Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Zabawa" na 101

Marcin Bobiński
Marcin Bobiński
Na pierwszym planie B. (Marcin Tyrlik), w tle N. (Radosław Hebal) i S. (Dariusz Poleszak)
Na pierwszym planie B. (Marcin Tyrlik), w tle N. (Radosław Hebal) i S. (Dariusz Poleszak) Tomasz Żurek/Teatr im. Stefana Jaracza w Olsztynie
"Dlaczego dla nas nie ma zabawy?" - to najsłynniejsze chyba zdanie z jednoaktówki "Zabawa" Sławomira Mrożka. Dla widzów inscenizacji tego dramatu w olsztyńskim Teatrze im. Stefana Jaracza zabawa jest, ale nie do końca.

Reżyser Jacek Jabrzyk zrezygnował z tradycji wystawiania kilku jednoaktówek Mrożka w ramach jednego spektaklu ("Zabawę" często łączono np. z "Czarowną nocą") i zdecydował się na inscenizację wyłącznie "Zabawy". Wynikiem tego otrzymujemy spektakl wyjątkowo krótki, bo zaledwie 30-minutowy. Nie jest to jednak teatralny fastfood.

Rezygnacja z wydłużania na siłę pod jednym względem wręcz pomaga inscenizacji. W pochodzącej z 1962 roku sztuce bardzo ważna jest warstwa językowa, można by wręcz powiedzieć - lingwistyczna. Trzech parobków przybywających do wiejskiej remizy w poszukiwaniu tytułowej zabawy w rzeczywistości pozateatralnej z pewnością nie mówiłoby w sposób, w jaki opisał to Mrożek. Krótkie, rwane zdania, charakterystyczne powtórzenia, a to wszystko układające się w wiejące absurdem dialogi - szaleńcze tempo spektaklu podkreśla absurd i groteskę także w sferze języka. Kiedy tempo nieco zwalnia, wiemy, że oto mamy do czynienia z momentem naprawdę istotnym, kulminacją. Chwyt prosty, a skuteczny.

Niektóre pomysły inscenizacyjne jednak nie zachwycają. Tempo spektaklu ma podkreślać ruch sceniczny, ale ciągłe tupanie i podskakiwanie momentami wręcz zagłusza aktorów, mimo że to niewielka w sumie sala sceny "Margines". Aktorzy zmuszeni są przekrzykiwać się, co jeszcze powiększa wrażenie chaosu. Zastrzeżenia budzi też pomysł z wykorzystaniem butów - elementem scenografii jest skrzynia z obuwiem, które w którymś momencie aktorzy wyrzucają na scenę, by je potem pozbierać. Z tekstem związek dostrzec trudno, jako element mający wzmocnić ekspresję może i dałoby się to zaakceptować, ale znów nie można opędzić się od wrażenia, że hałas i łomot nieco zagłuszają Mrożka.

Dramaty Mrożka znane są z tego, że mają bardzo rozbudowane didaskalia, ściśle określające wygląd sceny czy kostiumy. Jak zasugerował kiedyś w jednym z wywiadów sam autor, wiąże się to z brakiem przekonania do wizji reżyserskich i ich interpretacji tekstu. Czasem jednak odejście od kanonicznego sposobu realizacji potrafi wyjść na plus. Brak dosłowności choćby w scenie wieszania jednego z bohaterów czy skromna scenografia pozwalają bardziej skupić się na samym tekście.

Inscenizacja Jacka Jabrzyka na pewno nie wywoła takiego poruszenia jak "Zabawa" z roku 1995. Wówczas to reżyser Krzysztof Rościszewski "wzbogacił" oryginalny tekst Mrożka o przerywniki zaczynające się od litery "k". Bliższe było to może językowi parobków, ale wywołało spore poruszenie - w mediach pojawiały się nawet kuriozalne sugestie, by na spektaklach porannych, przeznaczonych głównie dla szkół, zastąpić wiadome słowo łagodniejszym "kurna". Obecna realizacja na pewno tak nie szokuje, nie jest nastawiona na wywołanie skandalu, a raczej skupiona na samym tekście. Jednym słowem, zabawa jest. Może nie na 102, tylko na jakieś 101, ale i tak Mrożek wiecznie żywy.

Sławomir Mrożek: „Zabawa”

Reżyseria: Jacek Jabrzyk
Scenografia: Justyna Elminowska

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto