Dodaj zdjęcie profilowe

avatarMarta Szloser

Polska
Mieszkaniec Marta Szloser

Marta Szloser

Dodano 2009-01-17 13:37:14

Grzech: "Miłość to ciężka choroba"

"Dzieje grzechu" według powieści Stefana Żeromskiego miały wczoraj swoją premierę na deskach Teatru Muzycznego Capitol we Wrocławiu. To opowieść o tragicznej miłości, ale przede wszystkim historia kobiety… i jej grzechów. Wydane w 1908 r. "Dzieje grzechu" Stefana Żeromskiego wywołały w społeczeństwie sprzeczne oceny. Wśród czytelników historia była bardzo popularna, krytyka literacka natomiast była wstrząśnięta. Dopatrywano się w autorze erotomana i dewianta, a samą powieść określano jako pomysł pozbawiony sensu i idei. Tematyka była dużym zaskoczeniem w Polsce, gdzie nie mówiło się tak odważnie o seksualności i wyniszczającej sile uczucia. Książka doczekała się kilku ekranizacji. Spektakl Teatru Muzycznego Capitol we Wrocławiu jest pierwszą adaptacja "Dziejów grzechu" w teatrze muzycznym. Nie jest to jednak musical, lecz dramat muzyczny. Spektakl przeznaczony jest tylko dla widzów dorosłych.

Dzieje grzechu Ewy


Ewa Pobratyńska (Justyna Szafran), młoda niezamożna szlachcianka, zakochuje się w młodym Łukaszu Niepołomskim (Wojciech Medyński). Niestety, szybko wychodzi na jaw, że jest on żonaty. Ewa karmi się nadzieją i obietnicami Łukasza, który zapewnia ją, że wyjedzie do Rzymu, by uzyskać rozwód, a później do niej wróci. Decyzje Niepołomskiego sprawiają jednak, że Pobratyńska wpada z pułapki w pułapkę. W jej życiu pojawiają się kolejni mężczyźni, między innymi hrabia Zygmunt Szczerbic (Konrad Imiela), szaleńczo w Ewie zakochany, czy Antoni Pochroń (Bartosz Picher), rzezimieszek i cham wykorzystujący dziewczynę dla zdobycie pieniędzy. Ewa mierzy się z trudnymi problemami, walczy z uczuciami, po latach wciąż pamiętając o Niepołomskim i o grzechach, które popełniła. Ewa zmienia się z młodej, czystej dziewczyny w uliczną dziwkę. Oglądamy jej powolne staczanie się na dno. I nawet wtedy, gdy w jej życiu pojawia się iskra nadziei na odmianę losu, ponownie pojawia się grzech…

Spektakl jest przeznaczony wyłącznie dla widzów dorosłych. Element erotyczny jest tu mocno eksponowany. Dotyczy nie tyko cielesności, jest ważny także dla ducha i umysłu. Sceny erotyczne są bardzo sugestywne. Pokazują ogromną pasję miłości zakochanych ludzi, ale także, a może przede wszystkim, wyniszczającą siłę żądzy, brutalność gwałtu, przedmiotowość kobiety, którą każdy chce posiąść i jej upadek, kiedy w pewnym momencie życia staje się obojętne, kto obcuje z jej ciałem.

Miłość to ciężka choroba


Formuła dramatu muzycznego wymaga doskonałego warsztatu aktorskiego. "Dziejom grzechu" pod tym względem nie można nic zarzucić. Justyna Szafran jest wprost stworzona do roli Ewy Pobratyńskiej. Wzbudza sprzeczne emocje – z jednej strony jest to kobieta, której należy pomóc, wyciągnąć ją z zagubienia i pułapki uczuć, z drugiej morderczyni, grzesznica. Wojciech Medyński świetne wykreował postać Niepołomskiego, mężczyzny znajdującego się w trudnym momencie życia, a jednocześnie zakochanego w Ewie. Rozdarty między sercem a umysłem, nie jest w stanie przewidzieć konsekwencji swoich decyzji. Konrad Imiela w roli Szczerbica jest zauroczony Ewą do szaleństwa. Zrobi wszystko, by tylko ją zdobyć. Oddanie i poświęcenie dla kobiety w jego przypadku staje się zgubne. Bartosz Picher stworzył natomiast odpychającą i irytującą postać Pochronia, która budzi negatywne emocje. Odpycha, ale jednocześnie fascynuje cynizmem i upartym dążeniem do celu. A celem dla niego są pieniądze.

Jest jeszcze postać Grzechu… Wcielił się w nią wokalista jazzowy Marek Bałata. To postać, której nie ma w powieści Żeromskiego, swego rodzaju "grzech uosobiony". Według reżyserki Anny Kękuś-Poks jest to zarazem przeznaczenie i mądrość, śmierć i odczucia bohaterów oraz ich alter ego. Grzech ubrany jest w czerwone szaty, czarne, błyszczące buty, na twarzy ma maskę, na którą spadają długie siwe włosy. Stoi nieruchomo. Czasem towarzyszą mu tancerze, także ubrani na czerwono. Kiedy Grzech pojawia się na scenie, w widzach rodzi się niepokój. A w trakcie trzyipółgodzinnego spektaklu pojawia się często…

Muzyczno-wokalny majstersztyk


Autorem muzyki do spektaklu jest Krzesimir Dębski, teksty piosenek napisał Michał Zabłocki. I tu należą się ogromne brawa dla nich oraz dla całego zespołu muzycznego. Muzycznie i wokalnie "Dzieje grzechu" Capitolu są niemal doskonałe. Większość piosenek budzi duże emocje, jak na przykład duet Konrada Imieli i Justyny Szafran "Sami we dwoje". Największe jednak emocje wywołuje Grzech, dziwna mroczna postać, której głos przeszywa na wskroś. Tragiczne sceny w połączeniu z niezwykle sugestywnymi tekstami piosenek i śpiewem Marka Bałaty stwarzają ciężką atmosferę niedowierzania, przerażenia i współczucia. Budowane w ten sposób przez cały spektakl napięcie w scenie końcowej może znaleźć ujście tylko i wyłącznie w postaci spływających po policzku łez. I nie jest to jakieś powierzchowne wzruszenie wywołane klęską czy śmiercią bohatera. To głębokie poruszenie, szczere, które maluje się nie tylko na twarzach widzów, ale i aktorów – nawet podczas długich oklasków, które na wczorajszej premierze przemieniły się w owacje na stojąco.

24 piosenki, 42 meble z epoki


"Dzieje grzechu" to także kostiumy, choreografia i scenografia, światła oraz wizualizacje multimedialne. Scenografia była dość oszczędna. Na scenie ustawiono ekrany, na których pojawiały się różne obrazy, tworzące kwiecistą tapetę w mieszkaniu lub hotelu, obraz parku i rzeki, peron na stacji kolejowej, uliczny bruk lub więzienne kraty. Ekrany podnosiły się i opadały, zasłaniając zmianę dekoracji (na scenie pojawiło się kilkadziesiąt mebli z epoki) i jednocześnie oddzielając od siebie kolejne odsłony opowieści. Odsłon tych było bardzo dużo, może nawet za dużo. Sprawiały chwilami wrażenie zbytniego "poszatkowania" spektaklu, zwłaszcza na początku, kiedy akcja nie rozwinęła się jeszcze na tyle, by gwałtownie wciągnąć widza. Nie przekonała mnie jednak scena na statku, którym płynęli Ewa i Jaśniach (Cezary Studniak). Prostota scenografii podczas całego spektaklu została tu zaburzona. Aktorzy zostali "wyniesieni" do góry na zaimprowizowanym, dużym statku, co wypadło nieco komicznie. A wystarczyłoby, gdyby zostali na dole, wśród wyświetlanych na ekranach morskich fal.

Doskonałe aktorstwo, muzyka, piosenki, których chciałoby się jeszcze posłuchać, siedząc bezpiecznie w swoim fotelu. Oszczędna, ale pomysłowa scenografia, gra światłem i emocjami. Nadzieja, przebaczenie, rozgrzeszenie. Tragiczna miłość, namiętność, zdrada, poświęcenie, śmierć. Grzech. A w tym wszystkim wstrząsająca historia kobiety. Oto "Dzieje grzechu"...

Kolejne spektakle 17.01 (godz. 19.00), 18.01 (godz. 17.00), 23 i 24.01 (godz. 19.00) oraz 25.01 (godz. 17.00).
Więcej informacji na temat spektaklu można znaleźć na stronie http://wpdk.pl/content/view/17/4/

Mieszkaniec Marta Szloser

Marta Szloser

Dodano 2008-11-20 15:30:35

Małe Wielkie Instrumenty

Małe Instrumenty to wrocławska grupa tworząca muzykę za pomocą… małych instrumentów. Ich spektakl „Elektrownia Dźwięku” to prawdziwy majstersztyk – symfonia dźwięków, światła i niepowtarzalnego klimatu upadającej fabryki. Małe Instrumenty to grupa artystyczna założona w 2006 r. Tworzy ją sześć osób: Paweł Romańczuk (założyciel), Marcin Ożóg, Maciek Markowski, Tomasz Orszulak, Jędrek Kuziela oraz Maciek Bączyk. Zadebiutowali na Festiwalu Era Nowe Horyzonty w 2007 r., a ich spektakl „Elektrownia Dźwięku” zdobył Grand Prix Nurtu OFF 29. Przeglądu Piosenki Aktorskiej. Ta niezwykła opowieść o „fikcyjnych sposobach przetwarzania dźwięku w światło” znalazła się już w repertuarze Małej Sceny Teatru Muzycznego Capitol.

Grupa Małe Instrumenty, jak sama nazwa wskazuje, gra na instrumentach niewielkich rozmiarów. Mają miniaturowe gitarki, akordeoniki, pianinka, cymbałki, saksofoniki i puzoniki. Posługują się również mnóstwem rozmaitych piszczałek, gwizdków, zabawek wydających dźwięki oraz innymi przedmiotami, na których można zagrać, jak piła, dzwonek od roweru czy rury. Okazuje się, że grać można na wszystkim. Każdy przedmiot, poruszony, uderzony pałeczką bądź potarty, wydaje jakiś dźwięk. Wystarczy tylko odpowiednio skomponować wszystkie dźwięki, by powstała prawdziwa sztuka.

Ostatnie chwile elektrowni


W niewielkim pomieszczeniu Małej Sali Capitolu znajduje się kilka rzędów krzeseł. Jest bardzo kameralnie. Siedząc w pierwszym rzędzie, niemal dotyka się występujących. Na scenie widać różne dziwne przedmioty i konstrukcje. Światło jest skierowane na widownię, ale wśród plątaniny metalu i plastiku można zauważyć, że na scenie śpi sześciu mężczyzn ubranych w granatowe kombinezony robocze. Znajdujemy się w tytułowej Elektrowni Dźwięku i obserwujemy, jak budzi się rano. Światła na widowni gasną, scena zostaje delikatnie oświetlona, robotnicy rozpoczynają kolejny dzień pracy, a artyści koncert.

Na początku ciężko jest ogarnąć ogrom instrumentów i przedmiotów znajdujących się na stolikach i wkoło nich, obok każdego z członków zespołu. Kiedy wydobywają się z nich pierwsze dźwięki, na mojej twarzy pojawia się mimowolny uśmiech. Dźwięki wydają się być bardzo proste, trochę nieporadne. Skoncentrowani muzycy Małych Instrumentów wyglądają jak duże dzieci bawiące się w wielką orkiestrę. Jeśli ktoś na początku przedstawienia ma takie właśnie odczucia – tym lepiej dla niego. Chwilę później doświadczy przez to jeszcze silniejszego zaskoczenia.

Symfonia na pianinka, perkusyjki, gitarki i zabawki


Po spokojnym wstępie, ciche, pojedyncze dźwięki zmieniają się w prawdziwą symfonię! To niewyobrażalne, co można zagrać na zabawkach i miniaturowych instrumentach. Patrzę z niedowierzaniem na scenę, słucham i rozglądam się. Niektórzy widzowie się uśmiechają, inni unoszą brew, ale wszyscy z zainteresowaniem śledzą występ. Niektóre kompozycje są niezwykle barwne, mają niepowtarzalny charakter, którego nie osiągnie żadna „prawdziwa” orkiestra. Utwory zaskakują, ujawniając od czasu do czasu ograniczenia, jakie stawiają przed muzykami ich małe instrumenty. Czasem komuś upadnie pałeczka lub grająca zabawka, ktoś potknie się o leżący na ziemi kabel lub krzesło, ale w przypadku tego spektaklu, utrzymanego w konwencji upadającej fabryki, pełnej pozornego chaosu, te drobne usterki wyglądają zupełnie naturalnie.

Szanowny panie dyrektorze...


Elektrownia Dźwięku to ostatnie takie miejsce, wszystkie inne zostały już zamknięte. Pracownicy są bardzo oddani swojej pracy i nie chcą dopuścić do zamknięcia elektrowni. Trzykrotnie zwracają się do tajemniczego dyrektora, kiwającego się w przód i w tył, paląc cygaro, z prośbą o pomoc i wsparcie. Niestety, dyrektor zdaje się mieć ważniejsze sprawy na głowie. Pracownicy dbają o swoje maszyny, ale kiedyś w końcu musi dojść do jakiejś awarii…

Muzyka w „Elektrowni Dźwięku” wspaniale współgra ze światłem – jego kolorem i natężeniem. Scena raz pogrąża się w całkowitych ciemnościach i złowrogiej ciszy, by za chwilę wybuchnąć szaleństwem dźwięków i oblać widzów światłem wyjącej syreny lub kołyszących się bezładnie lamp. Światło przemyka po dziwnych fabrycznych konstrukcjach, również będących instrumentami, gaśnie i pojawia się w innym miejscu, z towarzyszącym mu zawsze dźwiękiem.

Małe instrumenty – wielki efekt


Widzowie śledzą poczynania pracowników-muzyków, obserwują przemieszczanie się światła i pojawianie nowych instrumentów. Kiedy na jaw wychodzi mało optymistyczna sytuacja elektrowni, a wizja zamknięcia staje się coraz bardziej wyraźna, pojawia się współczucie i zasmucenie. Groźna awaria wywołuje strach – maszyny pracują jak szalone, wirując tuż przed oczami widzów. Załoga, dotąd milcząca, wydaje z siebie niezrozumiałe okrzyki, ale nie próbuje już ratować urządzeń – na nic się to nie zda. Zamiast tego chce do końca pracować, nawet za cenę całkowitego zniszczenia maszyn. Spektakl kończy szalony koncert światła i dźwięków, lampy kołyszą się szaleńczo, w uszach wibrują złowrogie nuty. Strach. Pracownicy biegają po fabryce, żegnając się z rozszalałymi instrumentami. W końcu ostatnia Elektrownia Dźwięku umiera... Pozostaje smutek i ciągłe niedowierzanie, że za pomocą plastikowego saksofoniku, gumowego misia i kręconych bączków można wyczarować tak wielką muzykę.

Najbliższe spektakle "Elektrownia Dźwięku" Małych Instrumentów odbędą się 25 i 26 listopada oraz 6, 7 i 8 stycznia 2009 r. Więcej informacji na stronach grupy http://www.teatr-capitol.pl/

  1. Pierwszy raz tutaj?

    Cieszymy się, że dołączyłeś do serwisu naszemiasto.pl
    Oto kilka wskazówek, które pomogą Ci w zrobieniu pierwszych kroków:

  2. Zwiększ atrakcyjność profilu

    Dodaj tło, zadbaj aby profil miał unikatowy wygląd i wyróżniał się na tle innych

  3. Daj się poznać

    Uzupełnij podstawowe informacje profilowe, dodaj zdjęcie i bądź rozpoznawalny

  4. Dziel się nowymi wydarzeniami!

    Publikuj artykuły, dodawaj galerie, dziel się ciekawymi infomacjami i pozostań na bieżąco z lokalnymi wydarzeniami

  5. Uczestnicz w życiu lokalnej społeczności

    Wydarzyło się coś ciekawego, o czym inni mieszkańcy powinni wiedzieć, chcesz się czymś podzielić lub napisać artykuł? Sam zadecyduj jaką formę wybierzesz

  6. Daj znać co u Ciebie

    Chcesz się czymś podzielić na gorąco, dodaj krótki wpis, wiadomość zostanie opublikowana w prywatnym strumieniu

  7. Opublikuj materiał na stronie miejskiej

    Wydarzyło się coś ciekawego, o czym inni mieszkańcy powinni wiedzieć, napisz artykuł i opublikuj go na łamach serwisu, dowiedz się co inni o tym sądzą!

  • Dodaj do obserwowanych Obserwuj ciekawe osoby! Jeżeli pojawi się coś nowego, znajdziesz to również na swoim profilu.
  • Wyślij wiadomość Wysyłaj wiadomości i bądź w kontakcie z innymi mieszkańcami!
  • Zgłoś do moderacji Zgłoś nadużycie ze strony mieszkańca!

Wydarzenia dnia

Materiały mieszkańca