Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wystawa „Kobiety Himalajów” w Łodzi

Mirosława Kasowska
Mirosława Kasowska
Przy krosnach.
Przy krosnach. Mirosława Kasowska
W dniach 20 lutego – 19 marca w bardzo małej łódzkiej Galeryjce „Olimpijce” artystyczny plon przywieziony z podróży w Himalaje przedstawiali Anna i Przemysław Spych.

Wystawa ta była jednocześnie wyprawą w najwyższe góry świata. Ale ich szczytów nie oglądaliśmy. Bo tym razem to nie one były bohaterami uwiecznionymi na kliszy. Autorzy zdjęć zatrzymali się nieco niżej - tam gdzie jeszcze nie trzeba walczyć o przetrwanie wspomagając się alpinistycznym sprzętem, tylko tam gdzie o przetrwanie walczy się zbierając i nosząc na plecach drewno, tkając materiały, przędąc wełnę czy w prymitywnych – według oceny Europejczyka – warunkach przygotowując posiłek.

Przed oczami mieliśmy trzynaście fotografii. To niby niedużo, ale prezentacja – tak jak i wiele innych w tej galerii - potwierdziła, że jakość jest istotniejsza od ilości. Odbyliśmy bowiem dość ważne spotkanie z piętnastoma kobietami. Piszę: spotkanie, bo chociaż te postaci były za szkłem, gdy stanęło się przed oprawionymi pracami miało się wrażenie bycia tuż obok tych kobiet.

To niewątpliwa zasługa autorów, którzy zdecydowali się na określony sposób fotografowania, dość bliski dokumentacji etnograficznej. Wzrok przykuwały nasycone kolory – czerwony, różowy, niebieski, fioletowy, zielony. Barwne spódnice, bluzki i fartuchy uwiecznionych kobiet kontrastowały z widniejącym w tle rozpadającym się domostwem, rachityczną przyrodą czy ubogim pomieszczeniem.

Ktoś mógłby powiedzieć, że to zaledwie poznawcze, turystyczne walory tych prac. Jednak było w nich coś więcej. Coś co przemawiało spojrzeniami sfotografowanych postaci, wyrazem ich twarzy oraz ciał
zastygłych na zdjęciach w autentycznym ruchu - ruchu pozbawionym cywilizacyjnej arogancji.

Wystawa ta dała możliwość obcowania z zupełnym przeciwieństwem tego, co znajdujemy na okładkach kolorowych czasopism. Zalewają nas one widokiem zdjęć i reklam pełnych drogo ubranych i nieskazitelnie umalowanych kobiet, sztucznie uśmiechniętych… do studyjnego zdjęcia. „Kobiety Himalajów” też były uśmiechnięte, tylko jakże inaczej.

W ich uśmiechu trudno było się doszukać sztuczności zamierzającej uwieść i omamić. Przy pomocy fotografa i stylistów nie prowadziły one gry o widza, którego chciałyby zauroczyć swoim wdziękiem. One uśmiechały się do życia, pomimo, że na pewno nie jest im łatwo, nawet jeśli lepszej egzystencji nie znają i jak każdy potrafią zadowalać się okruchami dobra przydzielonymi im przez urodzenie i los.

Gdyby te zdjęcia były czarno-białe trudniej byłoby nam dostrzec pogodę tych uśmiechów. Widzielibyśmy w nich raczej smutek i gorycz. Dlatego dobrze, że te prace są kolorowe. To nie są przecież portrety, mające ukazać zmaltretowaną egzystencjalnymi rozterkami duszę. To człowiek w swym naturalnym środowisku, które – jak każde inne niż nasze – warto poznać, bo zawsze niesie jakiś nowy dla nas element mogący nas czegoś nauczyć i wzbogacić nasze spojrzenie na rzeczywistość w wymiarze globalnym.

Choć zdjęcia nie były prezentowane według takiego ciągu, bohaterki fotogramów kolejno ustawiłabym na osi czasu. Symbolicznie mówiąc - mieliśmy dziewczynę, kobietę i staruszkę. Te w średnim wieku i nieco starsze widzieliśmy przy pracy – na przykład drewnianych krosnach czy równie nieskomplikowanym kołowrotku. Obarczone codziennymi, żmudnymi, podstawowymi dla przetrwania czynnościami.

Lecz najmłodsza i najstarsza z przedstawionych kobiet tworzyły jakby nawias zamykający tamtejszą kobiecą rzeczywistość. Też różną od naszej. Dlaczego? Bo tam ta najmłodsza była bardzo poważna i czujna, a najstarsza pogodna i łagodna. Czyli w większości przypadków odwrotnie niż u nas. Porównajmy to choćby z naszym krajem. Tu nastolatka bywa bezmyślnie chichocząca, a staruszka smutna i agresywna. Czemu? W jakim stopniu chodzi tu o inne pojmowanie zarówno prawa młodości jak i starości.

Mieszane można było mieć wrażenia. Bo z zadumą pochylaliśmy się nad codziennymi trudami i bardzo ubogimi warunkami egzystowania widocznymi na fotografiach, a jednocześnie w jakimś stopniu obrazy te cieszyły nasze oko. Ale co w istocie się podobało? Co oglądającego wprawiało w dobry nastrój?
To, że widzieliśmy piękne, bo dobrze zrobione zdjęcia, czy raczej to, że nie przyszło nam żyć w podobnie ograniczonych warunkach?

A może to, że odbyliśmy lekcję mądrości, którą daje nam niezwykle pogodna twarz najstarszej z fotografowanych kobiet. Jej oblicze świadczy o tym, że niezmierzona jest siła i wielkie piękno człowieka pogodzonego z tym co konieczne, realne i nieuchronne – dziś i w przyszłości.

Na jeszcze jeden element warto zwrócić uwagę. Na coś co w istocie nie pasuje do pokazanej rzeczywistości, a mianowicie na buty. Sportowe obuwie zestawione z tradycyjnymi ubraniami przedstawionych kobiet jest symbolem wdzierania się w ich życie kultury euro-amerykańskiej. Tylko… tylko że w naszym świecie coraz częściej posiłek dla rodziny przygotowywany jest… w fabryce, a tam jeszcze… w domu.

Te buty zwane ogólnie adidasami to także symbol globalizacji, której charakter nadaje kultura anglosaska. Wyjściowy dla tego zjawiska Zachód ma co prawda bardziej rozwiniętą psychologię, ale trzeba brać pod uwagę, że Wschód więcej wie na temat duszy. A na przyszłość ludzkości potrzebna jest chyba mocno integralna wizja człowieka. Zwykłe przyglądanie się obrazkom, które ktoś przywiózł z dalekiej podróży może nas do tej wizji nieco przybliżyć.

Galeryjka „Olimpijka”, która jest placówką non-profit, tak jak i wiele innych łódzkich wystawienniczych lokali mieści się przy ulicy Piotrkowskiej. By do niej dotrzeć musimy wejść w podwórko pod numerem 120. Tam w prawej oficynie jest to miejsce, którego gospodynią jest niezwykle miła Jolanta Sawiuk.

„Olimpijka” swoją działalność rozpoczęła w czerwcu 1997 roku przy siedzibie otwartego dwa miesiące wcześniej Biura Podróży i Tłumaczeń „Olimp”. Jest ona niewielka, ale pokazywane w niej fotografie są starannie wybierane. Od 2000 roku każda prezentacja trwa miesiąc. Wszystkich wystaw do tej pory było 110. Nad jej działalnością od początku istnienia czuwa Krzysztof Kurowski pełniący też funkcję sekretarza w Łódzkim Towarzystwie Fotograficznym.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto