Zaginione skarby Mistrza
„Zaginione skarby Mistrza”[1]. Tak zachęca nas wydawca do zapoznania
się z najnowszą książką Jarosława Grzędowicza. Ja po przeczytaniu jego dwóch czy trzech książek
fanem „Mistrza” się nie stałem – raczej traktowałem go jako jednego z najpopularniejszych autorów
polskiej fantastyki, który niespecjalnie wpasował się w moje gusta (włącznie z kultową dla wielu
serią „Pan Lodowego Ogrodu”) – ale takie postawienie sprawy zaintrygowało mnie nieco.
Czym zatem konkretnie jest „Azyl”? Zbiorem opowiadań. Ale nie kolejną kompilacją (po wydanych wiele
lat wcześniej „Księdze jesiennych demonów” i „Wypychaczu zwierząt”), tylko powrotem do przeszłości.
Są to utwory archiwalne, często nigdy wcześniej niepublikowane, a nawet, jeśli wierzyć autorowi,
zaginione w otchłaniach szuflad.
„Są moje. Kiedyś je napisałem, a potem trafiły na listę
zaginionych. Ale skoro już się znalazły, chcę dać im okładki. Ich własne. Opowiadania nie powinny
ginąć. Nawet te stare. Napisałem je. Niech więc żyją dalej”[2].
Rzeczonych opowiadań
jest dziewięć i pochodzą z lat 1982-2009. Jak widać, szeroki zakres czasowy, ale to właśnie
największa zaleta tego zbioru. Pierwsze dwa teksty, niemal debiutanckie, zostały napisane przez
nastolatka, a ostatnie – przez dojrzałego, ukształtowanego już pisarza. Co ciekawe. Grzędowicz
zaręcza, że w zasadzie nie poprawiał i nie ulepszał swoich „skarbów”, przygotowując je do tej
publikacji. Mamy zatem żywy obraz ewolucji pióra, kunsztu oraz obszarów zainteresowań i fascynacji
tematycznych autora. Wydawałoby się, że skoro to zbiór, można czytać poszczególne utwory w dowolnej
kolejności. W tym przypadku jednak zdecydowanie odradzam! Opowiadania ułożone są w kolejności
powstawania, co pozwala śledzić rozwój warsztatowy pisarza. Dodatkowo każde zakończone jest
komentarzem zawierającym refleksję autora o poruszanej problematyce, wizji świata, wykorzystanej
formie czy też informację, dlaczego nigdy później nie poszedł dalej w danym kierunku (lub wręcz
przeciwnie).
Ale do rzeczy – o czym są te teksty? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Nie
można nawet powiedzieć wprost, że należą do gatunku fantasy, bo tak przecież Grzędowicz jest
szufladkowany. Mamy tu do czynienia z przenikaniem się fantastyki, science fiction, cyberpunku,
czarnego humoru, antyutopii i nawet teologii. Zaczynamy od przeniesienia się w przyszłość –
realistyczną, ale gorzką i trudną dla ludzkości. Moment później jesteśmy w alternatywnym świecie,
który łączy w sobie elementy wysoce zaawansowanej technologii i fantasy (czyżby zaczątek Midgaardu z
„Pana Lodowego Ogrodu”?). Chwila oddechu i trafiamy do świata ogarniętego plagą szczurów. A za
rogiem czai się już utwór-sztuczka, czyli dzień powszedni w totalitarnej rzeczywistości, ukryty
przed okiem cenzorów PRL-u. Następnie zahaczamy o kosmos czy uniwersum cyberpunkowe. I tak dalej –
do wyboru, do koloru.
Czyta się lekko i przyjemnie, jednak „efektu wow” nie ma. Na
wyróżnienie zdecydowanie zasługuje „Śmierć szczurołapa”, ale oczywiście to bardzo subiektywny wybór.
Po lekturze nadal nie uważam Grzędowicza za „Mistrza”, natomiast jego fanom „Azyl” zdecydowanie
polecam. Dla nich będzie to z całą pewnością niesłychanie wciągająca podróż do wnętrza światów
wykreowanych przez tego autora, a także studium rozwoju jego pisarskiej kariery, mogący ukazać
detale innych powieści w nowym świetle.
[1] Jarosław Grzędowicz, „Azyl”, wyd. Fabryka
Słów, 2017; nota wydawcy (tekst dostępny m.in. na stronie wydawnictwa: fabrykaslow.com.pl).
[2] Tamże.
---
Recenzja została opublikowana po raz pierwszy 05.01.2018 r.
w serwisie BiblioNETka (https://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=1045394
Wyślij wiadomość do Kamil Ancygier
Zgłoś Kamil Ancygier