Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wodna włóczęga - dzień szesnasty

Redakcja
Barki pracujące na zachodniej Odrze
Barki pracujące na zachodniej Odrze Ryszard Należyty
Płyniemy bez deszczu, co budzi moje zdziwienie. Lunow do ktrórego dopływamy, jest małą miejscowością, także zwiedzania niewiele, ale za to mamy czas na wysłuchanie miejscowych legend. Dwie opowieści w miarę wiernie staram się opisać.

SCHWEDT - LUNOW

ZeSchwedt wypływamy przed południem, zupełnie niespodziewanie nie pada. Kiedyś latem też padało, ale teraz leje codziennie i ten brak deszczu dzisiaj trochę mnie zdziwił – człowiek się przyzwyczaja. Do miejscowości Criewen
krajobraz, który mijamy jest raczej nieciekawy, niskie niezalesione brzegi, jedyna atrakcja to przepływające barki. Potem okolica się zmienia, las zbliża się do rzeki i z krajobrazu przemysłowego robi się sielsko. Mijamy Stolpe nad Odrą, a w niedalekiej odległości od brzegu pokazują się nam ruiny baszty czy też raczej warowni, okazja do zrobienia kilku zdjęć. Do Lunow pozostało nam jakieś 7 kilometrów – nadal nie pada. Zaczynam myśleć że jestem świadkiem ponownej zmiany klimatu.

LUNOW

Cumujemy w miejscu, gdzie dawniej przybijały barki, jest wygodnie. Pomimo tego, że stoimy w bliskiej odległości od most,u hałasu nie ma. Most został zbudowany wyłącznie dla pieszych i rowerzystów, którzy chcą zwiedzać Park Doliny Dolnej Odry. Samochody, które tam bardzo rzadko przejeżdżają to pojazdy należące do obsługi parku.

Lunow to wieś, o której pierwsze wzmianki pojawiły się w 1209 roku. Niewiele wiemy o najwcześniejszym okresie jej istnienia, dopiero z czasów wojny trzydziestoletniej [1618 – 1648] dowiadujemy się, że wyrządziła ona olbrzymie straty i pozostawiła po sobie opustoszałą bezludną wieś. Ciekawostką może być też fakt, że w 1650 roku wprowadzono tu obowiązkowe nauczanie.

Z zabytków warto przyjrzeć się kościołowi ewangelickiemu, który powstał na ruinach średniowiecznej świątyni w połowie 18 wieku. Na terenie należącym do niego znajduje się równie stary cmentarz, na którym znajdują się grobowce z pierwszego roku jego istnienia. Warto też zajrzeć do muzeum wsi, które powstało z inicjatywy wspólnoty ewangelickiej i na ich posiadłości w centrum osady. Żeby obejrzeć eksponaty i wysłuchać historii wsi, należy się wcześniej umówić: [email protected]

Historie, które można w muzeum usłyszeć są na tyle ciekawe, że postanowiłem je opowiedzieć.

TRZY ANIOŁY

Pewnego razu na drodze prowadzącej do kościoła zauważono dziwne zjawisko, zjawy unoszące się w powietrzu - jakby ludzie, ale bez kości. Ogłoszono, że to z pewnością aniołowie byli, bo droga przecież do kościoła prowadziła. Minął jakiś czas i o aniołach jakby zapomniano. Przyszedł rok 1866 i przyniósł straszliwą zarazę - cholerę. W całej wiosce choroba zabrała kilkuset ludzi. Oszczędziła jedynie mieszkańców okolic kościoła, zwanych przez nich „kąt”. Przypomniano sobie wówczas o dziwnych postaciach, które się na drodze do tego „kąta” objawiły. Po naradach stwierdzono, że to z całą pewnością dzięki wstawiennictwu aniołów część mieszkańców wsi ocalała. Postanowiono odwdzięczyć się jakoś i na ich chwałę ufundowano trzy rzeźby, które umieszczono na bramie cmentarza. Do dziś dnia owi aniołowie tam stoją i bezpieczeństwa mieszkańców pilnują.
JAK MARTINOWI RĘKA USCHŁA

W Lunow żył bogaty gospodarz o imieniu Jacob Lunow Bertam, zwany Jacobem – Palatynem. Żył dostatnio wraz z żoną, córką i synem o imieniu Martin. Jako że pieniądze zdrowia nie dają, pewnego dnia choroba złożyła do łóżka starego Jacoba i jego żonę. Syn jego, czy to ze zgryzoty, czy też rozwiązłości, w alkoholu smutki zaczął topić. Tak często do karczmy zaglądał, aż rozpił się
okrutnie. Pewnego dnia Martin przyszedł do domu kompletnie pijany, ojciec zaczął czynić mu wyrzuty, innymi słowy „opieprzył był go„. Martin, jako że pijany i raptus był, na ojca swego rękę podniósł, a potem z domu uciekł i już nigdy nie wrócił.

Chłopak po tym zdarzeniu rozpił się jeszcze mocniej, pił tak dużo, że w końcu zapił się na śmierć. Wkrótce po tym zmarł też jego ojciec. Pochowano ich obok siebie na lunowskim cmentarzu. Siostra Martina, która jedyna pozostała przy życiu przyszła na groby by pomodlić się za zmarłych i przerażona stanęła jak wryta, z grobu jej brata ręka wystawała. Chciała ją zakopać, ale ona nijak się nie dawała. Po naradach całej społeczności wiejskiej postanowiono ową rękę Martinowi obciąć i zanieść do kościoła żeby tam w świętym miejscu się zmumifikowała.

Znajduje się tam do dzisiaj, jest umieszczona za ołtarzem zabezpieczona szklaną gablotą. Ażeby dowieść prawdziwości legendy poddano rękę badaniom DNA i okazało się, że z całą pewnością jest to ręka męska. I w ten sposób uzyskano częściowe potwierdzenie legendy, a że trochę naciągane, kto by się tym przejmował. Ważne żeby turyści przyjeżdżali, a ręka była przestrogą „kto na rodzica rękę podnosi to mu ona uschnie”

Wiadomości24 to serwis tworzony przez ludzi takich ja Ty. Wiesz więcej? Zarejestruj się i napisz swój materiał, dodaj zdjęcia, link, lub po prostu skomentuj. Tylko tu masz szansę, że przeczyta Cię milion!

od 7 lat
Wideo

Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto