Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Związkowcy protestując zarabiają. Ile dostają za protest?

Stanisław Cybruch
Stanisław Cybruch
Wikimedia Commons
– Oczywiście wciąż jest spora grupa chętnych, by walczyć dla idei, ale to nie wystarczy do zorganizowania kilkunastotysięcznej manifestacji. Pozostałych trzeba zachęcać. Chciałeś chwilówkę? Trzeba było pokazać się na wiecu.

Jeżeli ktoś miał jakiekolwiek uwagi czy wątpliwości, co do protestów związkowych to powinien mieć jeszcze jedną poważną wątpliwość, o której było dotąd cichutko: za udział w manifestacjach i protestach ulicznych, związki zawodowe płacą swoim aktywnym demonstrantom. Płacą, bo muszą mieć frekwencję, aby pokazać potężną siłę. Przypomina to czasy PRL, po zniesieniu stanu wojennego, kiedy za udział w manifestacjach antyrządowych, również obdzielano uczestników wynagrodzeniem - w dolarach.

Dziś, podobnie jak dawniej, siłę manifestacji partyjnych i związków zawodowych, dość często ocenia się i osądza na podstawie wielkości liczebnej protestów, marszów i wieców, które się organizuje. Dlatego – dla zmylenia przeciwnika, jakim zwykle bywa rząd, lub partia rządząca, na bardzo ważne wiece zwykle zwozi się wynajętymi autokarami, działaczy z całego kraju, a za frekwencję biorą odpowiedzialność osobistą szefowie regionów.

Zobacz zdjęcie - Protest w Rzeszowie, 26 marca 2013 r. (Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta) -Protestują i zarabiają.

Szeregowych członków partii i związkowców coraz trudniej jest namówić na udział w manifestacjach – pisze "Gazeta Wyborcza", która ujawnia, że za udział w tegorocznych jesiennych manifestacjach związków zawodowych, organizatorzy będą płacić po 100 – 150 zł. Szacuje się, że każde 10 tys. działaczy na manifestacji, kosztować może związek "S", od 1 do 1,5 mln złotych. Zapowiedziany na 11 –14 września br. antyrządowy protest związkowy w Warszawie, organizują wspólnie trzy największe centrale związków zawodowych.

Zobacz zdjęcia (7) GALERIA - za udział w manifestacjach związki zawodowe płacą demonstrantom – pisze "Gazeta Wyborcza". Stawka wynosi 100 – 150 zł -fakt.pl.

– Oczywiście wciąż jest spora grupa chętnych, by walczyć dla idei, ale to nie wystarczy do zorganizowania kilkunastotysięcznej manifestacji. Pozostałych trzeba zachęcać – mówi związkowiec z dużego zakładu pracy na Pomorzu, podaje fakt.pl.

Rzecznik prasowy związku zawodowego "Solidarność" ("S"), Marek Lewandowski zaprzecza, jakoby uczestnicy manifestacji mieli dostawać pieniądze za protesty. Jak mówi – z funduszu strajkowego płacimy za transport, najczęściej za autobusy, wypłacamy diety do 25 z, lub fundujemy posiłki, które związkowcy jedzą gdzieś na trasie.

– 5 proc. składki indywidualnej, którą zbiera "S", trafia do funduszu strajkowego - trafia po to, abyśmy mogli zwracać koszty udziału w akcjach protestacyjnych. Jak się zwozi ludzi na manifestację, to nie można ich trzymać głodnych. Ale jedzenie to tylko ekwiwalent, a nie wynagrodzenie. Nasi członkowie mają świadomość, że walczą o swoje sprawy.

Według "Wyborczej", zakładowa "Solidarność" Stoczni Gdańsk, przez ileś lat rozdzieliła, głównie wśród swoich członków niebagatelną kwotę 4,7 mln zł. Pieniądze szły m.in. na umarzane pożyczki, chwilówki i zapomogi. Pochodziły one ze stowarzyszenia kierowanego kilkanaście lat temu przez Mariana Krzaklewskiego. Zostały zebrane w 1997 roku ze sprzedaży zakładowych cegiełek "na ratowanie Stoczni Gdańskiej".

Dzięki tym środkom stocznia, choć nie podniosła się z kolan, jednak "S" stoczniowa stała się potęgą w zakładzie, a wiceszef związku, Karol Guzikiewicz wyrósł jak na drożdżach na jednego z najgłośniejszych i najgroźniejszych działaczy w kraju. Za "samo wstąpienie do związku, stoczniowa "S" płaciła, 120 lub 179 zł". A za udział w manifestacji pod domem Donalda Tuska w Sopocie, kilka lat temu, według "Tygodnika Powszechnego", zakładowa "S" płaciła uczestnikom po 100 złotych.

- Chciałeś chwilówkę? Trzeba było pokazać się na wiecu, a najlepiej pojechać na manifestację - opowiadał jeden ze stoczniowców. Guzikiewicz precyzował, że protesty finansowane były z funduszu strajkowego, a nie z kasy z cegiełek. Koszty wyjazdu i wyżywienia uczestników protestu, opłacano z funduszu strajkowego, ale przy okazji "S" zakładowa mogła im przyznać "zapomogę", czytamy w gazeta.pl.

Szeregowi związkowcy, tak jak ogólnie Polacy, nie traktują manifestacji ani strajków, jako wartości samych w sobie. Toteż niechętnie biorą w nich udział i z niechęcią patrzą na związkowe rozgrywki uliczne. Organizatorzy postanowili sięgnąć po środki zachęt.

Prof. Juliusz Gardawski, kierownik katedry socjologii ekonomicznej Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie mówi "Gazecie Wyborczej" o tym, jak zachęcić związkowców do protestów: "Poza krótkim okresem "Solidarności" w latach 80. Polacy mają instrumentalny stosunek do różnych organizacji. Potrzebę identyfikacji, bycia blisko, bycia razem spełniają w kręgu rodzinnym i towarzyskim, natomiast organizacje traktuje się jako usługodawców."

Zdaniem profesora, to cecha kulturowa, tak traktuje się związki zawodowe i inne organizacje, od których coś się otrzymuje. Mamy relację nieco klientelistyczną. Członkowie związku inwestują co miesiąc jakąś niewielką kwotę w składkę i otrzymują za nią usługę - przede wszystkich jest to pewna ochrona na wypadek zwolnień.

Polacy zaś generalnie nie traktują manifestacji, czy strajków, jako wartości samych w sobie – mówi prof. Gardawski. - To nie jest nasz sport narodowy, a jeżeli już się manifestuje, to zwykle wtedy, kiedy mamy do czynienia z bezpośrednim, podkreślam - bezpośrednim, zagrożeniem egzystencji.

Związkowcy w Polsce oczekują od swoich organizacji skuteczności – podkreśla profesor, ale nie bardzo chcą się angażować. - W Warszawie mamy, lekko licząc, 100 tys. związkowców, ale żeby wyprowadzić na ulice 30 czy 50 tys. osób, to trzeba je do stolicy przywieźć. Tymczasem w Paryżu, wystarczyłoby tylko rzucić hasło - i byłaby wielka manifestacja. W Polsce trudno o spontaniczne akcje i dlatego wytworzył się zwyczaj, że coś się daje uczestnikom - na przykład suchy prowiant, podkreśla Prof. Juliusz Gardawski.

Stanisław Cybruch

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto