Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zapiski z amerykańskiej szkoły. O systemie oceniania

Anna Olko
Anna Olko
Sprawdzanie poziomu wiedzy uczniów jest koniecznością w każdej szkole. Nauczyciel obserwuje, monitoruje i ocenia postępy ucznia. Tak dzieje się również w amerykańskiej szkole. Tylko inaczej troszeczkę niż w Polsce.

Sprawdzanie poziomu wiedzy uczniów jest koniecznością w każdej szkole. Nauczyciel powinien obserwować postępy uczniów w nauce. Wiadomo. Obserwuje. Monitoruje. Ocenia.

I to też dzieje się tutaj. Inaczej troszeczkę niż w polskiej szkole. Składowe oceny to przede wszystkim testy, projekty i zadania domowe. Niektórzy nauczyciele do składników oceny dodają jeszcze aktywność i obecność na zajęciach.

Osiągnięcia uczniowskie zamykają się w progu punktowym (do 100 proc.), który jest zmieniany na oceny: A, B,C, D, E. I . I tak: A zamyka się w przedziale 100–94, jest wiec oceną najwyższą, B to taka nasza “piątka”, 93–87, C to przedział 86-75, D jest czymś na kształt oceny “dostateczny” z punktacją rzędu 74–65, natomiast E, F - oznacza, że jest źle.

Reasumując: testy - 60 proc., zadania domowe (wliczając w to i projekty) - 20 proc., aktywność (obecność na zajęciach, zachowanie podczas lekcji) - 20 proc. Nauczyciele mogą sobie owe procenty modyfikować dowolnie, tak, by to było zgodne z ich stylem nauczania.
Nikt nie odpytuje na środku. Zdobyta wiedza ma być zastosowana w praktyce. Użyta konstruktywnie, nie odtwórczo.

Zadaniem testów jest sprawdzenie wiedzy u uczniów. Prace domowe natomiast, to nie tylko użycie zdobytej wiedzy w praktyce, to też przygotowanie do poszukiwania i odkrywania. W przypadku projektów z kolei, chodzi o zastosowanie wiadomości w praktyce przy wykorzystaniu wielu źródeł.

Tak przyjętemu ocenianiu sprzyja też organizacja roku szkolnego. Składa się on z dwóch semestrów, te zaś z trzech “marking period” (nazwijmy je dla wygody okresami). Trwa on sześc tygodni. Po upływie tego czasu rodzic otrzymuje pisemną informację ze szkoły o postępach ucznia. Jest to oczywiście ocena wyrażona w punktach.

Na zakończenie pierwszego okresu w każdym semestrze organizowane jest spotkanie z rodzicami. Nie przypomina to kompletnie wywiadówki znanej z polskiej szkoły. Po pierwsze trwa trzy godziny i więcej. Poza tym na to spotkanie rodzice przychodzą ze swoim dzieckiem. Rodzic ma możliwość spotkania się z każdym nauczycielem osobiście. Przeznaczone jest na to od 3 do 5 min.

Należy zapisać się na listę wyłożoną przed klasą. I czekać. Pod klasą siedzi uczeń, który pilnuje listy i czasu, a kiedy ten się skończy, dzieciak puka do drzwi. Jest to sygnał dla rodzica i nauczyciela: pora kończyć, inni czekają.

Podczas spotkania nauczyciel mówi o pracy dziecka. Skupia się generalnie na tym, jak podnieść wyniki nauczania. Jeśli jest bardzo dobrze, z reguły, nauczyciel nie widzi potrzeby kontaktu z rodzicem. Jest szczęśliwy, ze trafił mu się mądry dzieciak, któremu jeszcze się chce.

Z tymi, którym się nie chce, jest trudna sprawa, bo jak zdopingować klienta, kiedy jedyną odpowiedzią i argumentem jest “nie, bo nie”?

Z tymi, którzy maja trudności natury dydaktycznej czy wychowawczej jest inna sprawa. Diagnozuje się oczywiście samego delikwenta, jego środowisko rodzinne. W wielu przypadkach przyczyną okazuje się być język angielski. Czasem jego poziom znajomości jest niewystarczający (o ESL, klasie wspomagającej nauczanie języka angielskiego, pisałam już).

Jeśli jest jednak inaczej-wachlarz terapeutyczny jest do dyspozycji dziecka i jego rodziny.
I tutaj czasem też jest przyczyna, bo nierzadko problem leży w niej samej – takie "patchworkowe" są powszechne, a chroniczny brak czasu to norma. Wkraczają wtedy do “akcji” różni specjaliści, ściągani przez opiekuna klasy - o ile jemu samemu zależy na podopiecznych.

Spotkałam się z nauczycielami, którzy walczą o dzieciaka, trzymają kontakt z jego rodzicami i pilnują jego postępów w nauce. Spotkałam i takich, którzy traktują naukę jako “private business” - własną sprawę dziecka i rozkładają ręce przed rodzicem w akcie niemocy.
Albo się chce i robi to dobrze, albo się jest pokrzywdzonym nauczycielem z marną pensją,
wrednymi dzieciakami i jeszcze gorszymi rodzicami
- skąd ja to znam?

Jeśli jednak jest obopólne zrozumienie i współpraca na niwie szkoły i rodziny, na ogół udaje się pomoc dzieciakowi. Ku chwale jego samemu i edukacji.

Jest to ważne w dwójnasób. Dla ucznia, ponieważ jego osiągnięcia rzutują na jego przyszłość, dają szanse na wybór college'u albo
na zaciąg do wojska. Ewentualnie pozostaje praca, nic szczególnego: bar, stacja benzynowa, kasa w sklepie, fast-foody (żadne pieniądze).

Drugi ważny aspekt osiągnięć uczniów to ranking szkol w kilku “kategoriach” (a raczej procentach): kończących szkołę, zdających testy z angielskiego i science (nazwijmy je przedmiotami matematyczno-przyrodniczymi, bo w tym testowym worku jest wszystko, od matematyki począwszy na zdrowiu kończąc), zdających najważniejszy amerykański test SAT. One warunkują przyjecie do college'u.

Nie wiem, czy ten sposób oceniania jest lepszy czy gorszy. Wiem, ze dzięki niemu szkoła nie jest stresogenna dla ucznia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Najatrakcyjniejsze miejsca do pracy zdaniem Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto