Historia pewnego zaklinacza deszczu, opisana u Makbeta zafrapowała mnie nadzwyczajnie, bo działania uczonego pana Hatfilda, mającego sprowadzić deszcz dla wysuszonego miasta, spełniły się z takim nadmiarem, że zacytuję w całości ten fragment: "W styczniu 1915 opady deszczu nad miastem San Diego w Kalifornii były tak obfite, że woda zalała dolinę… o mały włos nie doszło… do zalania całego miasta. Sprawcą tego kataklizmu był Charles Hatfield, domorosły naukowiec i meteorolog amator, znany jako zaklinacz deszczu."
Hatfilda z miasta pogoniono i nie wypłacono przyrzeczonego honorarium. Ostatecznie zaklinacz deszczu długo procesował się z niewdzięcznym miastem, by w 1938 roku usłyszeć wyrok sądu, który uznał, że opady w San Diego spowodował pan Bóg, a nie on.
Na tym moja ciekawość odnośnie sposobów sprowadzania deszczu zostałaby zaspokojona, gdyby… nie pastylka! No bo proszę sobie wyobrazić: siedzę przy kompie, sączę kawę swoją poranną i nagle - jakby sam diabeł ogonem trzasnął - na ekranie przewija mi się kawał tablicy Mendelejewa! Wypisz-wymaluj, skład mojego codziennego suplementu diety!
Wszystko to całkiem za darmo i hurtem leci z nieba tyle, że w całkiem innej okolicy. Niestety. Od zawsze wiadomo, że Kielecczyzna pokrzywdzona, najuboższa i ostatnio też niewiele spośród licznych łask Bożych dostąpiła. Oczywiscie wyjątkiem jest głosny biskup, ale przecież coś dla zwykłych heretyków też by się przydało.
Wracając jednak do tego co spada z nieba za przyczyną latających samolotów, które smugami rozpylają minerały oraz ziemie rzadkie, jasne jest, że muszą one - te samoloty, mieć tak zwane dopalacze. Bez dopalacza nie ma smugi i tu powstaje pytanie, czy aby tych dopalaczy nie nałykali się sami obserwatorzy, którzy w smugi wpatrują się intensywnie i czasochłonnie. Sądząc z wniosków, do jakich dochodzą - coś na rzeczy być musi, bo jak znam życie - takich wizji wrażej działalności na prawdziwie polskim niebie nie sposób mieć bez żadnego dopalacza.
Ale powracając do rzeczywistości, z całą powagą należy się odnieść do propozycji zbadania sprawy organoleptycznie i na miejscu. W związku z tym niewątpliwie należy wysłać, zgodnie z postulatem z samej Jasnej Góry, Agencję Ochrony Środowiska oraz Sanepid żeby na miejscu zbadały: co tam lata, bez czyjego zezwolenia, na czyj rozkaz, którym końcem robi smugi
i co na wysokościach rozpowszechnia.
Rzeczone instytucje badawcze mogłyby, dla zaoszczędzenia kosztów krajowi, oraz z powodu braku drabiny do nieba - wykorzystać jako punkt obserwacyjny miejsce na głowie największego na świecie posągu króla Polski, który wzrasta segmentami ku niebu w niejakim Świebodzinie. Obserwatorium takie, widoczne nawet z kosmosu, byłoby kolejnym ewenementem światowym, jak zresztą większość spraw, którymi urzędnicy Pana Boga ubocznie się w Polsce zajmują.
A powracając do nieszczęsnego zaklinacza deszczu i wspomnianego orzeczenia sądu w San Diego - może jednak wypadałoby bardziej pamiętać o samym Panu Bogu, zamiast robić wodę z mózgu owieczkom? Na razie, jak widać i słychać, z powodu sprzeczności intencji, Pan Bóg próśb niczyich nie spełnia, a zapewne i w wybory się nie będzie wtrącał, żeby Go o nepotyzm nikt nie posądzał.
NORBLIN EVENT HALL
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?