Dodaj zdjęcie profilowe

avatarRyszard

Polska
Mieszkaniec Ryszard

Ryszard

Dodano 2012-06-08 16:48:27

Muzyka w TV, czyli oczopląs

Wychowujemy się na muzyce. Każdy z nas ma swoje ulubione piosenki i ulubionych wykonawców. Wszyscy lubimy słuchać i oglądać tych, którzy starają się jak mogą, by uprzyjemnić nam czas. Niektórzy spotykają się na żywo ze swoimi idolami, biorąc udział w ich koncertach w klubach, teatrach, salach koncertowych, stadionach. Jednak większość z nas zapoznaje się z muzyką, słuchając radia, czy oglądając telewizję.

Radio ma to do siebie, że nie emituje obrazu i w związku z tym nie ma potrzeby wpatrywać się w nie jak sroka w gnat. Można więc podczas słuchania muzyki zajmować się czymkolwiek i rozkoszować się płynącymi z pudełka dźwiękami. Telewizja natomiast zmusza nas do siedzenia przed nią i wpatrywania się w to, co ukazuje się na jej ekranie.

I wszystko byłoby cacy, gdyby nie pełni życia i energii realizatorzy muzycznych programów telewizyjnych i ich koledzy kamerzyści. Bardzo często odnosi się wrażenie, że wszystkim im się gdzieś spieszy. Można ich też porównać do muzyków grających w orkiestrze. Ale w jakim stylu ta orkiestra gra?

Z szybkości zmian jednego obrazka w drugi widać, że realizatorowi programu nie są obce instrumenty klawiszowe. Gra na swojej konsoli, przyciskając kolorowe klawisze, tak jakby grał na fortepianie. Z tą różnicą jednak, że z fortepianu płynie muzyka, zaś z konsoli realizatora programu płynie jeden chaos. Człowiek stara się wsłuchać i wydobyć coś przyjemnego dla oka, ale tak naprawdę nie ma na czym go zawiesić. Obrazek goni obrazek z szybkością światła. Gdyby realizator miał przed sobą nuty, prawdopodobnie byłyby to nie ósemki, czy szesnastki, a prawdopodobnie "64". A może mu się wydaje, że jest wybitnym artystą i tworzy „muzykę” ponadczasową?

Artyści zazwyczaj mówią, że tworzą dla siebie. Ale tak naprawdę, to nie da się z takiej twórczości dla siebie wyżyć i lepiej byłoby gdyby tworzyli dla kogoś, a najlepiej dla tych, co kupują. Ci, którzy tworzyli dla siebie, dopiero po śmierci zostają docenieni. Ale wtedy nie mogą się już nacieszyć tym, co osiągnęli. A więc artysta realizator musi się pogodzić z tym, że sławny będzie, kiedy go już nie będzie. Ale póki jest, powinien tworzyć dla publiczności, czyli widzów, a nie dla siebie.

Telewizorów jest więcej niż oglądających na żywo koncert i ci, którzy przed tymi telewizorami siedzą, chcieliby przyjrzeć się występującemu w programie artyście. Co więcej, jeśli ten artysta występuje w towarzystwie grupy tanecznej w tle, człowiek chciałby nacieszyć oko układem tanecznym i nie tylko. Ale, gdzie tam! Marzenie ściętej głowy! Realizator programu ma swoją wizję spektaklu. Noga, ręka, udo, włosy, buty, uzębienie, gryf gitary, schodek, światło, nie wiadomo co, dach, bęben... Obraz w telewizorze wygląda tak, jakby realizator cierpiał na chorobę Parkinsona i nie mógł biedny opanować drgań palców swojej ręki. Ale to jest pół biedy.

Drugą połowę biedy stanowią kamerzyści, którzy wykazują znajomość wszystkich tajników gry na instrumentach dętych, a szczególnie puzonów. Jedną z części tego instrumentu jest suwak, za pomocą którego można wydobywać z puzonu dźwięki o różnej wysokości. Tuba kamery nie zmienia swojej długości, ale jej obiektyw jest wykorzystywany bezlitośnie.

Zbliżenie, odjazd, zbliżenie, odjazd, zbliżenie, odjazd, zbliżenie... Że jemu tak się nie znudzi! Jemu może nie, ale tym, co siedzą przed ekranem telewizora? Poza tym trzeba przyznać, że kamerzyści dysponują niezłą kondycją fizyczną. Nie dość, że dźwigają na ramionach, albo przed sobą kamery, to jeszcze biegają w te i wewte, pokonując co najmniej dystans maratonu. Całe szczęście, że dzisiejsze kamery są bezprzewodowe. Co by to się działo, gdyby za kamerzystami podążał „służący” z kabelkiem?

I tu chyba jest pies pogrzebany. Program rozrywkowy wygląda w telewizji tak jak wygląda, ponieważ ktoś dał wolną rękę realizatorom i kamerzystom. Jedni i drudzy wykonują swoją pracę, ale wydaje się, że nie zwracają żadnej uwagi na to, czy to, co robią, da się zjeść. Kwestia gustu i smaku? Pewnie tak. Czy w tym pośpiechu, bieganinie i klikaniu klawiszami jest jakiś sens? Czy realizatorzy programów rozrywkowych zapoznają się ze scenariuszem programu? Czy reżyser i twórca takiego programu zaplanował ilość kliknięć klawiszami na konsoli i ilość kilometrów przemierzonych przez kamerzystów?

Czy aby to wszystko, to nie jeden wielki przypadek? Ot nacisnę, pobiegam i może coś z tego będzie.

https://plus.google.com/u/0/b/113986743078714025442/113986743078714025442/posts

Mieszkaniec Ryszard

Ryszard

Dodano 2012-05-28 20:05:13

Pieskie życie

Jeśli ktoś myśli, że pies myśli, to ja myślę, że ten co myśli, że pies myśli - nie myśli. No bo jeśli pies myśli, to pies wie co jest dobre, a co złe dla niego. Jeśli ten ktoś myśli i uważa, że pies też myśli, to te dwie kreatury powinny respektować się nawzajem. Człowiek jest człowiekiem, a pies psem i nie można zamienić jednego na drugie. Natura rządzi się swoimi prawami i my jako najinteligentniejsze istoty na świecie musimy pogodzić się z takim stanem rzeczy.

Któregoś dnia widziałem dwie różowe istoty idące ulicą. Jedną z nich była kobieta w różowym sweterku, a obok niej dreptał malutki, różowy piesek. Z początku myślałem, że piesek jest ogolony do gołej skóry, ale po chwili zauważyłem, że miał on na sobie ni to różowy sweterek, ni to różowe spodenki. W pewnym momencie kobieta przystanęła, wykręciła prawą rękę do tyłu i wsadziła ją pod sweter. Wydawało się, że coś ją musiało pod tym swetrem gryźć i chciała to miejsce podrapać. Małe, różowe stworzonko, skorzystało z niespodziewanego postoju i przysiadłszy na zadku, starało się skopiować ruchy swojej pani, ale za żadne skarby nie było w stanie wsadzić łapki pod różowe ubranko. Podczas gdy na twarzy pani pojawił się błogi grymas ulgi, świadczący o tym, że trafiła na swędzące miejsce, biedne stworzonko musiało się pogodzić z krwawą ucztą pchły pod różowym baldachimem, bowiem szarpnięcie smyczy zmusiło je do kontynuowania spaceru.

Obserwując tę farsę, byłem pełen podziwu dla właścicielki pieska, że pomyślała o tym żeby jej kompanion nie trząsł się z zimna, ale jednocześnie zastanawiałem się, co by się stało, gdyby piesek chciał podnieść swą nóżkę przy najbliższym przydrożnym drzewie. Czy on miał w tym ubranku rozporek? A jeśli tak, to czy był on zapinany na guziki, czy na zamek błyskawiczny?

Ludzie tak bardzo chcą uczłowieczyć swoje czworonożne pupile, że nawet pozwalają im na przyłączanie się do spożywania posiłków. Chociaż kark psa nie jest przystrojony wykrochmaloną serwetką, a łapy nie są uzbrojone w nóż i widelec, ogon psa tnie powietrze z wdzięcznością, że pozwolono mu na wylizanie resztek z pańskiego talerza. Pies jest członkiem rodziny i jako taki, uczony jest dobrych manier, i mimo tego, że używa jęzora zamiast łyżki, zasługuje na miejsce przy stole.
Czasami wyobrażam sobie sytuację, kiedy to pies siedzi na krześle przy stole i spogląda w dół, gdzie jego pan obwąchuje podłogę w nadziei na znalezienie czegoś, co by zadowoliło jego podniebienie. Trudno w to uwierzyć, ale czasami czuję się tak jakby ktoś we mnie widział psa. Szczególnie wtedy, kiedy oferuje mi się resztki z pańskiego stołu, które były "ledwie ruszone". Nie jestem psem, ale w takim momencie chce mi się pokazać kły i... hau, hau, hau.

Psy są stworzeniami towarzyskimi. Nie wiem kto je tego uczył, ale wydaje się, że przy najbliższych spotkaniach rozmawiają ze sobą w swoim języku, dotykają się przyjaźnie łapami, bawią się razem... cieszą się życiem. Ale bardzo często ludzie myślą, że ich czworonogi powinny zachowywać się po ludzku i dlatego, przy spotkaniu osobnika tego samego gatunku, sierść jeży im się na karku, warczą groźnie i gryzą bez uprzedzenia.

Mimo jednak usilnych starań człowieka do uczłowieczenia psa - pies jest psem. Jego ciało pokryte jest grubą sierścią i on, w odróżnieniu od człowieka, nie łysieje po czterdziestce. Porusza się szybciej na swoich czterech nogach i nie wstydzi się oddać moczu w miejscach publicznych. Wie czego chce i wymaga posłuszeństwa od swego właściciela. Podziwia piękno księżyca w pełni, wyjąc na niego. Obwąchuje wszystko, co wydaje jakiś zapach...

Kiedyś próbowałem nauczyć psa jak się siada i podaje łapę, ale powiedziano mi, że nie powinienem tego robić, ponieważ tylko ludzie witają się w ten sposób. Pomyślałem sobie wtedy, że jeśli uścisk dłoni jest ludzkim odruchem, to ja nie myślę. A jeśli nie myślę, to prawdopodobnie mam instynkt. I mój instynkt mówi mi, że jeśli nauczę psa niektórych ludzkich tricków - on nauczy mnie szczekać.
Pies jest psem i niech tak będzie.

https://plus.google.com/u/0/b/113986743078714025442/113986743078714025442/posts

Mieszkaniec Ryszard

Ryszard

Dodano 2012-04-15 20:55:18

Reklama dźwignią handlu

Znane od lat stwierdzenie, że reklama jest dźwignią handlu, jest cały czas aktualne, a wręcz coraz bardziej nabiera na znaczeniu. Czy w dobie Photo Shopa wiemy co kupujemy? Od zarania dziejów jedni starali się poinformować innych o tym, że mają coś w
posiadaniu, co może się tym drugim przydać. Informacje te przedostawały się różnymi drogami: ustnie, za pomocą dymu, tam-tamów, posłańców, listów. Później zostały zastąpione przez telefon, prasę, radio, telewizję, billboardy, aż wreszcie ich miejsce zajął komputer.

Dym, który majestatycznie unosił się nad wzgórzami, mówił o tym, że ktoś posiadał córę na wydaniu i chciał za nią jedną krowę i cztery kozy. Ilość dymu i jego kształt zapewniały o walorach wymiennego towaru, ale ten, kto te znaki odczytywał na niebie, nie miał zielonego pojęcia, czy to prawda, czy oszustwo.
Odgłos tam-tamów swoim natarczywym dźwiękiem niósł się po polach, lasach, dolinach i wzgórzach, zapewniając, że reklamowany towar jest przedniej marki. Ci, którym słoń na ucho nie nadepnął, poruszali się w rytmie bębenkowej muzyki, marząc o posiadaniu tego, czego nie mieli. Dla innych było to tylko walenie w bębny, których dźwięk przypominał zbliżającą się burzę.

Posłańcy pieszo i konno przemierzali bezdroża, żeby dostarczyć wieści o nieprzebranym bogactwie podbitych krajów, albo o tym, że kochanka hrabiego będzie na niego czekać w alkowie. Na dowód tego, że wieść była prawdziwa, posłańcy przekazywali zainteresowanym pisemne dowody, ale wtedy jeszcze nie każdy umiał czytać.

Rozmówca po drugiej stronie słuchawki dwoi się i troi, żeby upchnąć zalegający na półkach towar jakiejś kompanii. Morzem słów zapewnia, że takiej dobrej okazji na bubel już nie będzie. Jeśli nie uda mu się przekonać pierwszego klienta, książka telefoniczna jest pełna numerów, pod które może dzwonić aż do skutku. Prasa, która kiedyś przyciągała czytelników, teraz przyciąga żądnych egzaltowania się kolorowymi obrazkami. Telewizja, która kiedyś była oknem na świat, zmieniła się w wystawowe okno. Ci, którzy nie chcą sobie nadwyrężyć palca przyciskaniem guzików pilota telewizyjnego, wysłuchują radiowych spotów reklamowych (o ponoć mniejszym stopniu irytacji). Billboardy, swoimi rozmiarami powodują, że czujemy się jak liliputy w krainie Guliwera. W komputerach otwierają się strony, których nie chcieliśmy oglądać.

Dawno temu, kiedy nie było jeszcze programu Photo Shop, który wygładziłby to i owo, ewentualny nabywca nie kupował kota w worku. Teraz nawet najgorszy bubel wygląda jak najczystszy brylant. Ludzie w reklamie się nie starzeją. Owoce i warzywa mają idealny kształt, a zagadkę ich koloru mógłby rozwiązać tylko porucznik Colombo. Wszyscy w branży handlowej posiadają najlepszy towar na świecie. Nawet ubezpieczyć się można za złotówkę dziennie. Kochać się można całą noc po zażyciu tej czy innej pastylki. Samochód można kupić za "tylko" albo "już od".

Można prowadzić namiętne dyskusje na temat reklam i większość z nas przyzna, że są one ogłupiające, nieprawdziwe, wprowadzające w błąd. Ale czy my sami w codziennym życiu nie stosujemy , jeśli nie tych samych, to podobnych chwytów w reklamowaniu siebie? Mężczyźni golą się, zakładają markowe ciuchy, skrapiają się cuchnącym Old Spice’em, wyciskają ciężary, by rozbudować klaty, uda i łydki, ukrywają siwiznę, bawiąc się w farbowanie swego owłosienia. Kobiety natomiast nakładają na swoje twarze różnego rodzaju maseczki, depilują włosy, które jak natrętne muchy pojawiają się tam, gdzie nie trzeba, skracają, albo wydłużają sukienki, wylewają siódme poty, żeby zgubić nadmiar ciała. I po co to wszystko? Ano po to, żeby się jak najlepiej zareklamować otoczeniu, zwłaszcza płci przeciwnej. I tak człowiek, choćby bronił się rękami i nogami przed reklamą, musi się ,niestety, pogodzić z nieuniknionym. Takie czasy. Czy chcemy, czy nie chcemy, zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał upchnąć coś i zrobi wszystko, żeby dopiąć celu. W tym wszystkim najlepszy jest umiar i co najważniejsze, zdrowy rozsądek.

https://plus.google.com/u/0/b/113986743078714025442/113986743078714025442/posts

  1. Pierwszy raz tutaj?

    Cieszymy się, że dołączyłeś do serwisu naszemiasto.pl
    Oto kilka wskazówek, które pomogą Ci w zrobieniu pierwszych kroków:

  2. Zwiększ atrakcyjność profilu

    Dodaj tło, zadbaj aby profil miał unikatowy wygląd i wyróżniał się na tle innych

  3. Daj się poznać

    Uzupełnij podstawowe informacje profilowe, dodaj zdjęcie i bądź rozpoznawalny

  4. Dziel się nowymi wydarzeniami!

    Publikuj artykuły, dodawaj galerie, dziel się ciekawymi infomacjami i pozostań na bieżąco z lokalnymi wydarzeniami

  5. Uczestnicz w życiu lokalnej społeczności

    Wydarzyło się coś ciekawego, o czym inni mieszkańcy powinni wiedzieć, chcesz się czymś podzielić lub napisać artykuł? Sam zadecyduj jaką formę wybierzesz

  6. Daj znać co u Ciebie

    Chcesz się czymś podzielić na gorąco, dodaj krótki wpis, wiadomość zostanie opublikowana w prywatnym strumieniu

  7. Opublikuj materiał na stronie miejskiej

    Wydarzyło się coś ciekawego, o czym inni mieszkańcy powinni wiedzieć, napisz artykuł i opublikuj go na łamach serwisu, dowiedz się co inni o tym sądzą!

  • Dodaj do obserwowanych Obserwuj ciekawe osoby! Jeżeli pojawi się coś nowego, znajdziesz to również na swoim profilu.
  • Wyślij wiadomość Wysyłaj wiadomości i bądź w kontakcie z innymi mieszkańcami!
  • Zgłoś do moderacji Zgłoś nadużycie ze strony mieszkańca!

Wydarzenia dnia

Materiały mieszkańca