Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Winyle, klisze i kasety. Wraca moda na fotografię i muzykę analogową

Redakcja Wiadomości24.pl
Redakcja Wiadomości24.pl
Bartek Syta/ Polska Press Grupa
Odrobina ziarna w fotografii, szumy płynące z gramofonowych płyt i chropowaty dźwięk kaset - dziś wreszcie doceniamy wartość tego, co kiedyś uważane było za niedoskonałe. Panie i panowie - analogi wracają do łask

Fotograficy mówią o magii wywołanego zdjęcia, kolekcjonerzy winyli o czarownych, niepowtarzalnych dźwiękach, są i amatorzy oldschoolowych kaset magnetofonowych. Powrót do „starej szkoły” traktują jak bunt przeciw technologiom cyfrowym, które ukazują świat tak idealny, że aż nieprawdziwy. A przecież to co stare nadal jest piekielnie dobre - przekonują.

Dziś dla jednych spędzanie czasu w ciemni i grzebanie się w chemicznych odczynnikach to odkrywanie na nowo szlachetnych technik fotografowania i praca nad własnym, niepowtarzalnym stylem, dla innych - potrzeba wejścia w elitarny krąg, który świadomie odrzuca nowy, wspaniały cyfrowy świat. Dla wszystkich, którym fotografia cyfrowa już się przejadła - to wyzwanie, w którym niebagatelną rolę odgrywają emocje, jakie się rodzą, gdy odpalają powiększalnik. - Tak właśnie rozpoczynałem swoją przygodę z fotografią - od analogu i ciemni - mówi Piotr Radecki, właściciel fotograficznego studia w Stalowej Woli. Piotr ma 33 lata. Jego ojciec był fotografem, jego dziadek był fotografem, od dziecka dostawał aparaty do ręki, cała rodzina chciała, aby fotografował. Pierwsze zdjęcia wykonał Smieną na obozie harcerskim. Pozostał w branży. Poniekąd zmusiły go do tego okoliczności. - Tata zmarł, dziadek już niedomagał, przejęliśmy z mamą małe studio. To było raczej laboratorium, najlepiej sprzedawały się wtedy odbitki, a ja po dziadku zacząłem wchodzić do ciemni. I zacząłem sam się uczyć, z czasem pojmując, no i zacząłem świadczyć usługi fotograficzne, wesela, imprezy, zdjęcia rodzinne, dzieci, do dokumentów. Jest to sposób na życie. Ale fotografia analogowa to coś tylko mojego. Nie wysyłam zdjęć na konkursy, nie należę do towarzystw fotograficznych. Czasem wrzucam swoje zdjęcia do internetu, na Facebook, ale nie mam parcia na szkło ani potrzeby, aby się z tym afiszować. To moja odskocznia. Zapraszam ludzi, znajomych, teraz wymyśliłem projekt, by do studia ściągać ludzi z ulicy, fotografować bohaterów steranych życiem, z twarzy których można przeczytać całą historię. Jestem miłośnikiem fotografii czarno-białej, kolory czasem wprowadzają trochę bałaganu - uważa.

Oczywiście, jak wszyscy w latach 90. przeszedł na cyfrę, ale mimo wszystko wciąż trzymał się analogowej fotografii. Odświeżył powiększalniki, dokupił trochę analogowych aparatów. Hasselblad, Graflex, Globica - to inny świat po tym, jak na co dzień pracuje się z cyfrą. - Zdjęcia zacząłem wrzucać do internetu. Wtedy spostrzegłem, że nie jestem sam - cała masa ludzi przechodzi na analogi. Analogowa fotografia daje inną plastykę, inną głębię, inną formę obrazu. Cyfra po jakimś czasie zaczyna wkurzać - jest płaska, no i tak naprawdę wymaga sporo pracy. Mimo że jest tak bardzo rozreklamowana, bo dziś zdjęcia cyfrowe można robić niemal wszystkim - telefonem, tabletem, możemy je potem obrabiać, poprawiać, coraz dalej odchodząc od pierwotnego obrazu. W fotografii analogowej - jak się zrobi, tak jest. Trzeba więc zrobić to dobrze, dobrze naświetlić. Po sfotografowaniu mamy już tylko materiał końcowy, który trzeba wywołać. Przy fotografowaniu analogowym najważniejsze jest myślenie - zmusza do tego 36 klatek filmu. Cyfrą można „pstrykać” i tysiąc zdjęć, bo może jedno wyjdzie - wykłada Piotr Radecki. Od wielu lat fotografuje śluby, wesela, rodzinne i inne imprezy. - Kiedyś na ślub brałem dwie rolki filmu, miałem te 72 ujęcia i w nich się musiałem zamknąć. Teraz się nie myśli, przynosi się 500-1000 zdjęć, które się pstryknęło, a klienci wybrzydzają, bo wszystko chcą mieć super. Jak się panna źle uśmiechnie albo jest zestresowana w kościele, to już jest problem. Kiedyś go nie było. Jak wyszło, tak wyszło, miało być dobrze zrobione od strony technicznej, a już w wiele rzeczy nie można było ingerować.

W cyfrze można ingerować we wszystko - od usunięcia zmarszczki po wstawienie uśmiechu na wszystkich zdjęciach - stwierdza. On sam pasjonuje się techniką zwaną mokry kolodion. To szlachetna technika polegająca na naświetleniu w aparacie fotograficznym szklanej płyty pokrytej warstwą kolodionu, który zawiera światłoczułą substancję, dzięki czemu powstaje na niej negatywowy obraz. Z niego wywołuje się odbitki, ale trzeba to robić szybko, właśnie „na mokro”. - To technika z 1851 r., ma więc już 160 lat, aparat cyfrowy przegrywa, trudno nim osiągnąć taki efekt. Zdjęcie zrobione na mokrym kolodionie mamy gotowe w 10 minut, aparatem cyfrowym ciężko byłoby uzyskać je w tak szybkim tempie - dodaje fotograf. To zupełnie inny świat niż ten, jaki daje fotografia cyfrowa, gdzie po zrobieniu zdjęcia widzimy je co prawda na podglądzie, ale zazwyczaj cała zabawa dopiero się zaczyna - trzeba je zrzucić na komputer, obrobić, bo rzadko kiedy te pliki są naprawdę dobre, no i efekt po takiej obróbce też jest różny. A co najśmieszniejsze - cyfrową obróbką dąży się do tego, aby zdjęcie wyglądało jak zrobione aparatem analogowym, z naturalnymi, żywymi kolorami i wrażeniem trójwymiarowego obrazu. Chociaż z kolodionem też bywa różnie i może dlatego jest tak fascynujący - to technika nieprzewidywalna, nie ma w niej powtarzalności, ale zawiera magię czarno-białego filmu. - Porównuję to do jazdy samochodem - możemy czuć samochód, jadąc w rzeczywistości, a możemy ścigać się na konsoli - substytucie tego, co prawdziwe - mówi Piotr Radecki. Wspomina, że niedawno kolega przysłał mu zdjęcie z iPhone’a 6, telefonu, który robi zdjęcia z jakością aparatu za kilka tysięcy złotych. - Do tego doszło! - śmieje się. Dlaczego więc ludzie uciekają od cyfrowego świata? - Chcą mieć coś oryginalnego, innego.

Stare aparaty mają duszę i nawet nie chodzi o efekt końcowy, o zdjęcie, ale sama praca z takim aparatem sprawia wielką satysfakcję: myślenie nad kompozycją, mierzenie światła, fotografowanie. Przez te aparaty całkiem inaczej się patrzy, całkiem inny obraz widać. Niebagatelne znaczenie ma i to, że aparaty analogowe, po pierwsze, są o wiele tańsze od cyfrowych (cyfra dobrej klasy plus obiektywy to kilkanaście tysięcy złotych, aparat analogowy i obiektywy to 2-3

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto