Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Żałoba narodowa. Co to właściwie jest?

Adam Rajewski
Adam Rajewski
Po prawie każdej opisywanej przez media tragedii w tym kraju nachodzi mnie myśl, by wreszcie usiąść i przeanalizować pewną kwestię ustrojową. Tym razem myśli nie udało się zwalczyć. Czym właściwie jest żałoba narodowa? I czym powinna być?

Kiedyś sądziłem, że odpowiedź powinna być jasna. Skoro żałoba narodowa jest wprowadzana rozporządzeniem prezydenta, to musi być to zapisane w obowiązujących aktach prawnych, wystarczy znaleźć. Tak? Nie!

Posłużywszy się Wikipedią jako źródłem pośrednim, dotarłem do artykułu 11, ustawy z dnia 31 stycznia 1980 r. o godle, barwach i hymnie Rzeczypospolitej Polskiej oraz o pieczęciach państwowych (tekst jednolity Dz.U. 2005 nr 235 poz. 2000 z późn. zm.). W artykule tym czytamy:

1. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej może, w drodze rozporządzenia, wprowadzić żałobę narodową na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Rozporządzenie w szczególności powinno określać przyczyny wprowadzenia oraz czas trwania żałoby narodowej, uwzględniając uwarunkowania kulturowe i historyczne oraz przyjęte w tym zakresie zwyczaje.
2. W czasie trwania żałoby narodowej flagę państwową opuszcza się do połowy masztu.

Tyle prawo, które nie określa ani po co, ani dlaczego, ani jakie są kryteria. Prezydent może wprowadzić, jeśli uzna za stosowne (uwzględniając uwarunkowania...), powiadomi dlaczego to zrobił i otrzyma kontrasygnatę premiera (bo w trybie rozporządzenia jest to wymagane, poza przypadkami określonymi w konstytucji).

Odwołajmy się zatem do zdrowego rozsądku (no, przynajmniej mojego rozsądku na początek). Czym powinna być żałoba narodowa? Moim zdaniem jest to stan oficjalnej żałoby po jakimś wydarzeniu niezwykle (podkreślam to słowo) tragicznym dla państwa jako takiego lub ogółu obywateli. Mówiąc potocznym językiem - tragedia, która wstrząsnęła państwem w posadach. Rzeczywistość nieco rozmija się z moim wyobrażeniem, choć dopiero od niedawna.

Od momentu wejścia w życie ustawy żałobę narodową ogłoszono piętnaście razy. W tym jeden raz za PRL, a pozostałych czternaście w latach 1997-2012. Żeby było ciekawiej ten przypadek PRL-owski to żałoba po śmierci prymasa Wyszyńskiego (!). Chyba trudno polemizować z tym, że z pewnością uzasadniony.

Dla porównania, w PRL przed 1980 rokiem żałobę ogłoszono zaledwie trzykrotnie, po śmierci Stalina, Bieruta i Zawadzkiego, jakby ich nie oceniać - postaci ważnych z punktu widzenia polityki tego kraju. A za II RP - czterokrotnie, też tylko z okazji śmierci ważnych osobistości, konkretnie prezydenta USA Wilsona, zabójstwa ministra spraw wewnętrznych Pierackiego, śmierci marszałka Piłsudskiego oraz śmierci abp. Teodorowicza. Plus dwa razy za okupacji (śmierć gen. Sikorskiego i upadek Powstania Warszawskiego). To tak w kwestii tych uwarunkowań kulturowych i historycznych, które prezydenci rzekomo biorą pod uwagę.

Z jakich natomiast przyczyn ogłasza się żałobę w III RP? Podzieliłbym to na kategorie:

Śmierć wybitnego Polaka (jednostkowa). To się zdarzyło raz, Polakiem tym był papież Jan Paweł II. Przypadek taki jak z prymasem Wyszyńskim (i jak wszystkie przedwojenne) - w pełni zgodny z tradycją, uwarunkowaniami kulturowymi, historycznymi itd.

Katastrofa smoleńska. Wydarzenie o skali bezprecedensowej dla państwa, więc traktuję je absolutnie oddzielnie, nie mam żadnych wątpliwości, że postępowanie takie jest "zgodne z uwarunkowaniami".

Wielkie "międzynarodowe" zamachy terrorystyczne (w których zresztą śmierć ponieśli także i Polacy) - Nowy Jork, Madryt, Londyn. Do tej samej kategorii można zaliczyć też "solidarnościową" chyba żałobę po trzęsieniu ziemi na Oceanie Indyjskim w 2004 roku, w którym zginęło prawie 300 tysięcy osób. Zastrzeżeń w zasadzie brak.

Wielkie katastrofy i wypadki. Z łączną liczbą ofiar od 13 (w momencie ogłaszania, katastrofa górnicza w 2009 r.) do 65 (Międzynarodowe Targi Katowickie, 2006). Na tę kategorię "załapała się" też powódź 1997. Kategoria zdecydowanie najliczniejsza.

Ta ostatnia kategoria to jest jednak pewne novum nieobecne w tradycji polskiej wcześniej, tj. przed 1997 rokiem. Jedno z dwojga - albo przed 1997 rokiem wielkie (tzn. powyżej 15 ofiar) tragedie w Polsce się nie zdarzały, albo wprowadziliśmy tu jakąś nową świecką tradycję, może niekoniecznie zgodną z uwarunkowaniami kulturowymi i historycznymi.

Pierwszą tezę odrzucić dość łatwo. Katastrofy się zdarzały i to nawet sporo większe, wystarczy wymienić katastrofę kolejową pod Otłoczynem (65 ofiar, 1980 r.), katastrofę "Kopernika" na Okęciu (87 ofiar, ten sam feralny 1980 r.), czy wreszcie katastrofę kolejnego Iła, "Kościuszki" (183 ofiary, 1987 r.). Żadna z tych katastrof nie spowodowała wprowadzenia żałoby narodowej. Ale może to władze komunistyczne były tak nieczułe? Też nie. W 1990 r. w KWK Halemba zginęło 19 górników, a w 1993 r. zatonął prom Jan Heweliusz wraz z 55 osobami na pokładzie. Te zdarzenia też nie doczekały się żałoby. Podobnie jak i zderzenie pociągów w Warszawie 20 sierpnia 1990 r. (16 ofiar - czy nie przypomina to czegoś?).

Więc owszem, wypadki zdarzały się i wcześniej, tej samej i większej skali, i nikomu nie przychodziło do głowy ogłaszanie żałoby narodowej z tej okazji. Takie to mieliśmy uwarunkowania kulturowe do 1997 roku.
Co więcej, mówiąc brutalnie, 16 ofiar śmiertelnych to nic niezwykłego w skali kraju, nawet jednego dnia. W 2011 roku w wypadkach drogowych zginęło łącznie 4189 osób. Czyli średnio 11,5 osoby dziennie - codziennie! Ale oczywiście średnio to polskie niemowlę wypija parę litrów spirytusu, więc były i takie weekendy jak ten 16-17 lipca, kiedy w dwa dni zginęło 40 osób. (Swoją drogą - dygresja - w mediach na miano "czarnego" załapał się i weekend wokół Wszystkich Świętych, kiedy w ciągu czterech dni było 47 ofiar śmiertelnych, czyli 11,7 dziennie, prawie idealnie średnia roczna...).

Oczywiście ofiary wypadków w liczbie kilkunastu dziennie nie zasługują na żałobę narodową. I słusznie, przecież musielibyśmy ją mieć przez 365 dni w roku. Jednak smutna prawda jest taka, że kilkanaście ofiar wypadków jednego dnia to nie jest żadna szczególna strata na poziomie państwa czy narodu, to jest niestety norma, do której się przyzwyczailiśmy.

Jaka zatem jest różnica między kilkunastoma ofiarami katastrofy kolejowej, a podobną (lub wyższą) liczbą ofiar wypadków drogowych? Jedyna jest taka, że giną w jednym miejscu i jednej chwili, popularny ostatnio w internecie rysownik satyryczny Remek Dąbrowski cynicznie ujął to jako odpowiednią "liczbę ofiar na metr kwadratowy". Czy to już uzasadnia wprowadzenie żałoby narodowej? Jak widać zdaniem kilku kolejnych prezydentów i premierów - tak. Strata szesnastu anonimowych pasażerów pociągu jest najwyraźniej dla narodu zdarzeniem zupełnie innej kategorii niż śmierć dwudziestu kilku równie anonimowych pasażerów samochodów i pieszych. Czarny humor każe mi spytać, czy to na tym polega promocja transportu kolejowego.

A co na to tzw. naród? Naród do tej kwestii podchodzi zaskakująco trzeźwo, przynajmniej tak wynika z moich obserwacji. To znaczy oficjalnymi żałobami nie przejmuje się praktycznie w ogóle. Inaczej było - za mojej pamięci - trzy razy. W trzech przypadkach w tym kraju naprawdę zaistniała żałoba narodowa - w rozumieniu żałoby obchodzonej powszechnie w całej Polsce przez ludzi nijak niezwiązanych z osobami zmarłymi i niezależnie od oficjalnych rozporządzeń. Po zamachach na WTC, po śmierci papieża i po katastrofie smoleńskiej. Wtedy oficjalne rozporządzenie było w zasadzie zbędne, bo naprawdę na ulicach było widać żałobę. I to nie po flagach. Inne przypadki, to niestety wyłącznie gra pod publiczkę, której - jak widać z kalendarza - ulegają wszystkie opcje polityczne. Czemu ma to służyć - doprawdy nie wiem. Jakoś nie wydaje mi się, by polityk mógł się "ogrzać" przy płomieniach zniczy, jednak kolejni prezydenci i premierzy mają inne zdanie.

Do tego jeszcze jedna uwaga. Wracając do ustawy - określa ona, że na znak żałoby flagi opuszcza się do połowy masztu. Kropka. Nie ma niczego o przewiązywaniu flagi czarną szmatą. Albo kawałkiem urwanym z worka na śmieci, bo i takie rzeczy widziałem. Tego zapisu jednak nie zrozumiał w pełni nawet nasz Sejm, co można zaobserwować nawet na Wikipedii.

Na koniec wyjaśnienie. Nie jest absolutnie moim celem umniejszanie cierpienia rodzin ofiar niedawnej katastrofy kolejowej. Ani rodzin innych ofiar tych wydarzeń, które uczczono w Polsce żałobą narodową. Serdecznie im wszystkim współczuję. Niemniej uczciwie mówiąc ani transmisja telewizyjna, ani prezydencki dekret nie sprawia, że współczuję im bardziej, niż rodzinom ofiar tej statystycznej jedenastki, która zapewne straciła życie na polskich drogach w tę samą marcową niedzielę, a o których prawie nikt nie wie i nie pamięta.

Rozpoczął się konkurs Dziennikarz obywatelski 2011 Roku.
Zgłoś swój materiał! Zostań najlepszym dziennikarzem 2011 roku. Wygraj jedną z ośmiu zagranicznych wycieczek.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto