Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wywiad z Michałem Polem, dziennikarzem Sport.pl i nSport

Bartosz Zasławski
Bartosz Zasławski
O szansach reprezentacji Polski, uwielbieniu Franciszka Smudy do niemieckiej szkoły futbolu i oczekiwaniach wobec Euro opowiada Michał Pol.

Strategię naszej reprezentacji można scharakteryzować przytaczając tytuł piosenki "Najtrudniejszy pierwszy krok". Czy rzeczywiście w meczu z Grecją musimy rzucić wszystko na jedną szalę?
Michał Pol: Musimy. Zwycięstwo z Grecją jest absolutnie kluczowe, bo drugi mecz, z Rosją, dysponującą największym potencjałem w naszej grupie, będzie o życie. Jak pokazują poprzednie turnieje, w takich okolicznościach gramy słabo. Na chwilę obecną nasi piłkarze nie potrafią określić, na co ich stać. Po dwóch i pół roku gry bez stawki trudno przewidzieć, jak zagrają pod presją oczekiwań. Mogą stać się przewrażliwieni, zaczną się nieporozumienia, kłótnie, nie wiemy, kto jak wytrzyma napięcie. Do tej pory, kiedy nie szło w kadrze, piłkarz wracał do klubu i przechodził do porządku dziennego nad słabym występem w biało-czerwonej koszulce. Na Euro takiej sytuacji nie będzie. Olbrzymie znaczenie odegra przygotowanie mentalne.

Gdy Franciszek Smuda obejmował stery reprezentacji jesienią 2010 r., zastał zgliszcza. Z pierwszego meczu pod jego wodzą z Rumunią zostało siedmiu zawodników. Ta drużyna długo nabierała kształtów.
Nie przesadzałbym z tym, że zastał zgliszcza. Powołał pięciu piłkarzy, którzy grali na poprzednich mistrzostwach. Robert Lewandowski zadebiutował u Leo Beenhakkera, Łukasz Piszczek również, choć na innej pozycji, ale to nie Smuda genialnym manewrem przesunął go z ataku na bok obrony. Przypomnę, że Wojciech Szczęsny swoje pierwsze powołanie też otrzymał od Holendra. Nie jest więc tak, że Smuda odkrył nowych zawodników, budował zespół z niczego. Kilku starszych piłkarzy się wykruszyło, kilku objawiło swój talent, jak Rafał Wolski.

To paradoks, że na mistrzostwa Europy w Polsce mamy najbardziej multietniczną kadrę w historii.
Nie zgodzę się, że mamy multietniczną kadrę. To nie są piłkarze tacy jak Roger, który z Polską łączyło tylko to, że grał tutaj przez dwa lata. Wszyscy mają polskie korzenie, są Polakami, choć wychowali się poza granicami kraju.

Boenisch, nie Wawrzyniak, Polanski, nie Dudka - to właściwe decyzje? Zawodnicy, którzy niedawno odebrali polski paszport z miejsca zastąpili doświadczonych reprezentantów.
Gdy Smuda ma wybór - dwóch równorzędnych piłkarzy na jedną pozycję, wybierze tego z Bundesligi. Ofiarą tego systemu jest Wawrzyniak, do meczu z Łotwą etatowy lewy obrońca. Spisywał się średnio, ale poza meczem z Niemcami, kiedy poślizgnął się w ostatniej akcji, nie dał plamy. Boenisch, jak tylko wyzdrowiał po prawie półtora roku rozbratu z piłką, zajął jego miejsce. Obrońca Werderu nie prezentuje jednak tej klasy co Łukasz Piszczek z prawej strony. Czy Polanski, czy Dudka - tak samo dobrze lub tak samo źle, zależy jak spojrzeć. W kadrze na Euro znalazł się Adam Matuszczyk, który był pod formą całą wiosnę. Po zgrupowaniu w Lienzu skreślono Kamila Glika, nie sprawdzając nawet, jak prezentowałby się w sparingach. Polscy przedstawiciele Bundesligi otrzymali szansę bez względu na aktualną dyspozycję. To jest również dowód lojalności za ich decyzje o grze z orłem na piersi.

Ogłaszając szeroki skład na Euro Smuda mówił, że nie wychowaliśmy sobie zbyt wielu zawodników gotowych do rywalizacji na poziomie reprezentacyjnym.
Ta jedenastka, która rozpocznie mecz z Grecją, jest najlepsza jaką mamy. Nie umniejszając kompetencjom Smudy, 40 milionów selekcjonerów w kraju wybrałoby taki skład. Oczywiście, jest hierarchia - piłkarze notowani na miejscach 18-23 raczej nie mają szans na grę.

Kto z rezerwowych jest w stanie dać kadrze pozytywny impuls? Najmocniej wydaje się obsadzona lewa strona pomocy.
Rzeczywiście, Kamil Grosicki jest równorzędnym konkurentem dla Macieja Rybusa, w dodatku może grać na kilku pozycjach, nawet jako napastnik. Liczę na Artura Sobiecha, który wchodząc na ostatnie minuty, tak jak w meczu z Łotwą, może przesądzić o wyniku.

W rankingu FIFA plasujemy się najniżej ze wszystkich uczestników Euro. Przed losowaniem byliśmy najbardziej pożądanym rywalem. Jeśli nie wyjdziemy z grupy uważanej za najsłabszą to znaczy, że nie nadajemy się na Euro?
Nie wiem, czy przeszlibyśmy kwalifikacje. Wiadomo, że to ostatni turniej, do którego awansuje 16 zespołów. W kolejnych eliminacjach będzie łatwiej. Wracając do grupowych rywali - od każdego możemy dostać lanie, ale i każdego pokonać. Nie będzie kompromitacji, jeśli nie awansujemy do ćwierćfinału, choć wiele zależy od okoliczności. Przed nikim nie musimy klękać. Z takimi rywalami jak Anglia, Holandia, Hiszpania przegralibyśmy już w szatni. Gdybyśmy mieli się zmierzyć z Chorwacją i Niemcami, tak jak na Euro 2008, nie wierzyłbym w awans do ćwierćfinału.

To będzie turniej indywidualności czy kolektywu?
Minęły czasy, kiedy o losach turnieju decydował jeden zawodnik. Największe osobowości coraz częściej zawodzą, tak jak Messi na Mundialu w RPA. Ile znaczy siła drużyny widać po Niemcach. Nasi zachodni sąsiedzi mogą wystawić dwie równorzędne jedenastki. Hiszpania i Holandia dysponują wąskim składem, a to może przesądzić w decydującej fazie turnieju.

Możemy się spodziewać taktycznych rewolucji, eksperymentów?
Właściwie każdy turniej zaskakuje. Na Mundialu RPA agresywnym, fizycznym, momentami brutalnym stylem zaskoczyła Holandia. To było skuteczne i efektywne, choć ucierpiało na tym widowisko. Świetnym taktykiem jest trener reprezentacji Niemiec Joachim Loew. Po nim spodziewam się czegoś nowego. Do dyspozycji ma doświadczonych Klose, Schweinschteigera i Podolskiego, młodych, ale ogranych na najwyższym poziomie Khedirę i Özila oraz wschodzące pokolenie, którego przedstawicielami są Götze, Bender i Reus. Wszyscy szybcy, świetni technicznie. Sam jestem ciekawy, z jakiej strony pokaże się Hiszpania. Jest mniej katalońska niż ta Luisa Aragonesa przed czterema laty, której ducha najlepiej oddawał slogan "Barcelona plus". Teraz nie ma Carlesa Puyola, Davida Villi, Gerald Pique prawdopodobnie będzie tylko rezerwowym. Xavi i Iniesta bardzo zawodzili w końcówce sezonu, pierwszy z nich w ostatnich 13 meczach sezonu nie zaliczył żadnej asysty.
Zgadza się pan z tezą, że to kluby wyznaczają trendy we współczesnym futbolu, a z drugiej strony mamy do czynienia z postępującą deprecjacją roli reprezentacji narodowych, co jest pochodną m.in. pędzącego procesu globalizacji?
Oczywiście, że tak. Dzieje się to o lat. Nie mam wątpliwości, że z czołowej ósemki Ligi Mistrzów, poza APOEL-em, każdy klub wygrałby Euro 2012. Sami zawodnicy różnie podchodzą do meczów w klubie i kadrze. Proszę zwrócić uwagę, że na meczach reprezentacji publiczność nie jest dwunastym zawodnikiem. Na inauguracji Stadionu Narodowego z Portugalią z wysokości trybun słyszałem, co Smuda krzyczy z ławki. Trzy dni później doping kibiców Legii docierał na drugą stronę Wisły. Na wszystkich polach futbol klubowy wyprzedza reprezentacyjny.

Czy Polsce udało się wskoczyć na marketingową trampolinę, jaką daje Euro? Wydaje się, że nasi partnerzy z Kijowa przez problemy wewnętrzne zaprzepaścili tę okazję.
Nie oszukujmy się - pełną pulę zgarnia UEFA. My podpinamy się pod koniunkturę. Gorączkę Euro widać np. w centrum Warszawy, wystarczy spojrzeć jak przystrojone są budynki. Ale nie wydaję mi się, żebyśmy odnieśli szczególne profity w skali makro.
Znajdź nas na Google+

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wywiad z Michałem Polem, dziennikarzem Sport.pl i nSport - Nasze Miasto

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto