Zespół "Laid Back" został założony w 1980 roku przez dwóch muzyków - Johna Guldberga i Tima Stahla. Warto dodać, że Panowie znali się już od połowy lat 70. XX wieku - dzięki współpracy przy innych projektach. Powołany do życia band miał charakteryzować się nowoczesnym brzmieniem i wykorzystaniem najnowocześniejszych instrumentów.
Debiutancki album pojawił się w 1981 roku i nosił nazwę "Laid Back". Płytę promował utwór "Maybe I'm Crazy", który cieszył się dużą popularnością w rodzimej Danii. Jednak największy przebój powstał w 1983 roku. Mowa o "Sunshine Reggae" - prawdziwym number one na listach przebojów w 19 krajach. Z tej płyty pochodzi także inny hit - "White Horse".
Kolejne single oraz albumy cieszyły się umiarkowanym zainteresowaniem. W kolejnych latach na listach przebojów przewijały się m.in. "Elevator Boy" (1985) czy "Bakerman" (1989).
W 2001 roku muzycy z "Laid Back" stworzyli ścieżkę dźwiękową do filmu "Flyvende farmor".
Czytałem kilka artykułów na temat "Laid Back". Czasami pojawiają się głosy, że Pana zespół to tzw. one-wonder hit band (czyli zespół jednego przeboju). Co Pan sądzi o takiej opinii?
To zależy od Twojej wiedzy na temat "Laid Back". Są miejsca, w których jesteśmy znani z "Sunshine Reggae", w innych z "White Horse" czy "Bakerman". Są miejsca, gdzie jesteśmy znani z "Maybe I'm Crazy","High Society Girl, "Happy Dreamer", Beautiful Day", "Cocaine Cool". Nie wiem jak sytuacja wygląda w Polsce?
Wiele osób kojarzy Pana zespół z przebojem "Sunshine Reggae". Czy może Pan przypomnieć historię tego utworu? Czy spodziewał się Pan tak dużego sukcesu?
Sama idea powstania tej piosenki pojawiła się w trakcie powrotu z miesiąca miodowego z Karaibów w roku 1981. Akurat byłem tam w okresie karnawału, co wiązało się występami lokalnych zespołów. Ich muzyka bardzo mi się podobała. Następnie wróciłem do Kopenhagi. Spotkałem się z Timem w studiu w słoneczne popołudnie. Pogoda była wówczas świetna - idealna do zagrania reggae, naszego reggae, duńskiego reggae. Miałem akurat chwytliwe akordy. Elektroniczne brzmienia zostały stworzone dzięki nowemu syntezatorowi gitarowemu marki Roland oraz vocoderowi. Następnie Tim wypożyczył bębny z pobliskiego sklepu muzycznego. Dodam, że Tim wcześniej nie miał nic wspólnego z grą na bębnach. Na początku utworu zastosowaliśmy muzykę z zabawki z akordeonem, który stał w naszym studiu. Jednak nadal nie mieliśmy wokalu. W naszej toalecie na ścianach znajdowało się wiele pocztówek, notatek oraz zdjęć z magazynów - to dostarczyło nam słów do tekstu piosenki - były to takie puzzle. Zaczęliśmy śpiewać i tak pojawiła się melodia. Zajęło to 3 bądź 4 godziny. Kilka dni później do utworu, wybitny norweski muzyk Frank Marstokk dodał bębny, a na końcu Peter Hansen dodał bas. Piosenka była kompletna i gotowa do miksu. Za bardzo nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego co robimy, ale czuliśmy pozytywne wibracje. Reszta jest już historią.
Czy występował Pan kiedyś w Polsce?
Jeszcze nie!
Co Pan sądzi o aktualnym poziomie europejskiej muzyki. Czy ma Pan swojego faworyta wśród młodego pokolenia muzyków?
Poziom jest naprawdę wysoki! Interesują nas głównie zespoły undergroundowe, a naszym faworytem jest Trentemøller.
Jakie ma Pan zdanie o konkursie Eurowizji?
Myślę, że poprzedni konkurs w Kopenhadze był spektakularny!
"Laid Back" w 2001 skomponował muzykę do filmu. Czy od tego czasu pojawiły się inne propozycje ze świata filmu?
Niestety nie (śmiech).
Czy może Pan powiedzieć o planach na przyszłość - może nowy album bądź trasa koncertowa?
Staramy się pisać piosenki - do końca świata (śmiech).
Dziękuję za wywiad
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?