Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zdziczenie obyczajów w naszych szkołach

Tadeusz Starzyk
Tadeusz Starzyk
W polskich szkołach dziczeją obyczaje. Szkoła nie ma narzędzi prawnych do utrzymania ładu obyczajowego. W szkołach jest za dużo rywalizacji, a za mało kultury.

Zdziczenie obyczajów w naszych szkołach

Polskie szkoły straszą. Boją się ich uczniowie i nauczyciele, a odwiedzający szkoły rodzice
spoglądają z przerażeniem na teatr szkolnej codzienności. Do opinii społecznej docierają tylko najbardziej pikantne przypadki szkolnej patologii. Upokorzona przez chłopców z klasy dziewczynka odebrała sobie życie. Uczniowie włożyli nauczycielowi na głowę kubeł na śmieci. Trzynastolatka zadźgała koleżankę nożem. Pijany uczeń zelżył nauczyciela. Dzieci nie idą do szkoły ze strachu przed agresywnym Adasiem, rodzice przed szkołą zbiorowo protestują. Siedmiolatka zgwałciła woźnego szkolnego. Ostatnią wiadomość zmyśliłem sam, ale to byłby dopiero hit pośród szkolnych newsów. W ostatnim „Tygodniku Powszechnym” nauczycielka matematyki opisuje, jakie horrory przeżywa w gimnazjum. Autorka tekstu podaje, że pobicia, wyzwiska, rzucanie kamieniami w nauczycieli i uczniów, pocięcie ubrań, drobne kradzieże są szkolną codziennością.

I trzeba mnie było fatygować z powodu takiej pierdoły?

Taka była konkluzja ojca, którego owa matematyczka wezwała do szkoły, bo jego syn uderzył ją w twarz skórką banana, gdy wpisała mu jedynkę. A jak reagują dyrektorzy szkół na takie wydarzenia? Najczęściej apelują do nauczyciela, aby radził sobie sam. A już nie daj Boże, aby się to gdzieś rozniosło. Kto jak kto, ale dyrektor powinien wiedzieć o tym, że nauczyciel nie zrealizuje zamierzonych celów w klasie, w której zamiast kształcić i wychowywać musi zmagać się z chamstwem i zwyrodnieniem. Bo dyrektor szkoły powinien być człowiekiem wysokiego formatu. Niestety praktyka w wielu szkołach temu przeczy. Konkursy miały wyeliminować partyjne awanse z Peerelu. Ale w tej konkursowej rywalizacji dalej więcej zależy od polityki niż kompetencji.

Szkoła nie ma narzędzi do utrzymania podstawowego ładu obyczajowego.

Tenże tato pofatygował się i zapisał syna do szkoły. Miał takie prawo, a szkoła miała obowiązek go przyjąć. Ale

szkoła powinna mieć prawo do wykluczenia ucznia ze społeczności szkolnej.

I nie uważam, aby to naruszało konstytucyjne prawa do edukacji, albowiem szkół jest dużo. To właśnie te dzieci, które nie ze swojej winy zamiast w lekcji uczestniczą w kolejnym dawaniu czadu przez rozwydrzonych rówieśników, nie mogą w pełni z tych praw korzystać.
A tym, że fundusze przynależne szkole na każdego ucznia przejdą do innej placówki, nie przejmowałbym się wcale.

Nauczyciel powinien mieć także prawo do usunięcia ucznia z lekcji.

W wielu krajach europejskich jest to codzienna praktyka, a u nas wyrzucanie ucznia za drzwi uważa się za zbrodnię, bo tenże pozbawiony nadzoru może na przykład złamać nogę. A przecież tak łatwo można się dziś skontaktować z rodzicami.

Rywalizacja w szkole przytłaczająco dystansuje kulturę, której przecież oświata powinna służyć przede wszystkim.

Selekcja w szkole to praktyka stosowana przez dziesięciolecia. Dzieci z dobrych domów przydziela się do pierwszej klasy paniom z najwyższej szkolnej półki. Gimnazjum przejmuje uczniów w tych zespołach, w których byli w podstawówce, albo selekcjonuje od nowa. Oni, ci lepsi, są wizytówką szkoły, oni nabijają punkty w rankingach wygrywając konkursy, olimpiady, podnosząc średnią wyników egzaminacyjnych, ich osiągnięcia sprzyjają awansom nauczycieli. Tymczasem ci gorsi, nie mając się czym wykazać, dokazują. Wyczuwają, że poza złym słowem, oceną dopuszczającą albo co najwyżej dostateczną szkoła nie ma dla nich żadnej oferty. Są w szkole tylko dla statystyki. Do ich młodych umysłów dociera, że już stali się odpadami w wyścigu szczurów. I krzyczą. I robią hałas. A kiedy taki najbardziej niedostosowany
chciałby zawagarować tak na przekór, przekonuje się, że szkoła się o niego nie upomina, bo wtedy nie stwarza problemów.

W przypadku syndromu Waldka (nazwanego tak przeze mnie) przymrużenie oka osiąga niewiarygodne natężenie. Ten chłopiec nie umie nic i często wagaruje. Co roku otrzymuje promocję do następnej klasy tylko dlatego, aby szkoła jak najwcześniej mogła się pozbyć ciężaru. I nadchodzi dzień egzaminu końcowego. Pośród wystrojonej młodzieży nie ma Waldka. Dyrektor natychmiast wysyła delegację, która ściąga Waldka z łóżka i ciągnie go do szkoły, aby dał się przeegzaminować. Za każdy z testów otrzymuje zero punktów. Ale to mu nie przeszkadza, aby skończył szkołę.

Dopóki szkoła nie będzie miała delegacji prawnych do utrzymania porządku i ładu obyczajowego, dopóki rywalizacja będzie dominować nad kulturą tak ogromnie, możemy się spodziewać, że wiadomości z polskich szkół nieraz nam jeszcze zjeżą włosy na głowie.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto