Dodaj zdjęcie profilowe

avatarJerzy Cyngot

Polska
Mieszkaniec Jerzy Cyngot

Jerzy Cyngot

Dodano 2016-07-04 23:52:42

Ampfutboliści. Piłkarze jakich nie znamy

Potrafią rozgromić Niemców, otrzeć się o podium na mistrzostwach świata, a przede wszystkim pokazać charakter - zawodnicy polskiej reprezentacji piłki nożnej osób po amputacjach. Rozmowa z Mateuszem Widłakiem, twórcą amfutbolu w Polsce. Grzegorz Przepiórka: 6:0 z Nie

Mieszkaniec Jerzy Cyngot

Jerzy Cyngot

Dodano 2016-03-19 14:23:57

Cnota kontra życie. Film "Niewinne" rozbiera do naga

To że nosi tytuł "Niewinne", a bohaterkami są siostry pewnego zakonu, nie znaczy, że film będzie lekki jak poranna modlitwa. Wręcz odwrotnie. Jest galimatias, jakiego polskie kino jeszcze nie widziało. Ale powody do tak niezwykłego scenariusza, może dać tylko jeden autor – życie. Jest zatem grudzień roku pańskiego 1945. Życie w klasztorze wygląda na uporządkowane, w odróżnieniu od powojennego świata, który dopiero jest porządkowany. Porządki będą musiały zrobić też siostry zakonne, gdyż wojna uczyniła je brzemiennymi. I to dosłownie. Historia oparta na faktach. Mamy więc pierwszy mega punkt zapalny. Z jednej strony biologii nie sposób odczarować, nawet najbardziej gorliwymi modlitwami – odliczanie dziewięciu miesięcy do rozwiązania trwa. Z drugiej strony siostry chcą ukryć prawdę, nie narażając się na hańbę. Pomiędzy jednym a drugim można by zadać pytania, które nie padają. Kto odbierze poród? Co z nowo narodzonymi dziećmi?

Galimatiasu ciąg dalszy. Tajemnicy nie da się ukryć. Siostrom spada niczym z nieba do pomocy ateistka Mathilde, francuska sanitariuszka z Czerwonego Krzyża. Trzeci punkt zapalny, który nabierze blasku, kiedy do pomocy katolickim siostrom zaciągnie swojego znajomego żydowskiego lekarza. W tle czuwają wciąż sprawcy całego zamieszania, żołnierze Armii Czerwonej. Traumy przez to nie sposób ugłaskać, strach wisi w powietrzu.

Punktem zapalnym są też bohaterowie sami dla siebie. Pokiereszowani przez wojnę (siostry). Jak bowiem wpisać gwałt na służebnicach w plan boży? Ale i melancholijnie oddaleni, jakby przeżywali wewnętrzną pustkę, nie potrafiąc na ruinach powojennych znaleźć miejsca dla siebie i być może kochać, jak Mathilde.

"Niewinne" to film przyjemnie cichy, przypomina klimatem "Idę". Tym bardziej dramaty i grzechy są w tym chciałoby się powiedzieć sterylnym moralnie środowisku, bardziej widoczne – niczym zarazki na sali operacyjnej. Poród, w czasie którego zakonnica mająca za sobą śluby czystości, wydaje na świat dziecko, a kałuże krwi dowodzą, że nie jest to niepokalane poczęcie – to coś więcej niż poharatanie zasady decorum.

Film w reż. Anne Fontaine odkrywa kolejny trudny fragment powojennej historii. Mam jednak głębokie poczucie, że jest w nim mnóstwo ze współczesności. Pierwsza przekonuje mnie o tym postać matki przełożonej, która zostawia nowo narodzone zimą pod krzyżem w zawierzeniu opatrzności. Ewidentny przykład wiary ślepej, zagłuszania głosu rozsądku milczeniem Boga, życia w imię wartości za wszelką cenę i zbyt wielkiej ofiary złożonej z niewinnego życia. Przesada – mimo że będąca w tym przypadku konsekwencją dramatycznego wyboru – w szafowaniu wartościami paradoksalnie poprzez bezmyślność wartości dewaluuje i prowadzi do katastrofy. Bynajmniej jednak jest to film antyklerykalny. Jest też w nim inny przykład wiary: mniej zaczadzonej, a za to podziurawionej jak ser szwajcarski wątpliwościami, jednocześnie jednak dyscyplinującej do bardziej ostrożnego stawiania kroków.

W kontekście coraz bardziej rozkrzyczanych ekstremizmów, pewnych siebie głosicieli prawd, "Niewinne" subtelnym tonem przypominają, że największą wartością, wartością uniwersalną, ponad religiami (kulturami, ideologiami etc.) - jest życie. To życie może mieć różne oblicza: może być ubrane w habit, być Żydem, niekoniecznie musi wierzyć w Boga, może być też dzieckiem na ulicy lub nowo narodzonym. I nie potrzeba wielkich haseł, by do tego życia przemówić, raczej ogromnej odwagi, choćby w nie mniej pokornym niż zakonna modlitwa spełnianiu obowiązku lekarza, niesieniu pomocy. Myślę tutaj o Mathilde, która nieodparcie nasuwa mi jednego autora – Alberta Camusa – i jego samotność i solidarność. Wynagrodzeniem za to może nie będzie życie wieczne (choć kto wie), ale wdzięczność, przyjaźń, uśmiech, poczucie bycia potrzebnym. Niewiele a tak wiele.

http://www.wiadomosci24.pl/artykul/czar_par_czyli_filmowy_homar_po_grecku_344599.html

Mieszkaniec Jerzy Cyngot

Jerzy Cyngot

Dodano 2016-03-06 00:20:43

Czar par, czyli filmowy „Homar” po grecku

Ten „Homar” na pozór nie wygląda apetycznie. Zapewniam jednak, że to nie lada kinowy przysmak. Palce lizać jest w „Homarze” m.in. humor. Bohaterowie świadczą usługi osobom, które niedawno straciły kogoś bliskiego. Są to usługi powiedzielibyśmy specjalne, bo wcielają się w rolę świeżo zmarłych, co ma na celu złagodzenie poczucia straty. Taka jest fabuła, w bardzo wielkim skrócie, filmu „Alpy”, poprzedniego obrazu greckiego reżysera Yorgosa Lanthimosa, który był wyświetlany w polskim kinach 5 lat temu. Co najmniej intrygujący pomysł na scenariusz, ale z tego właśnie słynie Lanthimos.

Nie inaczej jest w jego najnowszym pt. „Homar”. Przenosimy się w nim do świata, w którym istnieje nacisk, jeśli nie przymus, by życie wieźć w parach. Główny bohater grany przez Colina Farrella trafia do specjalnego hotelu z dala od miasta, czegoś w rodzaju ośrodka resocjalizacyjnego, gdzie po stracie partnerki ma 45 dni na znalezienie nowej drugiej połówki. W przypadku niepowodzenia, po upływie tego czasu zostanie zamieniony w dowolnie wybrane zwierzę. Postanawia, że będzie to homar. Odklejanie od rzeczywistości w stronę absurdu przynosi przyjemny efekt zaskoczenia, świeżości, choć zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim taki „odjechany” scenariusz przypadnie do gustu.

„Odjechany”, czyli w tym przypadku obficie korzystający z efektu groteski i ironii. Dzięki temu można się zdrowo pośmiać, choć jest to zdecydowanie inny rodzaj humoru niż zaproponowany ostatnio choćby przez Patryka Vegę w „Pitbulu”. Bardziej wyrafinowany, nie ujmując nic polskiej kinematografii, wymagający do stworzenia efektu specjalnej konstrukcji filmowego świata, aniżeli tylko wplecenia pojedynczych gagów.

Konstrukcja tego świata polega na przejaskrawieniu, co typowe dla groteski. Hotelowy świat rządzi się więc sztywnymi antyindywidualistycznymi prawami, a za każde przewinienie grozi kara. Przykładowo masturbacja zostaje ukarana przypieczeniem dłoni w tosterze. Panuje atmosfera sztuczności. Nie pomaga fakt, że czas topnieje i bohaterowie dokonują coraz bardziej usilnych prób, by związać się z drugą połówką. By tego dokonać trzeba spełnić podstawowy warunek – wykazać się podobieństwem do wybranka lub wybranki. Często jedynym wyjściem, by to osiągnąć jest posunięcie się do oszustwa. W efekcie powstają związki oparte na fałszu. I skąd my to znamy?

Nie tylko jednak „czar par” rządzi światem w filmie „Homar”. Zawsze istnieje bowiem druga strona medalu, jakiś underground i kontestacja. Okazuje się, że w lasach ukrywają się zadeklarowani single. Są jak dzikie plemię, żyjące poza cywilizacją, i prowadzące partyzantkę z „hotelarzami”, którzy urządzają na nich polowania – dosłownie. Kto by jednak pomyślał, że singielski świat jest mniej absurdalny, ten się grubo pomyli. Życie singli jest również wzięte w karb sztywnych zasad. Flirt jest zabroniony. A za coś więcej może grozić „czerwony pocałunek” albo co gorsza „czerwony stosunek”. Przegięcia singli prowadzą do komicznych scen, chociażby nocy tańców, podczas której każdy pląsa osobno ze słuchawkami w uszach w rytm muzyki techno. Przytulańce odpadają. Każdy ma ponadto obowiązek wykopać dla siebie grób, tak aby w granicznym momencie nie wymagał od współziomków niczego więcej ponad przysypanie ziemią.

Można się doskonale bawić, oglądając „Homara”, ale w gruncie rzeczy ten film ma niezwykle melancholijną aurę. Zarówno bowiem w jednym, jak i w drugim świecie – przyjdzie głównemu bohaterowi odczuwać brak. Tak w świecie par, jak i singli będzie skazany na samotność, zagubiony i nieszczęśliwy. Każdy z nich bowiem narzuca zbyt twarde prawa, zbyt jednoznacznie odnosi się do natury ludzkiej. Podczas gdy ta zazwyczaj składa się z półtonów. Mam wrażenie, że biorąc na warsztat jeden z tematów, jakim jest życie w związku, miłość, autorzy filmu nie snują dystopii, ale opowiadają o naszym współczesnym świecie, w którym trzeba się jasno zadeklarować. Albo się jest hetero-, albo homoseksualnym, nie ma miejsca na biseksualność (jedna z początkowych scen filmu). Odwołując się do podwórkowych doświadczeń, albo jest się pis-iorem albo platformersem. Albo jest się narodowcem albo lewakiem. Albo wierzącym albo niewiernym (za co w niektórych kulturach może czekać surowa kara). I wreszcie, jak w „Homarze”, albo się jest fundamentalistycznym singlem, albo fałszywym partnersem. Świat współczesny mocno nam się zradykalizował, coraz częściej oczekuje się jasnych deklaracji, coraz mniej tolerancyjnie traktuje się inność.

Film Lanthimosa to nie tylko jednak opowieść o radykalizmie. Pomiędzy bowiem dwoma opisanymi „ścianami” pozostawiono w filmie przestrzeń, na opowieść o tym, jak rodzi się prawdziwa miłość, jak trudno znaleźć kogoś bliskiego nam przez podobieństwo, dostrzec cechę, która łączy, a potem jeszcze utrzymać, wbrew okolicznościom, skromny wspólny ląd. Paradoksalnie cechą,która łączy oboje bohaterów jest krótkowzroczność. Sporo w tym niejednoznaczności. Krótkowzroczność, czyli podobny sposób patrzenia, staje się pomostem. Kiedy bowiem zabraknie tej dysfunkcji u jednego z bohaterów budowa więzi za pomocą innego narzędzia/zmysłu nie przynosi pozytywnego rezultatu, raczej tragikomiczny efekt. Bo dla jednego to co choćby jednoznacznie jest piłką do tenisa, dla drugiego korzystającego ze zmysłu dotyku, może być równie dobrze kiwi. Metaforyczną wisienką na torcie jest ostatnia scena – zarazem obraz, nie do zapomnienia – w której główny bohater próbuje się oślepić. Autorzy filmu postanowili jej nie rozstrzygać – film ma otwarte zakończenie – stawiając tym samym szereg pytań: dokąd człowiek jest w stanie się posunąć? Jak bardzo jesteśmy zdolni poświęcić się? Jak silna może być miłość czy też pragnienie jej odnalezienia we wspólnym „patrzeniu” na świat? Z tymi i innymi zapewne pytaniami pozostawia nagrodzony główną nagrodą Le Prix Un Certain Regard w Cannes film „Homar”.


http://www.wiadomosci24.pl/artykul/bardzo_slony_film_na_granicy_juz_w_kinach_344025.html

Mieszkaniec Jerzy Cyngot

Jerzy Cyngot

Dodano 2016-02-22 22:03:33

Bardzo słony film. „Na granicy” już w kinach

Najpierw potrzymać w niepewności, potem przestraszyć, a następnie zdołować. W ten sposób został rozpisany przepis na słone ciacho dla widza, jakim jest nowy film „Na granicy”. Dorociński, Chyra, Grabowski – przy takiej obsadzie to musi być filmowe ciacho. Choć nie da się ukryć, że część smaków już skądś znamy. Chyra jakby wyjęty z „Carte Blanche”, „W imię” i „11 minut”, Grabowski na podobną nutę co w „Demonie”. Na tle swojej poprzedniej roli „W moich córkach krowach” odznacza się z pewnością Dorociński, tutaj jako nieznajomy Konrad. Dzięki charakteryzacji skojarzenie z di Caprio w „Zjawie” murowane. Aktorsko zupełną świeżością wypełnia ten film Bartosz Bieleń, o którym od pojawienia się w „Disco polo” mówi się jako o najbardziej zadziwiającej twarzy młodego pokolenia w polskim kinie. W „Na granicy” wciela się w rolę skrojoną idealnie pod swoją aparycję – właściwie postać Janka, którego gra jest werbalnie oszczędna i Bieleń ma tutaj pole, by właśnie twarzą nadrabiać, odgrywając uosobienie wrażliwości i niewinności. Tym lepszy efekt zostaje osiągnięty w finale, kiedy przemieni się ona w twarz ofiary i zarazem mordercy.

Na pewno ważnym składnikiem dobrego wypieku w tym wypadku są też zdjęcia. Autorem Łukasz Żal, niezapomniany przede wszystkim ze zdjęć do „Idy”. Nie chodzi o to, że są to nadzwyczajne shoty, bo sceneria zakopanego w śniegu pogranicza wielkich możliwości nie dostarcza. Ale dobra robota wynika z dopasowania minimalnych efektów i stworzenia obrazów wzmagających atmosferę wynikającą z treści.

O jaką atmosferę chodzi twórcom filmu? Przede wszystkim o niepewność, której ziarno zostaje zasiane już na początku filmu. I w tej niepewności przyjdzie trwać długo. Tajemnica wyjaśnia się bardzo powoli, a niepewność w tym samym czasie zostanie zastąpiona przez strach. Odcięty od świata, pozbawiony elektryczności i komunikacji radiowej punkt pograniczny, a w nim dwóch nastolatków i obcy, który pojawia się znikąd i ma niejasne intencje. Na dworze śnieżyca i ciemno – oto klimat scen kulminacyjnych. Atmosfera budząca skojarzenie tylko z jednym polskim filmem: „Dom zły”.

Podobnie jak w filmie Smarzowskiego, w „Na granicy” happy endu również nie będzie. Tylko pozornie wydaje się, że wszystko dobrze się kończy. Zmasakrowana i pozbawiona niewinności twarz Janka wyraża coś zupełnie innego. W tym świecie nie ma miejsca na wrażliwość, niewinność. Jest brutalna wojna wszystkich ze wszystkimi. I jeśli nie dojrzeje się zawczasu do inicjacji w walkę o przetrwanie, to prędzej czy później sytuacja sama nas odnajdzie.

„Na granicy” to zdecydowanie jeden z najbardziej pesymistycznych filmów w ostatnim czasie w polskim kinie.


http://www.wiadomosci24.pl/artykul/wszyscy_jestesmy_dzikusami_film_zjawa_trzeba_zobaczyc_343173.html

  1. Pierwszy raz tutaj?

    Cieszymy się, że dołączyłeś do serwisu naszemiasto.pl
    Oto kilka wskazówek, które pomogą Ci w zrobieniu pierwszych kroków:

  2. Zwiększ atrakcyjność profilu

    Dodaj tło, zadbaj aby profil miał unikatowy wygląd i wyróżniał się na tle innych

  3. Daj się poznać

    Uzupełnij podstawowe informacje profilowe, dodaj zdjęcie i bądź rozpoznawalny

  4. Dziel się nowymi wydarzeniami!

    Publikuj artykuły, dodawaj galerie, dziel się ciekawymi infomacjami i pozostań na bieżąco z lokalnymi wydarzeniami

  5. Uczestnicz w życiu lokalnej społeczności

    Wydarzyło się coś ciekawego, o czym inni mieszkańcy powinni wiedzieć, chcesz się czymś podzielić lub napisać artykuł? Sam zadecyduj jaką formę wybierzesz

  6. Daj znać co u Ciebie

    Chcesz się czymś podzielić na gorąco, dodaj krótki wpis, wiadomość zostanie opublikowana w prywatnym strumieniu

  7. Opublikuj materiał na stronie miejskiej

    Wydarzyło się coś ciekawego, o czym inni mieszkańcy powinni wiedzieć, napisz artykuł i opublikuj go na łamach serwisu, dowiedz się co inni o tym sądzą!