczanie jaki wpływ na sukcesy innych miał fakt, że osoby te trzymały się z dala od używek. Czas przede wszystkim w mediach przytaczać historię ludzi, którzy nie zaglądają do kieliszka czy lufki, a przy tym wiodą życie ciekawe, pełne blasku i przyjemności.

Że co ?Że nie mamy już takich autorytetów? Że dziś nawet sportowcy piją? Że, by wieść wesołe życie na trzeźwo, to trzeba mieć pieniądze np. na podróże? Nieprawda!!! Autorytet są na pewno, trzeba je tylko znaleźć, a nie bez sensu kopiować wzorce np. z zachodu. Sportowcy, też ludzie i niektórym się zdarzyć może, ale zapytajcie taką Justynę Kowalczyk, Adama Małysza, czy Tomasza Golloba, czy oni też rozbijają się nad ranem po hotelowych korytarzach. A pieniądze ? Pomagają, to fakt. Jednak istnieje mnóstwo pasji, które można rozwijać bez jakichkolwiek nakładów finansowych. Trzeba tylko młodych ludzi do tego zachęcać na każdym kroku. Bo jak mówią dziś młodzi: "od straszenia to są duchy".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto