Spacerkiem po gdańskiej Marinie
Weekendowe popołudnie to świetna okazja na spacer. Starówka w Gdańsku tradycyjnie zapchana, więc brniemy dalej w kierunku gdańskiej Mariny.
Weekendowe popołudnie to świetna okazja na spacer. Starówka w Gdańsku tradycyjnie zapchana, więc brniemy dalej w kierunku gdańskiej Mariny.
W życiu płakałam dwa razy; gdy zmarła mi bliska osoba i gdy
musiałam zabić własnego psa. Rafa trafiła do mnie siedem lat temu, już wtedy była dużym dwuletnim
Amstaffem. Początkowe obawy przed psem tych rozmiarów, rasy o której było już wtedy dosyć głośno w
telewizji, rozwiały się w ciągu kilku dni. Swoją ufnością i niesamowitą energią wzbudzała podziw
sąsiadów i napotkanych ludzi. Przez całe swoje życie nigdy nie okazała agresji, uwielbiała dzieci i
one kochały ją bezgranicznie, wychodząc na spacery zawsze miałam gromadkę chętnych do potrzymania
smyczy. W końcu i Rafka doczekała sie swojego potomstwa, urodziła dziesięć ślicznych szczeniąt i
choć nie okazywała chęci do ich wychowywania, wszystkie obecnie są dużymi i pięknymi psiakami.
Pies to obowiązek - wiedziałam o tym od samego początku i nie marudziłam gdy czasami trzeba
było się zrywać w nocy aby sunia nie zrobiła niespodzianki w domu, nie szczędziłam pieniędzy gdy
łapała drobne infekcje ucha, gdy trzeba było ją szczepić, robić badania itd. Uważałam ze mój pies
będzie żył wiecznie a przynajmniej jeszcze parę długich lat. Jak na dziewięciolatkę była wyjątkowo
żywa i nic nie wskazywało aby zamierzała sie kiedykolwiek zestarzeć.
Choroba
Choroba przyszła nagle. Zwróciłam uwagę że
zaczęła dużo pić i nie trzymała czasami moczu, była pobudzona jakby nie mogła znaleźć sobie miejsca
w domu. Wizyta u weterynarza potwierdziła nasze obawy-cukrzyca. Nie wpadłam w panikę, poczytałam to
i owo i wiedziałam już że z tą chorobą można żyć i jak sie za to porządnie weźmiemy damy radę.
Zaczeło się leczenie, insulina w zastrzykach podawana codziennie, odpowiednia dieta i
badania poziomu glukozy we krwi. Czekaliśmy aż cukier zacznie spadać, a on, jakby nam na złość, piął
sie wciąż w górę. Nie pomagały zwiększone dawki leku, a ich koszt miesięczny zaczął niepokojąco
wyrównywać się z moją pensją. Po miesiącu walki byłam bliska załamania, Rafa była ciężko chora, ale
wciąż zachowywała się jak w miarę zdrowy pies, nie licząc wychodzenia na spacer średnio co trzy
godziny i częstych wymiotów. Z pomocą przyszli wtedy znajomi, sąsiedzi i weterynarz który przestał
pobierać wynagrodzenie za swoje usługi.
Nikt sobie nie wyobrażał że może się nie udać.
Tuż przed świętami poziom cukru był tak wysoki, że gdyby dotyczyło to człowieka, zapadłby w śpiączkę
cukrzycową. Podobno psy lepiej to znoszą; i rzeczywiście, Rafa jakoś to wytrzymywała. Straciła w tym
czasie sporo na wadze, ale nadal się trzymała i tylko wieczorami, przychodząc do łóżka, patrzyła na
mnie tymi swoimi wielkimi brązowymi oczami, które jakby mówiły „mam dosyć” albo
„pomóż mi”; sama nie byłam pewna. Gdyby mogła wtedy coś powiedzieć, oddałabym za to
kilka lat własnego życia. Widziałam że robi się coraz słabsza, spacery już nie sprawiały jej
radości, a chodzenie po schodach wydawało sie straszna męką. Proponowano mi oddanie jej do kliniki
weterynaryjnej - dostanie tam kroplówki, postawią ją trochę na nogi – mówili.
Koniec
Po świętach mieliśmy sprobować czegoś innego,
nowej insuliny która miała działać u takich psiaków jak Rafa czyli insulino-opornych.
W nocy z
poniedziałku na wtorek Rafa nie spała nawet minuty, kręciła sie po mieszkaniu, zaglądała do miski z
wodą dosyć często, ale zaraz potem zwracała wszystko, co wypiła. Nad ranem wystąpił u niej krwotok z
dróg rodnych, nie związany z chorobą, ale na tyle silny, że nie dało się go powstrzymać. Przestała
już prawie wstawać z posłania i po rozmowie z rodziną podjęłam decyzje o uśpieniu jej. Tylko do dziś
nie wiem czy ona naprawdę się męczyła czy może chciała żyć, a ja po prostu nie potrafiłam jej pomóc.
Gdy mówi się o eutanazji w telewizji, to sprawa jest w miarę jasna - ktoś chce żyć, albo tego po
prostu nie chce. W przypadku naszych pupili domowych sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana.
Uśmiercamy je, żeby zaoszczędzić im cierpienia czy żeby zakończyć to, co dla nas jest zbyt trudne?
Jedno jest pewne, nigdy sobie nie wybaczę tej decyzji nawet jeżeli była słuszna. Weterynarz
przyjechał wieczorem, po piętnastu minutach było po wszystkim, pochowaliśmy ją w ogródku znajomej,
obok jej psa Apacza. Długo jeszcze będę płakać na myśl o psie, który towarzyszył mi przez tyle lat.
Opisuję to bo ciężko mówić ludziom co się wtedy czuje, a wiem, że wiele osób było w
podobnej sytuacji i że zwierzęta domowe sa dla większości bliskie jak rodzina. Spotkałam się z dużą
życzliwością ze strony znajomych i sąsiadów, ale jedno zdarzenie bardzo mnie zaskoczyło. Kilka dni
po śmierci Rafy do drzwi zapukała moja ośmioletnia sąsiadka, Martyna i ze łzami w oczach podała mi
małego pluszowego pieska, żeby nie było nam tak smutno jak jej.
CZYTAJ TEŻ:
—