Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wszyscy jesteśmy nepotami

Marcin Stanowiec
Marcin Stanowiec
Wiadomości24
Głosujemy na PO, ponieważ jesteśmy częścią tego układu, który zapanował jak Polska długa i szeroka. Ma w tym udział opozycja. Jarosław Kaczyński odarł nas z racjonalności: wolimy być nepotami, niż opozycjonistami.

W nepotyzmie jest coś swojskiego. Na kimże politycy mieliby polegać jak nie na swoich? W końcu największe przedsiębiorstwa mają charakter rodzinny a gigantycznymi funduszami zarządzają długowieczni staruszkowie. Rockefeller, lat 96, pamięta dwie wojny światowe i trzy, co najmniej, kryzysy gospodarcze.

Koncentrat władzy przybierał coraz to bardziej intensywny kolor już u początków kolejnej kadencji rządowej partii opierającej sukces na umiejętnym organizowaniu wydarzeń i emocji (za Bronisławem Komorowskim), jednak media przymykały na to oko. Teraz wyciągając z cylindra kolejne króliki budzą wątpliwości - Czemu milczały posiadając tę wiedzę od dawna? Studzę wysyp informacji (Aleksander Grad podejrzany; NIK o resorcie Pawlaka; Przechowalnia ludzi PSL; 47 działaczy PO i ich krewni) o sitwie krewniaczo-partyjnej w spółkach państwowych nie bez powodu.

Od dwóch kadencji dominująca formacja polityczna cieszy się niesłabnącym poparciem. Polacy zdawali sobie sprawę, że oddanie władzy jednej partii na tak długo skończyć się musi tym, czym się skończyło - bezkrwawą dyktaturą nieodporną na pokusę korupcji. Zdziwienie rodaków Donalda Tuska rejestrowane skrzętnie przez media zakrawa w tej sytuacji na subtelną hipokryzję.

Polityków prawicy raczej kojarzymy ze złośliwym pingwinem niż z bohaterskim Batmanem. Różnica między jednymi, z PiS i drugimi, z PO w percepcji elektoratu sprowadza się do estetyki: zacięcie, patos, mściwość, lękliwość, napięcie, zazdrość malują się na twarzy Kaczyńskiego. Młodzi, przedsiębiorczy, wykształceni nie będą się identyfikować z prawicą o rysach twarzy PiS, nawet jeśli ceną za zredukowanie kalkulacji politycznej jest wszechobecna inercja i wyparcie instynktu samozachowawczego.

Czyim zakładnikiem jest, w takim razie, polskie państwo: upartego Kaczyńskiego, który wie, że zwyciężyć może przerzedzając szeregi elektoratu przeciwnika, na poszerzanie własnego nie mając szans, czy namiestniczej władzy Tuska gwarantującej pokój na granicach sąsiedzkich, spokój wewnątrz kraju i spokój od terroru ekonomicznego, choćby to był pozorny spokój?

Tu się zaczynają schody, bo dramat władzy - która kilka miesięcy temu zarzekała się, że nie odda bankowości (jak bardzo narzędzia finansowe są potrzebne pokazał kryzysowy odpływ kapitału z banków - córek), przyznawała, że prywatyzacja wiedzie donikąd i obiecywała bezpieczeństwo energetyczne - nie dociera do społeczeństwa albo dociera tak zniekształcony, że w żadnym wypadku nie jest w stanie ta dramaturgia poruszyć i zmobilizować, jak poruszyły i zmobilizowały internautów ACTA.

Dziennikarze mają równie mało do powiedzenia, co politycy. O przedmiocie debaty nie decydują oni, lecz właściciele tytułów stwarzający pieczołowicie pozory dyskursywnej autonomii.

Nie chcemy o tym myśleć, nie chcemy o tym rozmawiać. Łatwiej opowiedzieć o jakiejś lokalnej zadymie a to lokalne zapętlenie, bliskie i swojskie jak nepotyzm, sprzyja postępującej utracie suwerenności i przekazaniu wolności gospodarczej i kulturowej w ręce agresywnych, anonimowych dla mas ośrodków, o czym trudno byłoby pisać bez inwektyw i posądzeń, gdyby nie zapamiętana przez młode pokolenia afera "sieciowa".

W najbliższych dniach sejm będzie głosował prawo energetyczne, z pominięciem uzgodnień międzyresortowych, z najszybszym z możliwych tempem czytań, z pominięciem konsultacji społecznych. Ta ustawa może przesądzić niekorzystny dla kraju tryb działania ważnych sektorów gospodarki, pogorszy warunki funkcjonowania polskiego biznesu i obniży poziom bezpieczeństwa energetycznego kraju. Nie ma komu o tym mówić. Z wielu zagadnień - o Smoleńsku, taśmach, wpadkach towarzyskich - ten wypada naprawdę blado, jest nienośny, dla mediów kształtujących publiczną debatę i hierarchizujących tematykę najmniej ważny. Hierarchizacja debaty jest identyczna we wszystkich tytułach, od prawicowych po centralne i lewicowe, co wyraźnie wskazuje na zmowę wokół interesów obcych polskiej racji stanu. Niekoniecznie nas to obchodzi. Musiałoby się stać coś koszmarnie dotkliwego, żebyśmy się przebudzili ze snu obywatelskiego, w który wprawiła nas oligarchia, a po części niewiara w podmiotowość.

Chciałoby się bez zbędnego moralizowania za Honore de Balzakiem powiedzieć: Nie narzekam na rodaków, i nie krytykuję oligarchii. Przyglądam się z ciekawością, a przez dotarcie do źródeł tego stanu rzeczy mam ochotę go odrobinę zmienić.

Znajdź nas na Google+

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto