Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wzburzony Real gra z Sociedad o punkty i zachowanie twarzy

Bartosz Zasławski
Bartosz Zasławski
Wydłuża się marsz "Królewskich" ku odzyskaniu mistrzowskiej korony. Dzisiejsze spotkanie z Realem Sociedad urasta do roli egzaminu z zarządzania kryzysowego o stopniu trudności, z jakim jeszcze nie miał do czynienia w Madrycie Jose Mourinho.

Była 23. kolejka, gdy po porażce Barcelony w Pampelunie "Królewscy" odskoczyli podopiecznym Guardioli na 10 punktów. Nawet katalońska prasa przyznała, że na kolejny tytuł trzeba poczekać do następnego sezonu. Przy założeniu, że zespół Guardioli wygrałby do końca rozgrywek wszystkie mecze, w tym kwietniowe Gran Derbi na Camp Nou, Real musiał stracić punkty jeszcze co najmniej trzykrotnie. Wówczas ten scenariusz wydawał się nierealny, bo jak uwierzyć w zagubienie się lidera, który zanotował 13 zwycięstw z rzędu i nie licząc porażki z największym rywalem, ostatni raz schodził z boiska pokonany we wrześniu?

Real znaczy gniew

Piłka nożna bywa przewrotna. Po remisach z Malagą i Villarealem, w ciągu czterech dni, przewaga nad "Blaugraną"stopniała do 6 punktów. Pewność zawodników została zachwiana, psychologiczny komfort w zimnej wojnie z Barceloną ustąpił miejsca frustracji. Teatr nienawiści w spotkaniu z broniącym się przed spadkiem Villareal zaczął sam Jose Mourinho. Kontynuując tradycję z Londynu i Mediolanu wylądował na trybunach za obrażanie sędziego. Portugalczyk dopuszczalne granice przekraczał o kilometry już nie raz, ale chyba tylko przez nazwisko i chęć załagodzenia sytuacji, arbitrzy La Liga jeszcze nie wytoczyli mu procesu o mobbing.

Ciśnienia nie wytrzymali za to podburzeni zawodnicy - Segio Ramos natarł na napastnika gospodarzy Nilmara niczym karateka, Mesuth Özil nie mógł odmówić sobie przyjemności skomentowania pracy arbitra. Obu podziękowano za grę. Nie wiadomo jakim cudem do końcowego gwizdka przetrwał Pepe, ale tuż po zakończeniu zapragnął podzielić się z sędzią swoimi refleksjami, które sprowadzały się do określenia go "skur...".

Drugim aktem sztuki było niestawienie się nikogo ze sztabu "Królewskich" na obowiązkową konferencję prasową oraz zarządzenie nadzwyczajnych środków przed meczem z Sociedad. Nie odbyło się rutynowe spotkanie z dziennikarzami, a wszystkie treningi zostały zamknięte dla mediów.
Real znaczy agresja

Nie przez przypadek za kadencji Mourinho piłkarze "Królewskich" otrzymali aż 23 czerwone kartki. Zahipnotyzowani osobowością "The Special One" wykonują jego rozkazy niczym żołnierze na wojnie. Wielu obserwatorów zauważa małą liczbę rotacji w składzie w porównaniu z Barceloną. Portugalski trener nadal nie może przekonać się do Kaki, na kolana nie powalają letnie transfery: kontuzjowany obecnie Coentrao gra w kratkę, Altintop sporadycznie, a Sahin wcale. Ostatnio jednak cała drużyna wygląda na emocjonalnie przeładowaną, wypaloną sezonem, w którym minimalne niepowodzenie może rzutować na jej los.

Wiele mówi się o kiepskiej atmosferze na Santiago Bernabeu, Na nic zdały się apele trenerów i zawodników o wsparcie publiczności uchodzącej za najbardziej wymagającą na świecie. Pierwsze miejsce w lidze i najwyższa średnia bramek na mecz to dla nich mało, wygwizdywany bywa nawet Cristiano Ronaldo. Fanów Realu od miesięcy dręczy pytanie - dlaczego mając najdroższy zespół w historii tak rzadko gramy w piłkę, a gdy nie idzie, notorycznie wdajemy się w awantury? Milczą, bo nikt nie chce udzielić im odpowiedzi.

Warto na moment wrócić do genezy zatrudnienia w Madrycie tabunu gwiazd i trenera specjalisty od rzeczy niewykonalnych. W maju 2009 r. Real przegrywa u siebie mistrzostwo z Barceloną. Wynik 2:6 był policzkiem dla "Królewskich", którzy poczuli się skompromitowani i wkrótce zarządzili kadrowe trzęsienie ziemi. Co dzieli tamten zespół od obecnego? Tamten Real przegrał, ale honorowo, nie szukając winnych poza sobą. Był słabszy, ale walczył do końcowego gwizdka bez uciekania się do brutalności. Dzisiejszy Real, mimo niezaprzeczalnej znakomitości, z honorem ma niewiele wspólnego. Marketingowcy "Królewskich" będą mieli pełne ręce pracy, żeby odbudować wizerunku klubu, który do filozofii futbolu wprowadzał nowe pojęcia, który jeszcze dekadę temu wytyczał kolejne granice w piłkarskiej sztuce i sięgał wyobraźnią dalej niż ktokolwiek.

Real nadal przewodzi w La Liga i choć częściej niż do tej pory musi spoglądać we wsteczne lusterko, to on rozdaje karty. A Mourinho gasi pożar, który sam wywołał.

Znajdź nas na Google+

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto