Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wielkanoc, czyli śniadanie z obiadem, za jednym zasiadem

Redakcja
Pisanki
Pisanki Barbara Podgórska
Wielkanoc to największe, najstarsze i najbardziej uroczyste święto chrześcijańskie, obchodzone na pamiątkę zmartwychwstania Chrystusa już od II wieku.

Święcone sporo pochłaniało czasu,
nie mało panie miały ambarasu
z tem by się babki dobrze im udały,
w miarę podrosły, zakalca nie miały.
By były drożdże w porę dostarczone,
Mięsiwa kruche i nie przypalone.
Jak wyjdą torty, mazurki, baukuchy,
Pierogi, sery, jajka i szpekkuchy.
[Adam Habdanik, Wielkanoc na Litwie, Wilno 1929];

Wielkanoc to największe, najstarsze i najbardziej uroczyste święto chrześcijańskie, obchodzone na pamiątkę zmartwychwstania Chrystusa już od II wieku. W 325 roku Sobór Nicejski wyznaczył termin obchodów, jako ruchomy, przypadający na pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca, a więc pomiędzy 22 marca a 25 kwietnia. Oficjalnie nazywa się ona Niedzielą Zmartwychwstania Pańskiego albo Wielką Niedzielą.

W dniu tym, od czasów Grzegorza Wielkiego, chrześcijanie witają się pozdrowieniem: „Chrystus zmartwychwstał” - „Zmartwychwstał prawdziwie!”. Najważniejszym momentem wielkanocnych uroczystości religijnych jest rezurekcja połączona z procesją - wyniesieniem Najświętszego sakramentu z grobu Pańskiego. Jest to także powszechnie obchodzone święto rodzinne, polegające głownie na wspólnym spożywaniu święconego. Po długim okresie Wielkiego Postu można wreszcie zasiąść do stołu i pofolgować apetytowi.

Dawniej przygotowania do Wielkanocy trwały bardzo długo, a zajęć dla wszystkich domowników było mnóstwo. Maria Iwaszkiewicz w książeczce "Z moim ojcem o jedzeniu" przytacza wspomnienia autora "Sławy i chwały": "W Wielki Poniedziałek tłukło się cukier na mączkę, tłukło się kardamon, korzenie, przebierało rodzynki, przesiewało mąkę. We wtorek piekło się drożdżowe mazurki i pomniejsze ciasta, w środę - mazurki trwalsze i szyło się formy papierowe na ciasta, czwartek poświęcało się pieczeniu tortów i zwykłych mazurków, piątek - wielki dzień pieczenia bab. W sobotę przyrządzano mięsa, farbowano jaja, posyłało się chleb, sól, jaja i trochę chleba do święcenia”.

Wszystkie potrawy i produkty spożywcze wchodzące w skład święconego mają swoją odwieczną symbolikę. Jaja symbolizują nowe życie, które zrodziło się z martwej skorupy. Chleb oznacza ciało Jezusa Chrystusa, którym podzielił się z uczniami przed śmiercią i zmartwychwstaniem. Mięso, to pascha na pamiątkę tej, którą Izraelici zjedli przed ucieczką z niewoli egipskiej. Wreszcie baranek z ciasta, cukru, niegdyś też z masła - upostaciowienie Chrystusa, Baranka Bożego, który swą ofiarą zgładził grzechy świata. Koszyczek ze święconym przystrojone jest zielonymi gałązkami bukszpanu, borówek, barwinka, oznakami budzącej się wiosna przyrody.

"Święcone to piękna tradycja" - przyznawała Zofia Kossak w "Roku polskim". "Cóż z tego, że niegdyś pogańska? Wszystko, co poprzedzało chrześcijaństwo, było przeczuciem lub oczekiwaniem. Przez święcenie pokarmów Kościół błogosławi byt doczesny, podkreśla dostojność ciała, które dziś właśnie osiągnęło nieśmiertelność. Jedzenie stanowi afirmację życia. Chrystus Pan po zmartwychwstaniu jadł miód i rybę, by przekonać uczniów, że jest żywym człowiekiem, nie zjawą. Chleb, ser i sól, barwione jajka, skromne pokarmy codzienne, wchodzą jako autorzy na scenę, gdzie rozgrywa się kulminacyjny punkt wielkiego Bożego cyklu. Bóg udziela nieraz rzeczom nierozumnym mocy przyczyniania się do ludzkiego zbawienia. Dlatego wszystko jest godne szacunku. I ten okruch chleba, co nie powinien spaść na ziemię, i sól i jajko, którym domownicy będą się dzielić nazajutrz, życząc sobie wzajemnie pomyślności”.

Pieczenie bab stanowiło niezwykłą sztukę i ceremoniał swoisty. "Pieczenie bab było śmiertelnie poważną uroczystością" - opowiadał Jarosław Iwaszkiewicz. "Jeśli się komuś nie udały - to czas mierzono od tego epokowego nieszczęścia. «To było w tym roku, kiedy to tej, a tej baby się nie udały». Rano schodziło się do stołu, by zjeść rzecz, która nigdy poza tym świątecznym dniem już tak nie smakowała - kawał babki posmarowanej masłem i przykrytej plastrem doskonałej szynki. Smak tego był nieporównywalny. W południe nie siadało się do stołu jak zwykle, ale stół nakrywało się na zasadzie bufetu i można było siadać z pełnym talerzem, gdzie się chce".
Wspaniały opis stołu wielkanocnego dał Zygmunt Gloger we wspomnieniach z młodości. "Był w domu naszym pokoik narożny, niewielki, w którym na święta wielkanocne ustawiano święcone na dużych stołach zasłanych białymi obrusami. Białe ściany tego pokoiku przybierano w świerkowe gałęzie, miłą woń lasu dające. Teraz przenoszono do tego przybytku z kuchni i spiżami ciasta i mięsiwo. Więc najprzód widziałeś, jak Brzozosia z niewiastami dźwigała ostrożnie wysokie na łokieć, walcowego kształtu baby szafranowe, przybrane w białe czepce z lukru, różnobarwnego maku i konfitur domowych. Ustawiono je w zwartym szeregu pod ścianami, jakby do boju, który miał się zakończyć ich poćwiartowaniem i spożyciem przez ludzi.

U ich stóp leżały pokotem w drugim szeregu, niby wasale, placki pulchne, a grube jak poduszki, wysadzane rzędami białych migdałów i czarnych wielkich rodzynków. Dalej szły słodkie mazurki jak kwadratowe kobierczyki, przybrane w lukier, mak kolorowy i agrest smażony. Stół oddzielny przeznaczony był dla mięsiwa. Tu królował postawiony na środku pieczony baranek, przy którego poświęceniu kapłan oddzielne odmawia modlitwy. Na wielkiej misie stos różnobarwnych i wzorzystych pisanek rozweselał ten obraz tylu ofiar świata zwierzęcego, poświęconych gwoli uroczystości dorocznej i niekłamanych apetytów wiejskich.

Obok baranka czarna głowa potężnego wieprza, z uszami postrzępionymi nieco za jego życia przez kundle, trzymała w rozwartej paszczy białe jajko, przypominając z dala głowę Negra z białymi zębami. Para rumianych prosiąt z zamrużonymi oczami i pozakręcanymi kokieteryjnie ogonkami, trzymających korzenie chrzanu w zębach, świadczyła, iż ofiarą tej rzezi wielkanocnej padali nie tylko ojcowie, ale i niewinna ich dziatwa. Indory, które za życia tyle sprawiały na naszym dziedzińcu harmidru i okazywały buty, leżały teraz cicho, wykazując tylko, że były przed śmiercią przemocą utuczone, a po śmierci nadziane. Stos kiełbas podobien był do węża skręconego w sto pierścieni z niewidzialną głową i ogonem. Mięsiwo przyozdobione było jak i ciasta gałązkami zielonego barwinku, a panował nad nim krzyż obrośnięty jasnozieloną, drobną, gęstą rzeżuchą, coroczny popis starego ogrodnika”.
W podobnym nastroju rozpisywał się Bonawentura z Kochanowa (Leon Potocki; 1799-1864), w
"Święcone, czyli pałac Potockich w Warszawie". "W środku długiego stołu okrytego obrusem wznosił się, dawnym zwyczajem, na postumencie baranek sztucznie wyrabiany z masła, z oparta na nim karmazynową chorągiewką. wkoło niego, na srebrnych półmiskach spoczywały rozmaite mięsiwa przyprawne na zimno, przystrojone zielonymi gałązkami. Dzicze głowy, szynki, kiełbasy, rozmaita zwierzyna i prosię, w zębach trzymające jajko, i indyk z nadzieniem, łosia i cielęca pieczeń. Ponad krańcami stołu, podobny do owego łańcucha odosobnionych warowni, którymi nowa strategia otacza obronne miasta, ciągnął się długi szereg bab oblanych cukrem, cykatą i konfiturami: a przewyborne placki, mazurki, marcypany komunikacją pomiędzy nimi ułatwiały. Już goście zaczynali się zgromadzać, gospodarz z gospodynią domu, z każdym dzieląc się święconym jajem, alleluja winszował, bogdaj było lepiej, życzył”.

Antoni Kieniewicz święta Wielkiejnocy 1899 roku spędzał w Oblasach koło Puław w majątku państwa Ćwirko-Godyckich. "Święcone ustawione było wedle naszej kresowej tradycji. Na stole mięsiwa, torty, mazurki, baranek z masła w altance obrośniętej zieloną rzeżuchą, sporo też świeżej zieloności przypiętej po obu stronach obrusa. Jeden obiekt tylko odróżniał święcone oblaskie od naszych kresowych: brak głuszca w upierzeniu, z rozpiętym w wachlarz ogonem. Zastąpiony był głuszec przez pawia w piórach. Piękny! lecz to nie to!”. Tak wielkie rozczarowanie przeżywano wszelkie odstępstwa od zastanej, rodzinnej i regionalnej tradycji.

„Jak Wigilia miała swoje tradycyjne potrawy, tak i Wielkanoc miała swoje niezbędne minimum, którego nie przyszłoby do głowy nikomu zmniejszyć, choćby czasy były najcięższe" - zapamiętał Melchior Wańkowicz. "Musiała być ogromna głowizna z jajkiem w pysku, pieczone prosięta, gotowana szynka - przysmak, który mieliśmy tylko na Wielkanoc, bo przez cały rok jedliśmy tylko wędzone szynki. (...) Ciasta miały swoją hierarchię. Musiał być "dziad", "cygan", "prześcieradło", nie mówiąc o babach - olbrzymach i sękaczu z dwustu jaj.
Pośrodku wszystkiego stały dwie arki z rzeżuchy, w które wstawione były baranki. Dla czeladzi ustawiano wielkiego barana z masła z oczami ze śliwek suszonych. Od rana nie jadło się nic i poprzednich dni mało. Modlitwy trwały aż do południa, jak zwykle ze służbą. Aż kiedy buchnęło "Wesoły nam dzień nastał..." wiedzieliśmy, że otworzą się drzwi, wjedzie taca z ćwiartkami jajek, którymi babka podzieli się ze wszystkimi, znowu nie szczędząc maksym i napomnień. Po czym służba pójdzie do swego stołu, a my do swojego".
Do dziś tradycyjnie pierwszy dzień świąt wielkanocnych spędzamy w domu, w kręgu rodzinnym, przy suto zastawionym stole, ozdobionym zielenią, barankami, pisankami, wieloma przepysznymi potrawami. Po podzieleniu się jajem i wypowiedzeniu serdecznych słów życzeń pomyślności, jest w czym wybierać. To jedyny w roku, wyjątkowy posiłek, łączący funkcję zarówno obfitego śniadania z obiadem, którego tego dnia nikt specjalnie nie szykuje. Taki wielkanocny śniadanio-obiad.

Jest też radość z prezentów przyniesionych przez "zajączka". Resztę dnia, jeśli
wiosenna pogoda nie splata psikusa, warto poświęcić na spacery, a zwłaszcza na odwiedzenie ustrojonych grobów Pańskich.

Następny dzień, Poniedziałek Wielkanocny upływa bardziej zabawowo na śmigusie i dyngusie, kiedy to każdy i każdego powinien oblać wodą, a przynajmniej skropić perfumami aby wielowiekowym obyczajom stało się zadość.

[Na podsatwie materiału Barbary i Adama Podgórskich w: Polska biesiadna czyli 1000 pomysłów na udane przyjęcie, Videograf II, Katowice 2007]

Współautor artykułu:

  • Barbara Podgórska
od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto