Tyle lat czekałem, żeby zobaczyć Atlantyk z pokładu luksusowego statku pasażerskiego, mając w kieszeni klucz do kajuty w najlepszej jego części, z pokaźnym limitem dolarowym na karcie bankomatowej (choć marzenia zaczynałem od wypchanego portfela), pełnym barkiem męskich łakoci, no i z żoną, której obiecałem to pewnie z ćwierć wieku temu, a która nigdy nie wierzyła, że ja mogę zrealizować to marzenie. W tyle innych rzeczy tak, ale w to akurat nie. – Owszem, uwierzę Ci, że kupisz nowe auto, może nawet zbudujesz dom, będziesz miał syna, może nawet dwóch i posadzisz hektar lasu, ale w podróż transatlantykiem? Nigdy! Dorzucę nawet jeszcze jeden hektar lasu, albo i kolejnego syna gdzieś tam, ale co to, to nie. Nie, nie...
Tak mówiła, a teraz siedzimy z moją kochaną żoną na pokładzie statku, który pruje Atlantyk, popijamy zimne drinki, ja patrzę na gorące dziewczyny, gdzieś w tyle śpiewają ptaki (skąd te ptaki na oceanie – przychodzi mi do głowy, ale jest mi zbyt dobrze, żeby zgłębiać temat) i jest mi po prostu fajowo jak nie wiem co. I wcale to nieprawda, że po ćwierć wieku małżeństwa własna żona nie może się podobać – myślę sobie, wspominając przy tym powiedzenie szwagra Zdzicha, że po dwudziestu latach wspólnego życia, to każde zbliżenie powinno być oceniane w kategoriach kazirodztwa. Głupiś, Zdzisiu...
- Medaliony z homara z kasztanami i w hiszpańskim winie - podpowiada żona, kiedy widzi że patrzę na podany właśnie elegancki posiłek, jak popularna niegdyś posłanka na worek owsa.
- No, nawet dobre, choć nie aż tak, jak twoje schabowe. Widzisz kochanie, a mówiłaś, że nigdy nie popłyniemy transatlantykiem, a przecież…
- Dobrze, dobrze, faktycznie nie ma dla ciebie rzeczy niemożliwych, czasem cię nie doceniam, ale już nigdy więcej, obiecuję…
- Przepraszam, wyskoczę na chwilę do kasyna, odbiorę wygraną i wracam, OK?
Plik banknotów nie mieści się w kieszeniach, a dlaczego nie można na konto - pytam łamaną angielszczyzną wysoką, ładną brunetkę, która zarządza kasynem. - Skoro nawet już Jarosław Ka..., A nie będzie pani wiedziała, o kim mówię, pani... - dodaję i widzę, że rozmówczyni ma dziwną minę, co przypisuję sposobem mojego wyrażania się w jej rodzinnym zapewne języku.
- Mam na imię Sabrina - mówi po polsku szefowa, podając uprzejmie rękę – i wiem kto to jest Kaczyński - dodaje.
- Miło mi Sabrino - odpowiadam.
- To o co chodzi z tym kontem?
- Wiesz, jak ktoś zwleka tak długo z realizacją marzeń, to na naszym statku nie może korzystać z
przelewów bankowych, takie przepisy...
Rozmowę przerywa jakieś mocne szarpnięcie. Pewnie fale, myślę sobie. Ale przecież fale kołyszą, a nie szarpią! Znowu! No, jestem facetem, muszę zachować spokój. - Co to Sabrino? - pytam udając zupełne wyluzowanie. Sabrino, co się dzieje? Sabrino...
- Tak, mojemu mężowi znowu się jakieś baby śnią! Ale za prąd to nie zapłaciłeś! Zobacz, upomnienie przyszło! Naprawdę nie mam już sił; owszem, uwierzę ci, że możesz kupić nowe auto, może nawet zdążysz jeszcze zbudować dom, syna masz i zasadzisz całą wieś lasem, ale najprostszej systematyczności to już nigdy nie nabędziesz! Nigdy! To już bym chyba prędzej w tę obiecankę – cacankę rejsu po Atlantyku uwierzyła…
I teraz rozpoznaję własną żonę.
- A o co chodzi skarbie, przecież płyniemy?!
- Co ty, piłeś coś w nocy? Bo się zacznę niepokoić? O co chodzi kochanie?
- Nie, tak się wygłupiam… Zaraz idę na pocztę. Zapłacę ten zasrany rachunek, przepraszam… Ale jeszcze popłyniemy, zobaczysz. Bo nie można tak długo odkładać marzeń. I będzie super, jak w moim śnie, zobaczysz. Wyruszamy w najbliższy Dzień Kobiet.
Tekst bierze udział w konkursie Wiadomości24.pl, organizowanym z okazji Dnia Kobiet. Stawką w nim jest wycieczka dla dwojga do Werony.
Uwaga na Instagram - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?