Dodaj zdjęcie profilowe

avatarKarol Liver

Polska
Mieszkaniec Karol Liver

Karol Liver

Dodano 2009-07-06 15:26:39

Ostatni "Oddech" Piny Bausch

Wrocławski pokaz "Nefes" (tur. Oddech) w reżyserii Piny Bausch, w ramach festiwalu "Świat miejscem prawdy" okazał się ostatnim za życia artystki. Legendarna tancerka, choreografka i reżyserka zmarła w Berlinie 30 czerwca 2009 r.

Mieszkaniec Karol Liver

Karol Liver

Dodano 2009-04-17 17:53:04

Teatr Dziewięciocalowych Gwoździ w Poznaniu

23 czerwca w ramach poznańskiego Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego MALTA, po raz pierwszy w Polsce wystąpi zespół Nine Inch Nails. Polscy fani czekali na tę chwilę, bagatela, 20 lat. Śmiało twierdzić można, iż Polska po latach posuchy zerwała kurtynę europejskiego zaścianka muzycznego i wreszcie, oprócz rodzimych produkcji oraz wynalazków lokalnej, ciężkostrawnej pop-masówki, promowanych w mediach do granic wytrzymałości słuchaczy, możemy nacieszyć uszy dźwiękami zasłużonych sław z zagranicy.

Znalazł się wśród nich m. in. rodzynek światowej sceny muzycznej, formacja z dwudziestoletnim stażem, wyrobioną marką, która konsekwentnie podczas tras europejskich omijała gościnne polskie progi i z uporem godnym największego ignoranta geograficznego negowała dogodne położenie kraju nad Wisłą i ignorowała jego wielce rozochoconą, spragnioną brudnej, elektroniczno-industrialnej kakofonii gawiedź.

Dziewięciocalowe Gwoździe
Nine Inch Nails, bo o tym zespole mowa, to formacja określana często w kuluarach jako czołowy prekursor muzyki industrialnej w historii tego gatunku, chociaż Michael Trent Reznor, główny macher i frontman Dziewięciocalowych Gwoździ nigdy nie przyszywał swoim projektom metki „Industrial”. Wręcz przeciwnie – zatracił się w uciekaniu od konwencji, ram, klasyfikacji swojej twórczości. Odkrywał nowe horyzonty muzycznej ekspresji, ewoluował. Każde kolejne wydawnictwo spod jego ręki, mimo wspólnej nuty, ma bardzo odmienny charakter, zapisuje się innym pismem w tej samej książce.

Reznor jest perfekcjonistą w każdym z dziewięciu cali, człowiekiem-orkiestrą, kompozytorem i wizjonerem swego pokolenia. Zagorzałych fanów przyzwyczajono, że każda kolejna odsłona twórczości Trenta to muzyczny obraz złożony z różnorodnych dźwięków: od cichych, kojących, melancholijnych brzmień pianina, poprzez synth-popowe aranżacje i melodyjne krajobrazy godne niejednego kompozytora filmowego, po brudne, pełne agresji i krzyku, dzikie kolaże elektroniki, mocnych gitarowych przesterów i drum’n’bass’owych naleciałości.

Nine Inch Nails to także wspaniałe widowisko live, energia z rozmachem wyrzucona poza kadry typowego rockowego koncertu czy cyrkowych koszmarów serwowanych pod publikę. Dowodem rozmachu z jakim prezentowane są występy grupy są zapisy DVD z tras koncertowych, dla niektórych w Polsce jedyna jak dotąd możliwość uczestniczenia w wielkim show pod szyldem NIN.

Vox populi vox Dei
Fani cicho i sumiennie przełykali czarę goryczy, organizując podczas każdej hucznie ogłaszanej trasy zespołu desperackie petycje internetowe pod hasłem, czy raczej pod zbiorowym krzykiem rozpaczy: „Chcemy Nine Inch Nails w Polsce!” Liczba stęsknionych rosła, na forach wrzało, łzami odświeżano kolejne informacje z kolejnych tras zespołu. Przywykli do sytuacji fani przy każdej nadarzającej się okazji organizowali pielgrzymki po Europie w pogoni za Reznorem, tworząc przy okazji liczne teorie spiskowe.

Size does matter
Ciężko wróżyć kiedy, i czy w ogóle, manifest fanów zauważony został przez ekipę Reznora. Oficjalnie Polska pojawiła się na mapach Nine Inch Nails chwilę po internetowej premierze ostatniego albumu - „The Slip”. Płytę udostępniono za darmo w sieci w postaci plików MP3 oraz formatów bezstratnych, następnie monitorowano zainteresowanie nową pozycją przy pomocy Google Earth. Słupek obrazujący ilość pobrań, unoszący się nad cyfrową topografią Polski bynajmniej nie odstawał, ba, górował nad słupkami europejskich sąsiadów.
Być może ekipa usiadła przed monitorem w zaciszu studia, porównała diagramy i doznała olśnienia. Dla polskich fanów cyfrowe fusy wreszcie ułożyły się korzystnie.

Industrialny teatr
Od trzech tygodni polscy miłośnicy twórczości Nine Inch Nails mogą wreszcie odetchnąć z ulgą i spać względnie spokojnie, bo czeka ich jeszcze wojna o bilety. Na oficjalnej stronie zespołu wytłuszczoną czcionką pojawiła się informacja, na którą oczekiwali latami – 23 czerwca, po raz pierwszy w historii, zespół odwiedzi Polskę, aby zagrać koncert w ramach... poznańskiego festiwalu teatralnego Malta.

Wydarzenie to, oprócz podniosłości dziewiczego występu, zwraca na siebie uwagę właśnie niecodzienną otoczką. Malta to przede wszystkim wielkie wydarzenie teatralne, dziwić więc może, iż organizatorzy, jako główną atrakcję festiwalu anonsują zespół muzyczny, zwłaszcza o tak specyficznym brzmieniu.

Tych, którzy byli świadkami lub śledzili dokonania sceniczne grupy podczas ostatniej trasy „Lights in the Sky” po Ameryce zapewne jednak to nie dziwi. Trent jest więcej niż świadom możliwości, jakie daje mu technika XXI wieku i czyni z niej użytek – wszystko ku uciesze uszu i oczu widowni.
Nine Inch Nails 'na żywo' to sztuka, cyfrowy teatr i magia osiągnięć wizualnych w unikatowym wydaniu. Wspomniany perfekcjonizm Trenta wkracza w całkowicie inny wymiar, synchronizując muzykę, integrując każdą nutę z tym, co dzieje się na scenie, ze światłem, z generowanymi pod muzykę wizualizacjami, z przetwarzanym na żywo obrazem z kamer. Podczas koncertu scena staje się ożywionym, cyfrowym, reagującym na najmniejsze drgania amplitud głosu i dźwięku organizmem.

Zniecierpliwionym pozostaje już tylko oczekiwanie na bilety oraz sposób ich dystrybucji.
Wszelkie szczegóły dotyczące imprezy już wkrótce pojawią się na oficjalnej stronie festiwalu MALTA: