Jednak pachnie klasyką suspensu bowiem napięcie towarzyszy nam już od pierwszych scen "Zanim zasnę". Christine budzi się z obcym mężczyzną u boku. Gdy chroni się w łazience, zdjęcia wiszące na ścianie informują, że taki do końca nieznajomy to on nie jest - mają sporą, wspólną przeszłość i są małżeństwem. Tego właśnie minionego czasu nie pamięta główna bohaterka.
Tajemniczy szatyn informuje ją, że cierpi na nietypową chorobę - każdej nocy podczas snu jej pamięć się resetuje. Od psychoterapeuty Christine dostaje kamerę (w tym miejscu dyskretny product placement Lumixa) i każdego dnia nagrywa w sekrecie krótkie filmiki o tym, czego o swojej przeszłości się dowiedziała.
Dzień za dniem zdziwienie, długie tłumaczenia, niedowierzanie. Motyw nawiązujący poniekąd do "Dnia świstaka". Na szczęście w obu wypadkach powtórki te są prowadzone w sposób nieuciążliwy dla widza. W "Zanim zasnę" napięcie odczuwamy bez przerwy. Podążając za bohaterką po omacku, co rusz dowiadujemy się czegoś nowego o jej zapomnianym życiu.
Obsada z takimi nazwiskami jak Colin Firth i Nicole Kidman jest niejako gwarancją dobrego filmu i mimo, że mamy do czynienia z dziełem dużo bardziej komercyjnym, Kidman udowadnia, że nadal jest tą aktorką, która tak świetnie zagrała w "Godzinach". A rolę ma wymagającą - zdezorientowana i zagubiona Christine co chwilę poznaje nowe fakty ze swojego życia i trzeba reakcje na te rewelacje odpowiednio odegrać. Z resztą cała obsada ma pole do popisu i radzi sobie świetnie.
"Zanim zasnę" jest filmem minimalistycznym, ascetycznym wręcz. Scenarzysta i reżyser w jednej osobie pokazuje jednak, że małymi środkami (o ile wypada tak nazwać zatrudnienie gwiazdorskiej obsady) można stworzyć naprawdę fajny, dynamiczny film z licznymi zwrotami akcji.
Może zasługą jest dobra powieść S.J. Watson, na podstawie której powstał obraz. Ale kiepski krawiec nawet z najlepszego materiału nie uszyje kreacji. W tym wypadku mamy do czynienia z precyzyjnym i znającym swój fach autorem scenariusza i reżyserem.
Ten brytyjski thriller psychologiczny jest w swoim gatunku filmem bardzo ciekawym. Płynna akcja, co rusz nowe fakty, odpowiednia rytmika - to wszystko na plus. Jednak wielbicielowi opowieści z dreszczykiem może pozostać mały niedosyt. Nie jest bowiem aż tak zaskakująco, jakby być mogło. Dlatego sam film należy ocenić jako poprawny, jednak takie nazwiska jak Kidman, Firth i grający psychoterapeutę Mark Strong podnoszą poziom i zapewne zwiększą frekwencję. Ci, którzy się do kina wybiorą zdecydowanie nie powinni wyjść z niego zawiedzeni.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?