Powolny obchód miasta czyli Monachium w stylu POM
Wycieczki w zorganizowanej grupie i z przewodnikiem
pozwalają poznać zabytki i historię. Ja preferuję poznawanie atmosfery i klimatu miejsca, dlatego
właśnie gustuję w "powolnym obchodzie miasta". 2012.08.28 Dzień
drugi
Wczoraj po przylocie na lotnisko (podobno niedawno wygrało nagrodę na najlepsze
lotnisko w Europie) bez problemu znalazłem stację metra i pojechałem w stronę hotelu. Sam hotel też
udało się znaleźć bez trudu. Wieczorem jeszcze tylko piwo na dobranoc (w końcu jestem w stolicy
Bawarii, która właśnie się szykuje na Oktoberfest), spacer po okolicy i należało odpocząć.
Dzisiaj rano po śniadaniu (szwedzki stół, bardzo obfity i duży wybór) pojechałem metrem do centrum
- Marienplatz i zacząłem zwiedzanie.
Monachium to bardzo ładne miasto. Prześliczna
architektura, monumentalne barokowe kościoły, wspaniałe parki, a do tego piękna pogoda. Byłem w
Egipskim Muzeum i muszę przyznać, że to była pomyłka - całe "muzeum" to raptem cztery sale, a w
każdej po kilka eksponatów. No cóż, British Museum to na pewno nie jest, a do tego płatne (5 euro).
Za to teraz siedzę sobie w pięknym parku Hofgarten i jest super - pięknie, cicho i spokojnie.
Park Angielski, chyba największy park w Monachium. Wybrałem się tutaj zobaczyć chińską wieżę
i przy niej słynny ogródek piwny. Na razie idę i idę, i idę. Ale jest bardzo ciekawie. Przez park
płynie sieć małych rzeczek, nad którymi ludzie urządzają sobie plaże. W samym środku parku w centrum
miasta rozłożyli się nudyści, na których tutaj nikt nie zwraca uwagi (może dlatego, że nudyści ci są
zdecydowanie przeterminowani?)
Siedzę pod chińską wieżą w angielskim parku w stolicy
Bawarii (co za międzynarodowość) i pije piwo. Miało być tylko piwo, ale pod wpływem zapachu skusiłem
się też na niemiecką kiełbaskę z frytkami i sosem chili. Bardzo smaczne. Piwo naprawdę super. Kufle
olbrzymie (1 l) i wydają je za kaucją (1 euro). Nie jestem pewien czy jeśli nie oddam kufla i nie
odbiorę kaucji to będzie się liczyć jako zakup kufla, czy jako jego kradzież? Na szczęście kufel
jest duży i ciężki, więc moje wątpliwości moralne zostaną rozwiane moim lenistwem. Pogoda ciągle
super, słonecznie i bezchmurnie, lekki orzeźwiający wietrzyk.
2012.08.29 Dzień trzeci
Dzisiaj mam postanowienie mówić po niemiecku tak jak
potrafię. Mam wielką pokusę mówić po angielsku, bo wszyscy go znają, ale w ten sposób niczego się
nie nauczę. Mam przeczucie, że będzie to małomówny dzień. Na razie udało mi się zamówić piwo w
pubie, zrozumieć ile mam zapłacić i zapytać czy mają tutaj internet. Niestety nie mają. Zresztą
zgodnie z moimi wcześniejszymi obserwacjami z publicznie dostępnym internetem nie jest w Niemczech
najlepiej. W Polsce większe miasta dbają, by choć w centrum było miejsce z dostępem do internetu. Tu
tego nie ma, a nawet większość pubów i restauracji nie widzi potrzeby instalowania takiego wynalazku
dla swoich klientów. No, ale mimo wszystko udaje mi się połączyć co jakiś czas, a więc nie jest
źle.
Jestem w Deutsches Museum. Według mojego przewodnika po Monachium to największe na
świecie muzeum techniki. Nie robi aż takiego wrażenia, chociaż jest wiele ciekawych eksponatów.
Właśnie przed chwilą zwiedzałem ekspozycję poświęconą historii komputerów. Naprawdę fajne zabytki.
Jakoś urzekły mnie mechaniczne kalkulatory. Te skomplikowane maszyny liczące miały w sobie dużo
czaru. Ich wygląd i obsługa do dziś ma w sobie coś z tajemniczego innego świata. Ten dział jest
godzien polecenia i zobaczenia. Bardzo ciekawy jest też dział poświęcony szkłu. Można tam nawet na
żywo zobaczyć jak się robi ze szkła różne śmieszne rzeczy.
Fascynujące są szklane kule w których kręci się śmigło (moim zdaniem to skutek ruchu
rozgrzanego powietrza wewnątrz kuli, ale kto wie, może to czary?). Ciekawy jest też szklany diabeł,
który pływa w plastikowej butelce z wodą, kiedy naciskamy butelkę - diabeł nurkuje, po jej
puszczeniu - powraca na górę. Robi wrażenie też szklane pióro do pisania; jest to szklana pałka
zakończona ostrzem w kształcie odwróconej łzy z poskręcanymi nacięciami - po zanurzeniu w
atramencie, można tym piórem faktycznie pisać. Oczywiście przy tym stanowisku można też kupić te
szklane drobiazgi.
Byłem w protestanckim kościele świętego Łukasza. Trzeba przyznać, że w
Bawarii nawet protestanci mają w sobie coś z katolicyzmu. Kościół zamiast być surowy jest pewnego
rodzaju mistyczny, trudno to wyjaśnić, ale ma w sobie piękno tradycji, której protestanci się
wyrzekli. Nieco dalej pałac Maximilianeum - okazała budowla w pięknym miejscu, a do tego otoczona
pięknym parkiem. Następnie spacer do statuy wolności (nie tej w New York, ale w Monachium), a potem
już droga przez turystyczną dzielnicę i drogie sklepy, potem trochę spokoju - kościół i klasztor
świętej Anny. Bardzo miła atmosfera. Siedzę sobie właśnie w słynnym domu piwnym Hofgrauhaus w
centrum Monachium. To słynne miejsce, które podobno każdy musi odwiedzić.
Wielka hala z
drewnianymi stolikami i ławkami. Można tutaj wypić słynne piwo HB i coś zjeść. Zamówiłem zupę dnia:
coś w rodzaju rosołu z dwom dużymi kluchami z kaszy manny. Strasznie słona. Na drugie miały być
cztery kiełbaski wiedeńskie z sałatką z ziemniaków, ale kelner przez pomyłkę przyniósł jedną
kiełbaskę (chyba nie wiedeńską) z kiszoną kapustą na gorąco. Zjadłem bez zachwytu. Za to piwo
SUPER!!! Trzeba przemyć nerki po tej kosmicznie słonej zupie. Potem spacer przez słynny rynek
spożywczy. Ciekawe miejsce, choć zdecydowanie turystycznie przereklamowane.
I tak minął
kolejny dzień. Znów dużo chodzenia i dużo ładnych miejsc. Teraz siedzę w lokalnym i bardzo stylowym
pubie w okolicy mojego hotelu. Bardzo miłe miejsce. Ładny wystrój, robi wrażenie bardzo starego
lokalu, ma swój klimat. Niby nic specjalnego, ale tutaj (podobnie jak w Anglii) jak jakiś pub
utrzyma się przez jakieś pięćdziesiąt lat to ma swój specyficzny klimat. Czterech dziadków gra w
karty oczywiście pijąc piwo. Gości jest niewiele, a wszyscy dużo starsi ode mnie. Może dlatego tu
też nie ma internetu? Dobrze, że jest w hotelu. Oczywiście w pubie mimo braku internetu jest super
piwo.
Jako ciekawostkę warto zauważyć, że piwo najczęściej sprzedaje się tutaj w pubach
w kuflach jednolitrowych. Czyżby tutaj, mniejsze kufle piwa były "dla dzieci"? Właśnie zauważyłem,
że poza mną w tym lokalu tylko przy jeszcze jednym stoliku nie grają w karty. Wygląda to na taki
lokalny sposób spędzania wieczoru. W pewnym sensie to bardzo miłe i jakoś tak
"swojskie".
2012.08.30 Dzień czwarty
Koniec urlopowania. Rano wymeldowałem się z hotelu i
wyruszyłem do Freising. Miałem nadzieję, że odwrotnie niż na Ukrainie nazwy miejscowości nie
powtarzają się tutaj co kawałek. Na szczęście miałem rację i Freising, które znalazłem na mapie
okazało się być tym samym Freising, do którego miałem dotrzeć. Bez większych problemów udało mi się
znaleźć Domberg. Niestety trzeba się było wspinać pod ostrą górkę, a potem okazało się, że mój hotel
jest na dole, w centrum miasta. Zameldowałem się, wziąłem prysznic i zaraz wybieram się na krótki
spacer po centrum Freising.
2012.08.31 Dzień
piąty
Freising to piękne i bardzo historycznym miasteczko. Tutaj była siedziba diecezji
zanim stało się nią Monachium. W tutejszym seminarium uczył się, a potem wykładał Józef Ratzinger.
Teraz seminarium zostało przeniesione do Monachium, a we Freising pozostał kawał historii i piękne,
trochę średniowieczne miasteczko.
https://plus.google.com/u/0/b/113986743078714025442/113986743078714025442/posts
Wyślij wiadomość do Krzysztof Kontek
Zgłoś Krzysztof Kontek