Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Widzew – ŁKS 0:0. Derby Łodzi bez rozstrzygnięcia

Krzysztof Baraniak
Krzysztof Baraniak
Święto na trybunach, żenada na boisku – tak najlepiej podsumować można zakończone bezbramkowym remisem 57. derby Miasta Włókniarzy. To drugi z rzędu taki wynik w spotkaniu Widzewa z ŁKS.

Na ten pojedynek piłkarska Łódź czekała od dawna. Wydawać się więc mogło, że organizacja meczu dopięta została na ostatni guzik. Do absurdalnej sytuacji doszło jednak jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Olbrzymie problemy z wejściem na stadion, całkowity nieład organizacyjny i konieczność kilkudziesięciominutowego oczekiwania w kolejkach to wszystko, przez co przejść musieli kibice posiadający bilety na sektory C i D.

Wejściówki na derbowe spotkanie rozeszły się w błyskawicznym tempie, a na trybunach przy al. Piłsudskiego zasiadł komplet ponad 8 tysięcy widzów, z czego jedną czwartą stanowili fani ŁKS. To właśnie z powodu znacznej grupy sympatyków gości koniecznym było wprowadzenie tzw. stref buforowych, co obniżyło nieco całkowitą pojemność stadionu. Ograniczona liczba miejsc nie wpłynęła jednak na jakość dopingu, a kibice obu drużyn nie ustawali w prezentowaniu głośnych okrzyków i efektownych opraw.

Niestety, do poziomu trybun nie dostosowali się piłkarze, dając popis bezładnej, mało atrakcyjnej dla oka gry. Od początku meczu główni bohaterowie wieczoru skupili się na asekuranckim badaniu możliwości rywala. Lekką przewagę szybko uzyskał Widzew, lecz strzały Grzegorza Piechny, Piotra Kuklisa i Adriana Budki nie znalazły drogi do bramki Bogusława Wyparły. Najlepszą szansę na objęcie prowadzenia w pierwszej połowie gospodarze stworzyli sobie tuż przed jej zakończeniem. Prawą stroną boiska popędził Adrian Budka, dośrodkował w pole karne do pozostawionego bez opieki Stefano Napoleoniego, ale ten, zamiast spokojnie przyjąć piłkę, zdecydował się na równie ekwilibrystyczne co niecelne uderzenie przewrotką.

Tuż po przerwie sędzia Marcin Wróbel zmuszony był przerwać na kilka minut spotkanie z powodu zadymienia boiska przez race, które w ramach meczowej oprawy odpalili sympatycy Widzewa. Wznowienie gry nie przyniosło zmiany jej obrazu. Piłkarze obu zespołów nie potrafili poważniej zagrozić bramce rywala, z każdą minutą jakby przygotowując kibiców na przykrą powtórkę z ostatnich, rozegranych na wiosnę i zakończonych remisem 0:0 derbów Łodzi. Ciśnienie na boisku znacznie podskoczyło w 71 minucie. Rozpoczynającego mecz na ławce rezerwowych Brazylijczyka Douglasa faulem powstrzymał Marcin Komorowski. Chwilę później widzewiacy trafili do siatki, lecz gol nie został uznany. Gospodarze zbyt szybko wykonali bowiem rzut wolny, podczas gdy sędzia zamierzał jeszcze ukarać za przewinienie zawodnika ŁKS. Komorowski obejrzał drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę, a podopieczni Mirosława Jabłońskiego przez resztę meczu grać mieli w osłabieniu.

Wobec osłabienia gości, gracze Widzewa poczuli szansę rozstrzygnięcia pojedynku na swoją korzyść. Nadzieja na zwycięstwo na nowo zaiskrzyła również w głowie trenera Marka Zuba, który w miejsce obrońcy Roberta Kłosa wpuścił na murawę napastnika, ulubieńca miejscowej publiczności – Piotra Grzelczaka. „Czerwono-biało-czerwoni” osiągnęli znaczną przewagę, jednak nie potrafili zamienić jej na zdobycie bramki, akcje ofensywne kończąc tuż przed polem karnym przeciwnika. Na nic zdało się również aż sześć minut doliczone przez arbitra do regulaminowego czasu gry. Znakomitą sytuację kilkadziesiąt sekund przed ostatnim gwizdkiem zmarnował jeszcze czekający na pierwszego gola po powrocie do Orange Ekstraklasy Piechna, lecz po jego strzale głową piłka minimalnie minęła słupek.

Piłkarze obu klubów potwierdzili, dlaczego po dziesięciu kolejkach ligowych zmagań zajmują miejsca w dolnych strefach tabeli. Choć na boisku nie zabrakło ambitnej walki i chęci zwycięstwa zarówno ze strony Widzewa, jak i ŁKS, 57. derby Łodzi przejdą do historii jako spektakl nie dorównujący swej randze. Żal tylko kibiców, którzy mimo fantastycznego dopingu oglądać musieli bezładną kopaninę swoich ulubieńców.

1997 – w tym roku ŁKS po raz ostatni wygrał z Widzewem. Derbowa niemoc drużyny z al. Unii trwa już zatem od 10 lat, a w piątkowy wieczór stało się jasne, że przedłużona zostanie o kolejne kilka miesięcy.

Widzew Łódź – ŁKS Łódź 0:0

Widzew: Fabiniak - Kłos (79. Grzelczak), Ukah, Oshadogan (46. Stawarczyk), Ł. Broź - Budka, Kuklis, Juszkiewicz, Bogunović (58. Douglas), Napoleoni – Piechna
ŁKS: Wyparło - Łakomy, Kłos, Woźniczka, Komorowski - Szczot (74. Leszczyński), Jose Paulo (46. Dąbrowski), Andreson, Madej, Opsenica (54. Sikora) – Arifović

Żółte kartki: Juszkiewicz (70.), Napoleoni (80.) – Komorowski (20., 71.), Andersen (54.)
Czerwona kartka: Komorowski (71. – za dwie żółte)

Sędzia: Marcin Wróbel (Warszawa)
Widzów: 8.500

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto