Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zmarnowany "Pierwszy kontrakt" Jacka Wista

Redakcja
Okładkę książki Jacka Wista projektował Robert Kleeman.
Okładkę książki Jacka Wista projektował Robert Kleeman. materiały reklamowe
Temat Legii Cudzoziemskiej budzi zrozumiałe zainteresowanie chłopców w różnym wieku. Tym bardziej, jeśli relacja pochodzi, że tak powiem z pierwszych ust, czyli od żołnierza tejże formacji. Gdy więc pojawiła się możliwość zdobycia książki Jacka Wista "Pierwszy kontrakt", zrobiłem wszystko, by ją mieć. Chciałem, no to mam...

Pozycja wydawnicza Apolonii Dream to wspomnienia autora z jego pierwszego, trwającego pięć lat pobytu i służby w tej elitarnej i nieco tajemniczej formacji, jaką jest Legia Cudzoziemska. Jacek Wist, po odbyciu dwuletniej służby w polskim wojsku, zafascynowany armią i możliwościami, które daje ona młodym chłopcom - mężczyznom, przekonany o swoich umiejętnościach, zwłaszcza strzeleckich (kałasznikow, jak wyznaje, stał się jego kolegą), postanawia związać swą przyszłość z Legią Cudzoziemską. Pomyślnie przechodzi wszelkie testy, zalicza kolejne etapy selekcji i w ten sposób spełnia swoje marzenia. Za cenę zmiany rodowego nazwiska, a także, jak się poźniej okazało, swoistej banicji i niemożności powrotu do Polski, gdzie był poszukiwany listem gończym i groziła mu kara 5 lat więzienia. Jest jednak szczęśliwy, z pasją realizuje zadania stawiane przed nim przez dowództwo jednostki.

Opowieść Jacka Wista "Pierwszy kontrakt" w dość plastyczny i - co ważniejsze - wiarygodny sposób przedstawia działalność tej jednostki. Mordercze ćwiczenia, owe podciągania się na drążku, wielokilometrowe biegi, pompki, skoki na główkę do ... zamarzającego jeziora, marsze w upale dochodzącym do 63 stopni w cieniu robią wrażenie i wzbudzają szacunek dla uczestników tychże. Szokują naturalistyczne opisy metod szkoleń stosowanych w LC: "Pozwalano sobie na wiele rzeczy, dochodziło do rękoczynów i psychicznego znęcania się" - pisze Wist. Najgorzej mieli maruderzy opóźniający tempo marszu, ich "kopniaki i popychania posuwały do przodu". A jeśli kogoś nie dało się szybko złamać, jak to było z kapralem Smetem, dawano mu "kopniaka prosto w zęby". Wiadomo: "Maszeruj albo zdychaj" - podstawowa zasada w tej szkole życia i przetrwania. Nasz bohater - narrator doskonale sprawdza się we wszystkim, co przynosi mu służba w 4. Regimencie Cudzoziemskim, a następnie w 2. Cudzoziemskim Regimencie Powietrzno - Desantowym, z którym pełni misje w Dżibuti, Somalii, Republice Środkowoafrykańskiej i Kongo (ta ostatnia była szczególnie tajna). Awansuje i robi zasłużoną karierę w Legii Cudzoziemskiej.

Szkoda tylko, że Jacek Wist nie dał sobie tak dobrze rady z materią stricte literacką. Czytając jego "Pierwszy kontrakt" czułem się jak egzaminator sprawdzający egzamin gimnazjalny. Zapewniam, iż jest to sytuacja mocno niekomfortowa, bowiem "inwencja twórcza" uczniów nie zna granic ani litości dla nadszarpniętego systemu nerwowego osoby sprawdzającej. Przyznam, iż pierwszy raz od czasów głośnego "Pamiętnika Anastazji P." miałem do czynienia z tak źle napisaną książką. I to pod każdym względem. Postacie są opisane przez autora w sposób szablonowy: wiadomo - kaprale to krzykliwi sadyści, a sierżanci są perfidni i złośliwi; Wist nie próbuje choćby w minimalnym stopniu pogłębić ich charakterystyki, przedstawić motywów zachowań. Robi to bardzo "grubą kreską", na przykład jego kolega Marek klnie (Ale dlaczego? Chyba nie dlatego, że pochodzi z Warmii?). Sam zaś legionista Wist Jacek z Torunia jest przykładem nieskazitelności żołnierskiej, a wręcz męskiej, odpornym na wdzięki czarnoskórych panienek lekkich obyczajów. Jakże się ucieszyłem, gdy w końcowej fazie swej opowieści po ludzku uległ wdziękom ponętnej pani kapitan Durant!

Ale ta uproszczona charakterystyka postaci i tania dydaktyka ("Zawsze należy dążyć do jakiegoś celu" czy "Z morzem nie ma żartów. To natura rządzi, a nie człowiek"), to jeszcze nic w porównaniu do niezwykle szkolniackiego (eufemizm) stylu opowieści, pełnego błędów wszelkiego typu: od leksykalnych (np. granice, normy to u Wista limity, miejscowa ludność to populacja lokalna) poprzez interpunkcyjne ( "Już wiedziałem jak, nazywa się miotła, szmata i sprzątanie" ), ortograficzne (jedenasto - kilogramowy, niedosłyszałem, europejczyków), o drukarskich (te dość często się zdarzają w wielu wydawnictwach) nie wspominając. Przemilczam kłopoty autora ze stosowaniem w nadmiernej ilości w sąsiadujących ze sobą zdaniach tych samych zaimków (ukochane to: nas i nasz) i spójników (z że na czele). Pomijam potocyzmy ("na kompanii, na sekcji")... Ale nie sposób nie oburzyć się, czytając w książce za 45 złotych (na szczęście dostałem za darmo od Wiadomości 24.pl) takie zdania, jak (proszę moderatorów o niedokonywanie korekty): "Okazji na to mieliśmy dotychczas zbyt mało", "Pewnego dnia dostąpił nas wielki zaszczyt", "Byłem zachwycony morskim dnem Morza Czerwonego" czy "Godzinami broczyliśmy w wodzie". Zapewniam potencjalnych czytelników, że podobnych "kwiatków" mamy w książce Jacka Wista "Pierwszy kontrakt" bardzo dużo. Zastanawiam się tylko, za co wzięła kasę Katarzyna Stefańska - Jokiel występująca w stopce wydawniczej jako "Redakcja i korekta"? Może gdyby autentycznie pomogła osobie od wielu lat przebywającej za granicą w zmaganiach z literackim językiem polskim...

Żałuję ogromnie, że niechlujność wydawnicza Apolonii Dream (nie pokuszono się nawet o dodanie zdjęć) zmarnowała szansę na zaistnienie w polskiej literaturze współczesnej ciekawej książki o tak frapującej tematyce, jaką niewątpliwie jest służba w Legii Cudzoziemskiej.

Jacek Wist, Pierwszy kontrakt
Apolonia Dream
Warszawa 2009

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto