Miałem okazję żegnać rok 2011 w towarzystwie opery na zamku w Szczecinie. Co prawda, nie było to na Zamku Książąt Pomorskich lecz w prowizorce, czyli w namiocie. Tak! Tak! Nie przesłyszeliście się. Bo to widzicie u nas młode władze operę potraktowały tak, jak ludzkość swojego mesjasza, któremu to nawet, "nie przygotowano miejsca w gospodzie". Chociaż w Szczecinie jest budynek po starym kinie Kosmos, którego świetność przeminęła z wiatrem historii. Uznane, co prawda zostało za zabytek, ale oddane w ręce kogoś, kto okropnie nienawidzi reliktów z - powszechnie nie lubianych - czasów PRL-u. Z czasów, w których jak się - też powszechnie - twierdzi została splamiona polska godność. (Całe szczęście, żeśmy się już przepoczwarzyli i do solidarności, jak również i szlachetności, sprzed wojny powrócili.) No i ten właściciel budynku, po kinie Kosmos znalazł sposób, aby tego budynku się pozbyć i nie naruszyć zakazu jego rozbiórki, wydanego przez konserwatora zabytków. Wykorzystał - jako swego sprzymierzeńca - czas. Widocznie jest z nim za pan brat i dobrze wie, że czasowi nikt się nie oprze - czas wszystko strawi. A przecież grunt w centrum miasta na wartości nie straci. No i oto mamy w centrum miasta marniejący budynek, w którym niegdyś odbywały się duże imprezy estradowe. I po odpowiednim przystosowaniu mógłby on posłużyć jako zastępcze lokum opery na zamku. Ale komu to by się chciało przygotowywać owo "miejsce w gospodzie", dla jednego z przedstawicieli Kultury zaspokajającego potrzeby szczecinian w zakresie śpiewu i muzyki operowej? Walnięto więc namiot na Łasztowni - chcieliście to macie i nie wierzgajcie.
Wracając do operowego towarzystwa to, gdybym miał swoje odczucia wypowiedzieć, w paru słowach, to bym powiedział, że w "Paryskiej nocy sylwestrowej" świetni byli soliści i balet. O reszcie wolałbym się nie wypowiadać. Jednak, gdyby mnie ktoś przycisnął do muru to bym z siebie mógł wydusić - noooo. Nie zmuszajcie mnie. Jak już koniecznie muszę powiedzieć, to powiem. Za rozległe były wtręty kabaretowe. A muzyka? Muzyka, jak dla mnie muzycznego niemoty - to jedyne z czym mi się kojarzyła, to z taką, co trafia mi się słyszeć na zatłoczonych skrzyżowaniach, kiedy jakiś młodzian uchyli okno swojego Jeepa. Muzyka jak muzyka - kwestia gustu. Ale te wtręty kabaretowe źle mi się skojarzyły. Bo to ci przyszło mi do głowy, jakoby to z opery na zamku chciano zrobić kabaret. Na boku powiem. Tych kabaretów, to ci u nas w Polsce dostatek. A prym w tej formie artyzmu estradowego, to chyba nasz kochany Sejm wiedzie.
I jeszcze jedno - gdyby. Gdybym mógł o coś poprosić nasze władze regionalne, to bym poprosił: przywróćcie pana Warcisława Kunca na dyrektora opery na zamku - Proszę! Zróbcie to. Tak - chociaż jeszcze raz - chciałbym pójść do opery na zamku na noc sylwestrową i arię Skołuby usłyszeć w języku ojczystym. Bo jak na przyszły sylwestra zechce im się śpiewać po chińsku, to co ja - nieszczęsny - wtedy zrobię? Przywróćcie! Nie odmawiajcie mnie staremu.
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?