Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Znieczulica społeczna, czyli nic nie wiedziałem, nic nie słyszałem

Redakcja
Fot. Marek Bachorski-Rudnicki
Łatwo jest nam wszystkim nie widzieć pewnych rzeczy. Tym bardziej, gdy nie dotyczą nas one bezpośrednio. Postawa bliska naszemu społeczeństwu brzmi: Nic nie widziałem, nic nie słyszałem.

Z reguły nie dostrzegamy wielu rzeczy, chociaż zdawałoby się, że patrzymy. Z uporem maniaka nie chcemy słyszeć o niektórych sprawach, chociaż wydawać by się mogło, że przecież słuchamy. Ktoś powie, że bzdury tu wypisuję. Niestety, ale nie.

Niedawno byłem świadkiem zdarzenia wstrząsającego, niecodziennego, takiego, którego doświadczyć mógł każdy z nas. Zarówno, jako świadek, jak i poszkodowany.

Gdy wracałem po pracy do domu, na placu Kromera we Wrocławiu byłem świadkiem niecodziennego zdarzenia. Otóż w oczekiwaniu na autobus, zauważyłem mężczyznę około 50 kilku lat, który wysiadł na pętli z tramwaju linii 23 i krokiem statecznym acz lekko chwiejnym zmierzał w stronę przystanku autobusowego. Była mniej więcej godzina 16.45.

Pan lekko "wczorajszy", widać, że pożegnanie świąt było odrobinę zakrapiane, majestatycznie zmierzał w kierunku ławeczki dla pasażerów. Niestety niedane mu było do niej dotrzeć. Z racji tego, że chód miał niepewny a może i tego, że to miejsce jest słabiej oświetlone nie spostrzegł niewielkiego metalowego płaskownika, który w tym miejscu stanowi osłonę krzewostanu przed zadeptaniem.

To, że mężczyzna ten się przewrócił widzieli prawie wszyscy pasażerowie oczekujący na przystanku. Większość z nich widziała i ten moment, gdy człowiek ten uderzył głową z całej siły w słup oświetleniowy. Upadł i nie wstawał. Nawet się nie poruszył. Na oczekujących nie zrobiło to żadnego wrażenia. Stali i patrzyli. Rozległy się nawet śmiechy.

Nie potrafię się biernie takim sytuacjom przyglądać. Podbiegłem do niego, bo sytuacja była, co najmniej dziwna. Uderzając w latarnię stracił przytomność. Sprawdziłem odruchy motoryczne i zadzwoniłem pod 112. Z przystanku oddalonego o 5 metrów nie ruszył się nikt, by pomóc! Ktoś powie-dobry Samarytanin się trafił. Być może na szczęście dla tego człowieka – dobrze, że się trafił.

Mężczyzna odzyskał przytomność po jakichś 5-10 minutach. Pomogłem mu wstać i dojść do siebie. Nie był mocno pijany. Był pod lekkim wpływem alkoholu, stąd nie zauważył nisko położonego ogrodzenia. Niestety, w tym czasie nie pomógł nam nikt z „gapiów”. Na chwilę podjechała tylko służba ruchu, ale po wymianie kilku kurtuazyjnych zdań ze mną, pojechali w swoją stronę.

Posiedzieliśmy jeszcze z 10-15 minut. Z wezwanej pomocy przez 112 nie zjawił się nikt. Mężczyzna doszedł do siebie i chyba szybko wytrzeźwiał. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę i wydaje się, że wszystko było z nim w porządku. Rozeszliśmy się, każdy w swoją stronę podążając za swoimi sprawami. Przedstawienie skończone.

„Gapiowie” zapewne mieli widowisko. Większość patrzyła, ale nie widziała. Ci, którzy akurat nie oglądali nieba wypatrując obcej cywilizacji albo ci, którzy nie byli zajęci oglądaniem czubków swoich butów na ten czas stali sparaliżowani i tak byli ogarnięci wielką niemocą, że choćby chcieli i tak, by nie pomogli.
Czy jestem zadowolony z faktu, że pomogłem temu człowiekowi? Owszem jestem. Czy jestem zadowolony z faktu, że człowiekowi, który się potknął zrobiłem zdjęcie? Nie, nie jestem. Wolałbym zrobić zdjęcie tych, którzy tam stali i udawali, że ta sprawa ich nie dotyczy.

Ciekawe, czy jesteśmy świadomi, my Polacy, że podobny los może spotkać kiedyś każdego z nas. Czy znajdzie się wtedy dobry Samarytanin niosący pomoc?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja podsumowała majówkę na polskich drogach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto