Dodaj zdjęcie profilowe

avatarMirosław Piotrowski

Polska
Mieszkaniec Mirosław Piotrowski

Mirosław Piotrowski

Dodano 2012-10-20 20:51:26

"Mój dom to Polska, miejsce zamieszkania to Szwecja". Wywiad z Jolantą Borusiewicz

Jolanta Borusiewicz, piosenkarka, dzięki której utwór Jerzego Kleynego i Katarzyny Gaertner „Hej, dzień się budzi" śpiewała w latach 70. cała Polska. Od lat mieszka w Szwecji, ale jej prawdziwym domem, jak sama mówi, jest Polska. Moim celem jest przedstawienie młodemu, a przypomnienie nieco starszemu pokoleniu, gwiazdy polskiej sceny muzycznej lat 60.,mieszkającej w Szwecji, Jolanty Borusiewicz. Czynię to z ogromną przyjemnością tym bardziej, że Pani Jola zgodziła się odpowiedzieć na kilka pytań.

Mirosław Piotrowski: Jak wyglądało dzieciństwo Joli?
Jolanta Borusiewicz: Od najmłodszych lat chodziłam do tzw. ochronki, którą prowadziły siostry Urszulanki w mojej rodzinnej Krynicy-Zdroju. Żyłam szczęśliwie, w moim świecie, wypełnionym niesamowitą fantazją. Rysowałam gdzie popadło. Wybranym przeze mnie przyjacielem był w tym czasie znany krynicki malarz, prymitywista Nikifor, który na murku przy domu gdzie mieszkaliśmy, malował swoje obrazki. Przesiadywałam tam godzinami. Czasami posyłał mnie po wodę do domu, mimo że tak naprawdę bardzo rzadko jej używał. Najczęściej malował mocząc pędzle śliną. Często pozwalał mi być "kasierką" (kasjerką), co robiłam z wielką gorliwością. Przeliczałam, układałam w małe stosy jego groszówki, czując się bardzo potrzebna. Jak za dużo się wtrącałam, przeganiał mnie do domu, co było według mnie okropnie niesprawiedliwe.

Czasami bawiłam się z jego zapchlonym pieskiem Chałką, co sprawiało mi ogromną radość. Po pracy Nikifor przychodził do nas na poczęstunek i wtedy byłam bardzo szczęśliwa; dumna, że mój „kolega po fachu” jest u mnie w domu. Nikifor zawsze mógł u nas liczyć na posiłek a ja dzięki temu mogłam pokazać moje "dzieła", które niestety najczęściej krytykował. Mimo wszystko czułam się wyróżniona, bo bardzo szybko nauczyłam się, tak jak to tylko dziecko potrafi, rozumieć jego niewyraźną mowę. Stałam się samozwańczym "tłumaczem"
w rozmowach pomiędzy nim a kuracjuszami, którzy czasami przystawali, pytali o obrazy. Nikifor nie był zbyt zadowolony z moich tłumaczeń, bo dzięki mojej "gadce" zbierała się coraz większa gromadka wścibskich „miłośników”, którzy burzyli jego koncentrację. Wtedy myślałam, że bardzo pomagam Nikiforowi w "biznesie”. Teraz wiem, dlaczego był tym zirytowany, zły. Bo on chciał malować, malować i jeszcze raz malować… a nie mieć przed nosem targowisko.

Jak to się stało, że przygodę z muzyką zaczęła Pani od jazzu?
- Słysząc po raz pierwszy "Karawanę" Duka Ellingtona, a było to w pierwszej klasie liceum, zwariowałam, czułam instynktownie niesamowitą radość, chęć śpiewania, improwizowania. Wiedziałam, że TO jest TO. Czułam ten rytm! Potem przyszła Ella Fitzgerald, którą kopiowałam, by nauczyć się frazowania i tak zaczęłam "tralllać"!

Czy była Pani świadoma swojej popularności?
- Absolutnie nie! Śpiewałam, bo to lubiłam od dziecka, ale że byłam popularna - trudno mi było to sobie wyobrazić, uwierzyć. Zresztą nie zabiegałam o to i nie zabiegam. Wychodzę z założenia, że nie każdy wybitny artysta musi być popularny i odwrotnie. Nie każdy popularny artysta musi być genialny.

Przerwała Pani przygodę z piosenką, kiedy była Pani na szczycie kariery. Co skłoniło Panią do takiej decyzji i podjęcia studiów?
- Mój ojciec nauczył mnie trzeźwego myślenia, dystansu do siebie i skromności. Twierdził, że każdy musi mieć zawód, moje śpiewanie uważał za hobby. Z tą świadomością, po sukcesie w Opolu oraz innych festiwalach, programach TV, giełdach TV, trasach artystycznych po kraju i zagranicą, postanowiłam, że czas zabrać się za coś poważnego. Coś, co mnie uniezależni w przyszłości, od świata opartego na urodzie, układach, przypadku- coś, co mi da chleb.

Występowała Pani wśród plejady gwiazd. Może je Pani przypomnieć?
- Były to zespoły i nazwiska, które cieszyły się dużą popularnością. Na przykład: Jazz Band Ball, z którym zaczęłam moją karierę. Skaldowie, Maria Koterbska, Irena Santor, Ewa Demarczyk, Maryla Rodowicz, Jerzy Połomski, Zbigniew Wodecki czy śp. Danuta Rinn, Irena Jarocka, Czesław Niemen i wielu, wielu innych. To osoby, które spotykałam, bo tak jak ja występowały na różnych koncertach, festiwalach. Tak naprawdę to Jazz Band Ball był zespołem, z którym współpracowałam prawie dwa lata. Moja prawdziwa współpraca z osobą, która wpłynęła na mnie i która zainspirowała do działania i dalej to robi jest wspaniały muzyk z Krakowa mieszkający w Szwecji od wielu lat Leszek Jarmuła.

Poznałam go w Sztokholmie 14 lat temu. Początkowo nasza współpraca polegała na tym, że nagrałam między innymi jego kompozycje oraz Romana Orłowa, którego piosenki kiedyś nagrywałam w kraju. Z tym nowo opracowanym przez Leszka repertuarem wystąpiliśmy z koncertem w Warszawie w 2001 roku, w którym udział brała też Irena Santor. Przypadek zrządził, że napisałam właśnie dla Leszka moją pierwszą piosenkę. Nie miałam nigdy odwagi pokazać tego, co sama napisałam, bo w oczach muzyków, kompozytorów byłam wyłącznie piosenkarką. Z Leszkiem było inaczej. Nie miałam czego się obawiać, nie miałam nic do stracenia, więc pokazałam mu tą swoją piosenkę, która według niego miała duże szanse na przebój. I tą piosenkę Leszek zaaranżował i nagraliśmy „Pchaj do przodu”.

Po tym nagraniu Leszek upewnił mnie, w co trudno mimo nagród uznania było mi uwierzyć, że mam głos, mam talent umiem śpiewać i mam inwencję. Dzięki niemu odważyłam się wreszcie być Jolą, artystką na 100 proc., która nie tylko śpiewa, pisze teksty, wiersze, komponuje muzykę, fotografuje, nagrywa, ale jest człowiekiem, który na stare lata czuje się w pełni szczęśliwym z tego, co robi. Jestem jemu za to wszystko niezmiernie wdzięczna. Moje piosenki jak i videa na YouTube bez udziału i wkładu Leszka nigdy by nie istniały.

Los skierował Panią do Szwecji. Tu ma Pani swoje życie, tu pracuje. Jak udało się Pani pokonać barierę językową? Szwedzki, to trudny język?
- Konieczność! Oczywiście, że język szwedzki jest trudny, jak zresztą wszystkie języki, których się nie zna. Tak jest ze wszystkim. Jestem ambitna i wiedziałam, że bez znajomości języka nic nie mogę zrobić. Moją filozofią życiową było i jest, co mogę zrobić dla kraju, w którym mieszkam, a nie, jak to często bywa, przyjmować postawę roszczeniową, pytając, co ten kraj mi może dać. Miałam plany, by w moim nowym miejscu zamieszkania dać coś z siebie. A do tego potrzebne było mi narzędzie pracy, język szwedzki. Ale bardzo się cieszę się, że nie należę do grona rodaków, którzy po zaledwie kilkuletnim pobycie za granicą zapomnieli języka polskiego, bo takich przykładów niestety mamy tu w Szwecji wiele.

Czy uważa się Pani za patriotkę?
- To wielkie słowo, zarezerwowane raczej dla ludzi walczących o Polskę. Ale spoglądając na mój Złoty Krzyż Zasługi, jaki przyznał mi prezydent Bronisław Komorowski w zeszłym roku w maju, zrozumiałam, że to, co robiłam i robię przez 35 lat w Szwecji miało duże znaczenie. Moje wiersze piszę w języku ojczystym, a to też świadczy, że pomimo codziennego posługiwania się językiem szwedzkim, myślę po polsku. Moje uczucia są polskie, temperament polski, więc uważam się za Polkę, tylko na stałe mieszkającą za granicą. Powiem tak, mój dom to Polska, moje miejsce zamieszkania to Szwecja, a to duża różnica.

Jak wygląda obecnie Pani osobisty kontakt z Polską?
- Największy kontakt mam przez moje wspomnienia. Odrzucając na bok żarty, muszę przyznać, że niestety znikomy. Dopóki rodzice żyli, starałam się w miarę czasu, możliwości przyjechać do nich na święta itp., ale oni już od bardzo dawna nie żyją. Nie ma tak naprawdę, kogo odwiedzać... Jestem teraz od czasu do czasu turystką w rodzinnym kraju, który uważam za jeden z najpiękniejszych, jakie znam.

Najpiękniejsze miejsce na ziemi?
- Jak już wcześniej powiedziałam - Polska i jej piękno. Szwecja - przeurocza, czysta o romantycznych obrazach, jakie można podziwiać na moich klipach. A z tych, które odwiedziłam to, Kapsztad i tamtejsze okolice w Afryce Południowej, Azory, Madera.

A czy mogłaby Pani coś nam przedstawić ze swojej twórczości?
- Proszę bardzo, może wiersz zatytułowany "Jesień" -taki na czasie:
"Dziwna ta Twoja praca o piękna Pani Jesień
Liście złotem malujesz, potem wiatrem zrywasz
Deszcz z ołowianych chmur wyciskasz czyżby złośliwie?
Jaskółki latem szybujące przegoniłaś też z nieba
Na pocieszenie dzieciom rude kasztany zrzucasz
A mnie jesiennymi mgłami melancholią otulasz".

Czy otrzymuje Pani wyrazy sympatii od fanów z Polski?
- Tak, ostatnio dzięki YouTube,na którym znajduje się kilka moich video, oraz mojej stronie oficjalnej, odnajdują mnie przemili sympatycy mojej muzyki i piszą. To dzięki nim mam siłę tworzyć i tak jak w moim przeboju "Pchaj do przodu" - pcham!

Mieszkaniec Mirosław Piotrowski

Mirosław Piotrowski

Dodano 2012-10-08 12:19:04

Cmentarz dla zwierząt w Koniku Nowym - pierwszy w Polsce

W 1991 roku, w miejscowości Konik Nowy (gmina Halinów, województwo mazowieckie) powstał pierwszy w Polsce cmentarz dla zwierząt domowych. Na stronie internetowej cmentarza dla zwierząt „Psi Los” możemy przeczytać co skłoniło Witolda Wojdę, właściciela cmentarza, do stworzenia tego miejsca.

„Cmentarz powstał z myślą o ludziach, którzy pragną w godny sposób pożegnać swoje zwierzęta. Ból i żal po stracie jest mniejszy, gdy człowiek ma świadomość, że po jego przyjacielu zostaje trwały ślad w postaci miejsca, które będzie mógł odwiedzać.”

Trudno się z tym nie zgodzić. Co roku z okazji Międzynarodowego Dnia Pamięci o Zwierzętach w każdą pierwszą niedzielę października (w pobliżu imienin Franciszka –patrona zwierząt) na terenie cmentarza organizowane są tzw „Psie Zaduszki”. Jest to dzień, w którym właściciele pogrzebanych zwierząt spotykają się, nawiązują znajomości i porządkują groby swoich wiernych przyjaciół. Spotkanie to ma charakter wielkiego święta małych braci, którzy odeszli za Tęczowy Most.

Obecnie w Polsce powstało i powstaje więcej takich miejsc jak to w Koniku Nowym. I bardzo dobrze, bo to oznacza że jest zapotrzebowanie na takie miejsca i że z naszą miłością do zwierząt nie jest jeszcze tak źle.
http://www.wiadomosci24.pl/rejestracja/

  1. Pierwszy raz tutaj?

    Cieszymy się, że dołączyłeś do serwisu naszemiasto.pl
    Oto kilka wskazówek, które pomogą Ci w zrobieniu pierwszych kroków:

  2. Zwiększ atrakcyjność profilu

    Dodaj tło, zadbaj aby profil miał unikatowy wygląd i wyróżniał się na tle innych

  3. Daj się poznać

    Uzupełnij podstawowe informacje profilowe, dodaj zdjęcie i bądź rozpoznawalny

  4. Dziel się nowymi wydarzeniami!

    Publikuj artykuły, dodawaj galerie, dziel się ciekawymi infomacjami i pozostań na bieżąco z lokalnymi wydarzeniami

  5. Uczestnicz w życiu lokalnej społeczności

    Wydarzyło się coś ciekawego, o czym inni mieszkańcy powinni wiedzieć, chcesz się czymś podzielić lub napisać artykuł? Sam zadecyduj jaką formę wybierzesz

  6. Daj znać co u Ciebie

    Chcesz się czymś podzielić na gorąco, dodaj krótki wpis, wiadomość zostanie opublikowana w prywatnym strumieniu

  7. Opublikuj materiał na stronie miejskiej

    Wydarzyło się coś ciekawego, o czym inni mieszkańcy powinni wiedzieć, napisz artykuł i opublikuj go na łamach serwisu, dowiedz się co inni o tym sądzą!

  • Dodaj do obserwowanych Obserwuj ciekawe osoby! Jeżeli pojawi się coś nowego, znajdziesz to również na swoim profilu.
  • Wyślij wiadomość Wysyłaj wiadomości i bądź w kontakcie z innymi mieszkańcami!
  • Zgłoś do moderacji Zgłoś nadużycie ze strony mieszkańca!

Wydarzenia dnia

Materiały mieszkańca