Prognoza pogody na ten dzień przewidywała opady deszczu, dlatego mecz rozgrywany na korcie centralnym toczony był przy zamkniętym dachu. Obydwie zawodniczki spotkały się wcześniej tylko raz, w tym roku w Stuttgarcie, mecz rozgrywany na mączce wygrała Niemka.
Faworytką tego meczu wydawała się być Chinka, która całkiem niedawno wygrała wielkoszlemowy turniej na kortach Rolanda Garrosa, a na początku roku była też w finale Australian Open. Lisicki także zasygnalizowała dobrą formę, wygrywając podprowadzający pod Wimbledon turniej w Birmingham (drugie zwycięstwo turniejowe w karierze). Jednak dla sympatycznej Niemki o polskich korzeniach droga do tego zwycięstwa była długa i pełna bólu. Lisicki straciła bowiem większość roku 2010 z powodu kontuzji kostki i wypadła z pierwszej setki rankingu.
Rok 2011 to gra w turniejach niższej rangi, występy w turniejach głównych dzięki dzikim kartom i przebijanie się przez eliminacje. Po przejściu kwalifikacji do French Open i szybkiej wygranej w pierwszej rundzie, w drugiej Niemka spotkała się z Rosjanką Wierą Zwonariową. Lisicki prowadziła w trzecim secie tego meczu już 5:2 i miała piłkę meczową. Ostatecznie jednak to Rosjanka była lepsza, a Niemka opuszczała kort na noszach.
Wimbledon zaczął się dla Lisicki nieco inaczej. W 2009 roku właśnie na trawie osiągnęła swój najlepszy wynik w turnieju wielkoszlemowym - ćwierćfinał. W tym roku grę w turnieju głównym zapewniła jej dzika karta. W pierwszej rundzie Niemka wygrała pewnie z Anastazją Sewastową z Łotwy i w drugiej rundzie spotkała się z Chinką Na Li. To ona wygrała pierwszego seta, Lisicki - drugiego.
Na początku trzeciego seta Niemka wyglądała pewnie, nic nie zapowiadało powtórki z Paryża. Chinka prowadziła już 4:2 i 5:3, a Niemka broniła dwóch piłek meczowych przy swoim podaniu. Zaserwowała dwa asy z prędkością ponad 190 km/h (po meczu Chinka przyznała, że nie radziła sobie z podaniem Lisicki) i zrobiło się 5:4. Chinka serwowała, mogąc wygrać mecz, ale popełniła kilka błędów forhendowych i nie utrzymała swojego podania. Miała jeszcze szansę przy 6:5, ale także jej nie wykorzystała. Chwilę później Lisicki odebrała jej podanie i po dwóch godzinach i jedenastu minutach walki padła na kolana w geście triumfu.
Po meczu Lisicki przyznała, że po siedmiu tygodniach chodzenia o kulach zanikły jej mięśnie w lewej łydce i musiała od nowa uczyć się chodzić. Podkreślała też, jak bardzo pomogła jej publiczność. Wart zauważenia jest fakt, że podczas meczu Sabine zaserwowała aż siedemnaście asów. Miała też 32 uderzenia kończące. W trzeciej rundzie spotka się z kolejną zawodniczką z Azji, Japonką Misaki Doi.
Sabine Lisicki- Na Li 3:6, 6:4, 8:6
"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?