Mam przyjaciela weterynarza. Leczy, gdy potrzeba dwa futrzaste stwory, czyli moje koty. Będąc przyjaciółką i klientką jednocześnie, nieustająco namawiam go do założenia wspólnego interesu. Moim marzeniem jest, by powstało takie miejsce: przychodnia dla zwierząt i gabinet psychoterapii w jednym miejscu. Skąd taki zdawałoby się dziwaczny pomysł?
Otóż zwracam uwagę , że nigdzie nie ma takiej życzliwości i otwartości wśród ludzi jak w poczekalni u weterynarza. Nie radzę porównywać z normalną przychodnią, bo tam siedzący ludzie raczej wilkiem na siebie patrzą no i jeżeli cokolwiek mówią, to tylko narzekają .
Dowód pierwszy: czekając kiedyś na zabieg mojego kota, w towarzystwie własnej sąsiadki - właścicielki psa, byłam świadkiem takiego zdarzenia: wchodzi obcy pan z suką labradorką. Staje spokojnie i czeka. Pies siedzi . Nagle zza drzwi dobiega głos naszego doktorka Pawła. Suka myk, myk... na ten dźwięk schowała się za nogi swego opiekuna i udaje, że jej absolutnie tutaj nie ma. Rozśmieszyło to wszystkich , a pan natychmiast zaczął opowiadać, że suka ma uczulenie, że przyszedł na zastrzyk. że on też jest alergikiem i że wyszło mu to dopiero po 30, że w domu to ma same kobiety, dwie córki, żona no i ta suka... Przepuściłyśmy go - skoro tylko zastrzyk to niech idzie.
Pytam koleżanki: "Słuchaj - gdyby jakiś obcy facet wyznał ci np. w windzie, że jest alergikiem po 30. to co byś zrobiła?" - Uciekłabym- brzmiała odpowiedź. Krztusząc się ze śmiechu idziemy przekonać Pawła do mojej idei.
Tacy sfrustrowani ludzie, gdyby chwilę posiedzieli w takiej poczekalni to terapia by przebiegała i szybciej, i sprawniej.
Przykład drugi znajduje się u mnie w pracy. Kiedyś przyszedł klient i przyniósł duże zdjęcie swojego nowofundlanda. Poopowiadał chwilę jaki to on mądry ten jego pies, że przeszedł szkolenie jak ratować tonących. Ciekawe to było, a i pies był ładny. Powiesiłam fotografię na ścianie. Potem przyszedł kolejny i po interesach opowiedział o swoim kocie, a następnym razem zdjęcie też przyniósł. Dołożyłam jeszcze 3 swoje koty ( Gruby nie żyje , ale był!) .Tak to trwa do dziś i jakby to rzec - powoli zaczyna mi brakować miejsca na ścianie.
Udaje mi się też taki test. Jeśli nowy klient siada i rozmawia wyłącznie o interesach - cóż - na 100 proc. jest "bezzwierzęcy". Jeśli grzecznie prowadzi rozmowę , a oczy mu mało nie wyjdą i zerka ciągle na ścianę to zawsze na koniec pytam się litościwie- "hm... a Pan/Pani to jakiego zwierza ma?"
Wtedy gość rzuca się do laptopa bądź do komórki i zdjęcia pokazuje, i opowieści płyną. Kiedyś na szkoleniu uczono nas, że żeby zyskać przychylność drugiego człowieka należy w rozmowie podjąć jeden z 3 tematów: dzieci, seks lub zwierzęta.
Zapewniam was, że to działa. (Zboczeńcy potrafią o swoim zwierzaku gadać i z godzinę). Do napisania tego materiału natchnął mnie nasz redakcyjny kolega Tomek opowieścią o podrzuconym kocie. Pozdrawiam Tomka i Panią Alę.
Właściciele zwierząt, łączcie się!
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?