Dodaj zdjęcie profilowe

avatarEmilia Korczyńska

Polska
Mieszkaniec Emilia Korczyńska

Emilia Korczyńska

Dodano 2011-08-18 04:32:35

Ze szkolnego alfabetu: "b" jak "bezsensowny kierunek"

Oferowanie przez polskie uczelnie publiczne kierunków studiów niedających ich absolwentom szans na godziwe zatrudnienie zgodnie z poziomem wykształcenia, dewaluuje cały system szkolnictwa wyższego i prowadzi do inflacji tytułów naukowych. Jeśli przyczyną galopującego bezrobocia wśród absolwentów wyższych uczelni (a weźmy dodatkowo pod uwagę, że te blisko 25 proc, to tylko osoby, które rzeczywiście po studiach pozostają bez pracy – liczba wszystkich „straconych absolwentów” w Polsce nie jest znana. Do tych 25 proc. nie wlicza się bowiem wszystkich osób z wyższym wykształceniem, które pracują na stanowiskach znacznie poniżej swoich kwalifikacji – czyli de facto absolwentów, którym studia nie pomogły w znalezieniu pracy lepszej, niż taka, którą mógłby wykonywać absolwent szkoły średniej bez kwalifikacji) jest fakt, że „ludzie w Polsce idą na bezsensowne kierunki”, musimy odpowiedzieć sobie na dwa zasadnicze pytania:

a) Dlaczego ludzie w Polsce idą na bezsensowne kierunki?
b) Dlaczego w Polsce w ogóle są „bezsensowne kierunki”?!

Co do punktu a):
Decyzja o ścieżce kształcenia w Polsce zapada, gdy zainteresowany ma około 16 lat. Wtedy musi dokonać wyboru klasy w liceum, która zazwyczaj ma pewien profil przedmiotowy mający przygotować uczniów do matury z konkretnych przedmiotów. Oczywiście, preferencje można jeszcze potem modyfikować i niejednokrotnie zdarza się, że uczniowie klasy humanistycznej trafiają na politechnikę i odwrotnie. Jednak przez praktycznie cały okres kształcenia w szkole nie dzieje się nic, co mogłoby pomóc uczniom w podjęciu racjonalnej decyzji o wyborze kierunku studiów.

Co to właściwie znaczy: podjęcie racjonalnej decyzji o kierunku studiów? Odpowiedzi na to pytanie nie znają uczniowie i można im to wybaczyć, bo od 16 czy 18-latka nie powinniśmy wymagać życiowej wiedzy o realiach na rynku pracy. Nie można też zakładać, że taką wiedzę będą posiadali rodzice – moi na przykład nie zauważyliby różnicy, gdybym powiedziała im, że mój kolega jest programistą sumatry, a nie programistą javy. Taką wiedzę mają za to obowiązek przekazywać pracownicy placówek oświatowych i ministerstwo edukacji powinno ten obowiązek egzekwować. Jeśli mamy bowiem w Polsce szkoły publiczne, opłacane z budżetu państwa i samorządów i takie samo szkolnictwo wyższe, to porażka całego naszego systemu edukacji, jaką obserwujemy w ostatnim czasie, nie jest problemem tylko cierpiących z jej powodu jednostek, lecz całego kraju, społeczeństwa, gospodarki. Inwestujemy bowiem publiczne pieniądze w szkoły, które przyczyniają się do złych wyborów ścieżki dalszego kształcenia (pośrednio: bezrobocia) i wyższe uczelnie, które nie przygotowują do wykonywania żadnego zawodu (znowu: bezrobocia). Czyli cała nasza inwestycja przyczynia się do wzrostu bezrobocia, a co za tym idzie – kolejności inwestowania dodatkowych pieniędzy w zasiłki i programy aktywizacji zawodowej. Jak widać, robimy z ministerstwem edukacji bardzo zły interes.

Czytaj więcej -->

Podjęcie decyzji o wyborze kierunku studiów powinno być podyktowane wyborem zawodu. „Zawód” powinien być traktowany jako zbiór takich praktycznych umiejętności, które można potem na rynku pracy sprzedać klientowi lub pracodawcy. Następnie przyszły student powinien sprawdzić ofertę szkół wyższych i dowiedzieć się, który kierunek studiów pomoże mu zdobyć wspomniane umiejętności. Wszystko to powinno być oczywiste. Powinno, ale nie było – stąd rosnąca fala bezrobocia wśród absolwentów wyższych uczelni.

Polska szkoła koncentruje się (jeśli na czymś w ogóle się koncentruje) na jakości kształcenia mierzonej w liczbie punktów na egzaminie gimnazjalnym i maturze, a nie na celu kształcenia. Dobrze odzwierciedlają to programy - w skład programu żadnego szkolnego przedmiotu ani w gimnazjum, ani w liceum, nie wchodzi uświadamianie uczniów, w jakich zawodach wykorzystywane są przyswajane przez nich właśnie umiejętności. Szkoła skutecznie tępi problemy naukowe i wychowawcze, zupełnie ignorując jednak problem następujący: wielu maturzystów, kończąc szkołę, nie ma pojęcia, jaki zawód chciałaby wykonywać.

W polskiej szkole można nie zdać z powodu nieznajomości cyklu rozwojowego paproci czy pogłowia bydła na kilometr kwadratowy w Chinach. Z powodzeniem można za to skończyć polską szkołę nie wiedząc, co będzie się robiło dalej – z wyjątkiem świadomości, że trzeba będzie pójść na „jakieś studia”. Wielu maturzystów idzie więc na kierunek studiów pod wpływem intuicji, ciekawości czy wręcz reklamy, a potem – dopiero po kilku latach, kiedy przychodzi mu skonfrontować się z rynkiem pracy – zastanawia się, co właściwie może zrobić ze zdobytymi na studiach umiejętnościami.

Pół biedy, jeśli niezdecydowany młody człowiek rzeczywiście wyniesie za studiów jakieś dające się później sprzedać umiejętności. Jednak druga tragedia polskiego systemu edukacji polega na tym, że rzeczywiście mamy sporo kierunków studiów, które nie dają żadnych narzędzi umożliwiających absolwentom wykonywanie konkretnego zawodu i że wyższe uczelnie z wyrachowaniem wykorzystywały przez lata naiwność maturzystów, oferując im ładnie opakowany w słowa bubel.

Czytaj więcej -->

W tym momencie możemy przejść do punktu b). „Bezsensowne kierunki studiów” zostały już właściwie zdefiniowane w poprzednim akapicie – jako takie, które nie podnoszą kwalifikacji zawodowych studentów i nie przyczyniają się do znalezienia przez nich pracy. Podczas studiów na „bezsensownych kierunkach” przekazywana jest słowem wiedza teoretyczna, z którą po zakończeniu studiów niewiele da się zrobić. Skąd wzięły się właściwie „bezsensowne kierunki” i skąd wzięła się ich popularność?

Wyższe uczelnie, jako podmioty gospodarcze, dążą do uzyskania jak największego zysku jak najniższym kosztem. Oferując dużą liczbę miejsc na modnych i popularnych, lecz tanich kierunkach studiów (takich, które nie wymagają żadnych nakładów z wyjątkiem wykładowcy, kredy i tablicy) mogą zwiększyć swoje dochody. Korzystając z naiwności absolwentów szkół średnich, wyższe uczelnie – zarówno prywatne, jak i państwowe – mnożyły liczbę egzotycznych kierunków, kusząc studentów chwytami reklamowymi: począwszy od atrakcyjnie brzmiących epitetów jak „międzynarodowy” czy „europejski” po obietnice ciekawej pracy po ich ukończeniu: od różnego rodzaju „mediów”, przez „instytucje kultury” po „agencje rządowe” i „instytucje Unii Europejskiej”. To, w jaki sposób przekazywana wiedza miałaby sprawić, by rzeczone „agencje” i „instytucje”- widma chciały absolwenta tych kierunków zatrudnić – nigdy nie było przedmiotem dyskusji, ponieważ nie interesowali się tym ani kandydaci na studia, ani ministerstwo szkolnictwa wyższego – główny sponsor państwowych uczelni w Polsce.

Brak jakiejkolwiek kontroli rządu nad taką patologiczną działalnością uniwersytetów przyczyniał się przez lata do marnowania publicznych pieniędzy – bo nie można tego inaczej nazwać, jeśli musimy przyznać, że opłacane z budżetu kierunki studiów nie mają żadnego utylitarnego sensu.

Przymykaliśmy na tę patologię oko do czasu, aż fala bezrobocia wśród absolwentów wyższych uczelni przerodziła się w tsunami. W celu ograniczenia wydatków na „bezsensowne kierunki” rząd wprowadził wprawdzie odpłatność za drugi kierunek studiów oraz kampanię propagującą wśród maturzystów kierunki "bardziej sensowne". Mimo ostrej debaty w mediach i świadomości zachodzącego procederu, ministerstwo szkolnictwa wyższego wciąż nie ma odwagi, by zrobić z „bezsensownymi kierunkami” porządek.

Oferowanie przez polskie uczelnie publiczne kierunków studiów niedających ich absolwentom szans na godziwe zatrudnienie zgodnie z poziomem wykształcenia dewaluuje cały system szkolnictwa wyższego i prowadzi do inflacji tytułów naukowych. Ponadto, zgodnie z ustawą o ochronie praw konkurencji i konsumenta – reklama wprowadzająca w błąd stanowi naruszenie prawa i karalna. A za taką właśnie reklamę można uznać opisy kierunków studiów na wielu uniwersytetach, które obiecują nieświadomym kandydatom gruszki na wierzbie. Prawo jednak nie po raz pierwszy nie dotyczy uniwersytetów.

Można oczywiście polemizować, czy rolą uczelni jest zapewnianie absolwentom zatrudnienia. Nie. Nie chodzi tu o gwarancję znalezienia pracy, bo o to każdy musi zatroszczyć się sam. Chodzi tylko o to, by zaprzestać oszukiwania nieświadomych niczego maturzystów, bo każde takie oszustwo – poza aspektami moralnymi – kosztuje nas corocznie niebagatelne pieniądze.

http://www.wiadomosci24.pl/artykul/przewodnik_po_serwisie_wiadomosci24_pl_106098.html

Mieszkaniec Emilia Korczyńska

Emilia Korczyńska

Dodano 2011-07-05 20:38:44

Jutro będzie awesome

Gdyby Shakespeare żył dziś, powiedziałby technozaurom i technofobom: „są rzeczy w internecie, o których nie śniło się waszym filozofom.” W zależności od tego, jak bardzo „awesome” jest „awesome”, blisko 150 milionów Amerykanów zapamięta 5 lipca 2011 r. jako dzień po święcie niepodległości lub jako dzień przed… wprowadzeniem nowej aplikacji na Facebooka. Jutro bowiem Mark Zuckerberg (założyciel Facebooka, największego na świecie portalu społecznościowego – choć wszelkie wyjaśnienia wydają się tu być zbędne) poinformuje świat o nowej aplikacji, którą sam określa jako - nie podając szczegółów - „something awesome”.

Wielu czytelników zapewne uniosło właśnie dekadencko brwi w geście dezaprobaty. Może to tylko kolejny marketingowy chwyt, tylko kolejna z tysięcy aplikacji, obok której przeciętny użytkownik sieci przejdzie obojętnie…a może nie. Trzeba w końcu uświadomić sobie, że z tym Zuckerbergiem nigdy nic nie wiadomo – kiedy ostatni raz powiedział „something awesome”, poszło za nim 500 000 000 (tak, liczba zer się zgadza – pięćset milionów) ludzi. Tylu zarejestrowanych użytkowników ma bowiem strona najmłodszego na świecie miliardera. I tu warto sobie uświadomić kolejną rzecz: w 2004 Facebooka nawet jeszcze nie było.

Wigilia pojawienia się nowego „something tak awesome, że aż strach się bać” jest ogólnie bardzo dobrą okazją do refleksji nad tym, co ostatnio zadziało się w Internecie. I to nie refleksji groźno-sierioznych, pytających „quo vadis?” i w ogóle uderzających w ton – jak my to lubimy- kasandryczny lub stańczykowski; raczej refleksji optymistycznych, z nadzieją, że jutro rzeczywiście będzie „awesome”. Zadziało się mianowicie dość sporo, czego jednak mogliśmy, pielęgnując własny ogródek, nie zauważyć.

Amerykanie nie mają takich wyrzutów sumienia z powodu nowych technologii jak my nad Wisłą, gdzie w wielu bibliotekach każe się jeszcze ludziom wypełniać ręcznie sygnatury z szacunku dla tych pradawnych autorów, którzy w końcu napisali „Trylogię” bez komputera. Jeśli jesteśmy już w klimatach szkolnych, wyobraźmy sobie lekcje, które odbywają się w 100 proc. w wirtualnym świecie. Nauczyciel, do tej pory spełniający rolę wyroczni – lepszej lub gorszej, w zależności od cech swoistych, humoru i pogody – byłby od dziś mentorem i moderatorem, nadzorującym postępy swoich uczniów na wykresach niczym kontroler ruchu lotniczego. Interaktywne wykłady i ćwiczenia zagwarantowałyby wszystkim uczniom w klasie maksymalnie efektywne wykorzystanie czasu. Wszyscy uczniowie w kraju otrzymywaliby edukację takiej samej jakości i wreszcie przestałaby ona zależeć od szkoły i nauczyciela, a zatem także od humoru i pogody. Science fiction?

Akademia Pana Kleksa? Nie, Akademia Pana Khana (www.khanacademy.org), która ze swoją misją „dostarczania wysokiego poziomu edukacji dla wszystkich ludzi, nie ważne gdzie” toruje drogę dla zupełnie nowego systemu nauczania. Systemu szanującego ucznia jako indywidualną jednostkę, która ma prawo uczyć się we własnym tempie i optymalnie kształtować swoje umiejętności. Obstawanie przy tradycyjnej nauce w klasie może przyczynić się tylko do tego, że geniusz w Polsce będzie w coraz większej mierze towarem eksportowym.

Encyklopedia jest kobietą

Klucz do sukcesu akademii Khana leży również w efektywnym wykorzystywaniu czasu, którego w potopie informacji mamy coraz mniej. Wyobraźmy sobie, że hasła w encyklopedii czytają się same, dostarczając nam błyskawicznie skondensowanych wiadomości. A dodatkowo ilustrowane są przez zdjęcia, wykresy i filmy, komponujące się w spójną graficzną prezentację czytanego tekstu. Jeśli znamy w miarę przyzwoicie angielski, ta wizja może stać się już dziś rzeczywistością. Naprzeciw naszym potrzebom wyszła bowiem qwiki (http://www.qwiki.com/

Mieszkaniec Emilia Korczyńska

Emilia Korczyńska

Dodano 2011-03-01 12:38:24

Niemiecki minister obrony rezygnuje ze stanowiska

Karl-Theodor zu Guttenberg, minister obrony w rządzie Angeli Merkel, we wtorek przed południem podał się do dymisji w związku z „aferą plagiatową“, jaka rozpętała się wokół jego doktoratu w dziedzinie prawa. Zarzuty o popełnieniu plagiatu przy pisaniu pracy doktorskiej pojawiły się w prasie przed dwoma tygodniami.

Minister z ramienia CSU (Unii Chrześcijańsko-Społecznej) na początku odpierał zarzuty o bezprawnym wykorzystaniu w swojej pracy dotyczącej prawa konstytucyjnego USA i Unii Europejskiej licznych artykułów prasowych, prac semestralnych oraz przemówień, lecz ostatecznie zwrócił się przed tygodniem do Uniwersytetu Bayreuth, na którym bronił tytułu doktorskiego, o jego odebranie. Decyzja o pozbawieniu zu Guttenberga tytułu naukowego zapadła w trybie przyspieszonym w zeszły wtorek.

http://www.wiadomosci24.pl/artykul/niemiecki_minister_tymczasowo_zrzekl_sie_tytulu_doktorskiego_182999.html

Mieszkaniec Emilia Korczyńska

Emilia Korczyńska

Dodano 2011-02-25 17:59:32

10 tys. złotych kary dla lekarzy za… niedostarczenie sprawozdania

10 tys. złotych - taką karę muszą zapłacić wszyscy, którzy nie złożyli w terminie do Urzędu Marszałkowskiego sprawozdania o ilości utylizowanych "odpadów niebezpiecznych". Znaczna część lekarzy i dentystów prowadzących własne gabinety nie wiedziała, że w myśl nowych przepisów, które weszły w życie 12 marca 2010, już nie dotyczy ich zwolnienie z konieczności dostarczenia urzędowi sprawozdania. I to właśnie ich spotkają teraz wyjątkowo surowe kary - bo ustawodawca przewidział dla tych, którzy spóźnią się z dostarczeniem raportu taką wysokość grzywny, jak w wypadku, gdyby niebezpieczne odpady wyrzucali do lasu.

Część małych, prywatnych gabinetów może być przez tak wysokie sankcje zmuszona nawet do zamknięcia działalności.

Urzędy marszałkowskie w wielu województwach odstąpiły od egzekwowania grzywny. Wyjątkiem jest urząd w Łodzi.

Mimo apelu Okręgowej Izby Lekarskiej w Łodzi ( http://www.oil.lodz.pl/index.php?lang=3

  1. Pierwszy raz tutaj?

    Cieszymy się, że dołączyłeś do serwisu naszemiasto.pl
    Oto kilka wskazówek, które pomogą Ci w zrobieniu pierwszych kroków:

  2. Zwiększ atrakcyjność profilu

    Dodaj tło, zadbaj aby profil miał unikatowy wygląd i wyróżniał się na tle innych

  3. Daj się poznać

    Uzupełnij podstawowe informacje profilowe, dodaj zdjęcie i bądź rozpoznawalny

  4. Dziel się nowymi wydarzeniami!

    Publikuj artykuły, dodawaj galerie, dziel się ciekawymi infomacjami i pozostań na bieżąco z lokalnymi wydarzeniami

  5. Uczestnicz w życiu lokalnej społeczności

    Wydarzyło się coś ciekawego, o czym inni mieszkańcy powinni wiedzieć, chcesz się czymś podzielić lub napisać artykuł? Sam zadecyduj jaką formę wybierzesz

  6. Daj znać co u Ciebie

    Chcesz się czymś podzielić na gorąco, dodaj krótki wpis, wiadomość zostanie opublikowana w prywatnym strumieniu

  7. Opublikuj materiał na stronie miejskiej

    Wydarzyło się coś ciekawego, o czym inni mieszkańcy powinni wiedzieć, napisz artykuł i opublikuj go na łamach serwisu, dowiedz się co inni o tym sądzą!

  • Dodaj do obserwowanych Obserwuj ciekawe osoby! Jeżeli pojawi się coś nowego, znajdziesz to również na swoim profilu.
  • Wyślij wiadomość Wysyłaj wiadomości i bądź w kontakcie z innymi mieszkańcami!
  • Zgłoś do moderacji Zgłoś nadużycie ze strony mieszkańca!

Wydarzenia dnia

Materiały mieszkańca