Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Witajcie w samym sercu miejskiej dżungli

Wojtek Puchacz
Wojtek Puchacz
Wrzeciono jest jedną z najniebezpieczniejszych dzielnic w Warszawie.
Wrzeciono jest jedną z najniebezpieczniejszych dzielnic w Warszawie. Dominik Zabłocki
Osiedle Wrzeciono, położone obok ostatnich stacji budowanego metra, wedle statystyk jest jedną z najbardziej niebezpiecznych dzielnic Warszawy. Choć służby mundurowe patrolują tamtejsze ulice, to jednak chodzą trasami, na których nic się nie dzieje.

- Jedyne co robią, to spisują siedzących przed blokiem licealistów, którzy nikomu nie zawadzają - mówią mieszkańcy Wrzeciona. Często widzi się także jak policjanci wyrywkowo kontrolują zupełnie zdezorientowanych mieszkańców, których jedynym pragnieniem jest dotrzeć bez problemu z przystanku autobusowego do domu. Średnio taka kontrola trwa nie mniej niż 10 minut. - Kto ma na to czas? To jest paranoja - denerwuje się matka jednego z mieszkańców osiedla. - Jak można zajmować się takimi sprawami, gdy dookoła dzieje się tyle złych rzeczy!

I rzeczywiście, na Wrzecionie już wcześniej często dochodziło do nieprzyjemnych incydentów. Z raportu z realizacji pierwszego etapu programu "Warszawska Mapa Bezpieczeństwa" opublikowanego w 2003 roku wynika, że po 21 zaczyna robić się niebezpiecznie. - Gdy tylko się tu wprowadziliśmy, mój kolega powiedział mi, że szczęśliwie trafiliśmy na bezpieczniejszą część Wrzeciona - opowiada Jakub, który na felernym osiedlu zamieszkał sześć lat temu. - Podobno gdy się ściemni, po przeciwnej stronie blokowisk ludzie boją się wynieść śmieci. Pocieszające jest chociaż to, że swoich nie biją. Tak przynajmniej się tu mówi - podsumowuje.

- Od lat walczymy z wandalizmem i niesubordynacją osiedlowych wyrostków - mówi Krzysztof Reda, przewodniczący komitetu Kolonii I WSM "Młociny" przy ul. Wrzeciono. - Przed rokiem z okna pobliskiego bloku wyrzucono fragment windy. Spadł z takim impetem, że przebił dach zaparkowanego samochodu - wspomina z oburzeniem Reda. - Dobrze, że to się stało w nocy i żaden człowiek nie ucierpiał. Przewodniczący deklaruje swoje pełne poparcie w walce z młodymi gniewnymi.

Przed kilkoma laty nie mający innej rozrywki dwunasto- i trzynastolatkowie gromadzili się między drewnianymi barakami. Tam palili, pili i nikt nie kontrolował co robią. Pewnego dnia, czy to z głupoty, czy też z nudy, podpalili baraki. - Jeden z nich trafił do szpitala bardzo dotkliwie poparzony. Nie wiem, czy udało się go uratować - mówi obserwatorka zajścia. Po wielu interwencjach zdenerwowanych mieszkańców baraki usunięto, ale miejsce spotkań pozostało. Dzieciaki nadal tam ciągnie, bo wiedzą, że w tym miejscu mogą czuć się bezkarnie.

- W tej sprawie interweniowaliśmy już wiele razy, ale jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby policja bądź straż miejska coś z tym zrobiła - mówi pani Iwona. - Za każdym razem, gdy prosimy o interwencję, jesteśmy informowani, że zgłoszenie zostało przyjęte i na tym się kończy. - W miniony wtorek (6 maja 2008 r. - przyp. red.) wracałem do domu, gdy zobaczyłem wielką smugę dymu i uciekających małoletnich - relacjonuje jeden z mieszkańców. - Od razu zadzwoniłem na policję i poinformowałem, że sprawcy właśnie uciekają. Dowiedziałem się tylko, że policja takich zgłoszeń nie przyjmuje.

Sytuacja powtórzyła się w środę (7 maja 2008 r. - przyp. red.) - Coś rzucili i była kupa dymu - mówi podenerwowany mężczyzna, który mieszka w pobliskim bloku. - Tu ciągle coś się dzieje, a policja jest wzywana bez przerwy. Mężczyzna swojego nazwiska nie chce podać. - Jak mogę podać, skoro tu każdy się zna? Chyba za karę się tu mieszka - mówi bezradnie.

Dlaczego funkcjonariusze nie reagują? - Po otrzymaniu zgłoszenia policja zawsze ma obowiązek wysłać na miejsce zdarzenia patrol - informuje st. sierż. Elwira Brzostowska, oficer prasowy komendy stołecznej policji dla Bielan i Żoliborza. - Nie wiem dlaczego oficer dyżurny podjął decyzję o nieinterweniowaniu w tym konkretnym przypadku. - dziwi się Brzostowska. Każdy, kogo zgłoszenie nie zostało przyjęte, może wystąpić do policji z oficjalnym pismem pytając o przyczynę niepodjęcia interwencji. - Mamy obowiązek odpowiedzieć na tego typu pisma - podpowiada oficer prasowa.

Marek Kulesza z zespołu prasowego Straży Miejskiej w Warszawie również odpiera zarzuty. - Na terenie Wrzeciona mamy stałe patrole. Ponadto planowane jest przeniesienie oddziału terenowego V z Rydygiera na Szegedyńską, skąd otrzymujemy bardzo wiele zgłoszeń. Jesteśmy wyczuleni na informacje od mieszkańców i zawsze podejmujemy interwencję. Kulesza zachęca mieszkańców do współpracy. - Bardzo cenimy taki kontakt, dlatego też organizowane są spotkania z przedstawicielami osiedli.

Każdy mieszkaniec Bielan i Żoliborza może zgłaszać zajścia dzwoniąc do dyżurnego oddziału V Straży Miejskiej w Warszawie pod (22) 8699340 lub pod całodobowy telefon interwencyjny 986.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Giganci zatruwają świat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto