Uroczystość zaprzysiężenia prezydenta RP odbyła się zgodnie z planem, przysięgę nowy prezydent zakończył słowami „tak mi dopomóż Bóg”, których chyba konstytucyjnie obowiązujący tekst nie zawiera, bo marszałek sejmu ich nie czytał. Nie sądzę, aby ten dodatek pomógł nowemu prezydentowi w oczach opozycji parlamentarnej, a również - w opinii krzyżowców z placu pod pałacem, ale biskupi je słyszeli, a o to przecież chodzi. Gdyby tego nie powiedział - słyszeliby ich brak tym bardziej.
Nieobecność Jarosława Kaczyńskiego była do przewidzenia; trzeba by się odznaczać wyjątkową klasą, aby zachować pozory, kamienną twarz i przełknąć ostateczny moment postradania wszystkiego na rzecz „jakiegoś człowieka”. Nie stało sił. Obecni na sali członkowie PiS demonstrowali niezwykłą, rzekłabym - żałobną powagę. To można zrozumieć, bo kilku z nich ma miejsca obok fotelowych ołtarzyków, gdzie pod portretami zmarłych są kwiaty; ale niestety, o ile wiem - nie ma karmy, napojów ani kadzidełek. Chyba straż marszałkowska nie pozwala, a szkoda: w zależności od zapachu mogliby okazywać swe uczucia w sposób bardziej ekspresyjny, a może nawet doznaliby wreszcie ukojenia duszy.
Wyjątek stanowiły dwie panie posłanki: jedna, której osobowości wieści sejmowe ani kamery telewizyjne nie eksponują - ni w pięć ni w dziewięć szczerzyła zęby, zapewne w przekonaniu, że ozdobi w ten sposób swe, urodziwe inaczej, oblicze. Druga - znana wszystkim doskonale z urody, figury, temperamentu, wykształcenia, spiewów estradowych, wrzasków komisyjnych oraz łez - raczyła przybyć na zaprzysiężenie prezydenta prawdopodobnie z braku miejsca do pracy. Pracy bowiem, niezwykle intensywnej, oddawała się pani Kempa w warunkach zupełnego dyskomfortu. Gadanina na Sali sejmowej, śpiewy jakieś oraz oklaski nie przerwały
wytrwałej bazgraniny w papierach, które pani posłanka przyniosła ze sobą. Pracowitość pani posłanki zwróciła kilkakrotnie uwagę jednej z kamer telewizyjnych i w ten sposób „zadanie zostało wykonane”: przyjść na salę, ale okazać demonstracyjnie całkowite dezinteresman dla "jakiegoś człowieka" oraz jednego z tych momentów, które bez względu na istnienie pani Kempy - do kalendarza w historii Polski wchodzą. Po zakończeniu pracy, pani posłanka obdarzyła kamerzystę widokiem swego zadka i w momencie aplauzu po przemowie prezydenta - ostatntacyjnie opusciła salę sejmowa.
Obserwując występ pani Kempy doszłam do wniosku, że Sejm RP nie zapewnia jej chyba godziwych warunków pracy. W związku z czym rzeczą słuszna byłoby, aby po kolejnych wyborach zatrudniono ją w jakiejś gminie, gdzie takie osobistości mogą jeszcze robić wrażenie, gdzie ciemny lud kupi "ałtorytet", a prezentowane maniery uznane zostaną za wielkomiejskie. Tak jej dopomóż Bóg.
Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?