Emigracja. Slow kilka. Moich i bardzo prywatnych
Sposób na życie i pieniądze sąsiada? Oczywiście, najchętniej tego na
emigracji. Śledzę publikowane informacje w tym temacie i komentarze ( no, nie przebrnę przez dwa
tysiące) sama w komentowaniu biorąc tez udział.
Stany od zachwytu po depresje przewijają
się pod kolumnami. Tylko co z tego?
Podejmując decyzje o emigrowaniu ponosimy jej
konsekwencję. Po prostu. A że świat nie jest jak z folderu, którym oczy mamili i mamią nam
"piarowcy". No cóż, samo życie. Mnie się wydaje piękniejszy od wersji all inclusive. Przez swoją odmienność właśnie.
Oczywiście za każda
emigracją kryje się historia. Mniej czy bardziej dramatyczna. Tylko co z tego? Sama mam za sobą
potoki wylanych łez
i gotowość do zjedzenia robaków (nie powtórzę pytania z powyżej, bo mi w
końcu tekst cofną).
Mamy pretensje do obcojęzycznych środowisk, że nie integrują się z
nami. A na ile my integrujemy się z nimi?
Język
Oczywiście to bariera, ale przy odrobinie dobrej woli (czasem z
zaparciem, wiem) można tę przeszkodę pokonać. Wymaga pracy? A co jest za darmola?
Różnice kulturowe
To fantastyczna okazja na poznawanie
sąsiada. Inne myślenie, inne poczucie humoru, inne wartości, po prostu inni ludzie. Przez to gorsi?
Chyba, że ktoś oczekuje w każdym zakątku ziemi tego samego. Jak np. w gastronomicznym zakątku
pierogów, schabowego i kapuchy.
Nie jest tak dobrze, jak
u mamy?
Bo tak dobrze jest tylko u mamy, w jednym domu, pod jednym adresem. Jeśli
ktoś chce tego mamusinego ciepełka to powinien po prostu tam zostać. Wredna jestem? Myślę, ze my
Polacy ciągle nie przestaliśmy cierpieć za miliony.
Bierzemy na siebie katusze w imię...?
Najwyższa pora skończyć z owym cierpiętnictwem.
Komu to pomaga? Skoro świat stoi otworem to dlaczego my się nań nie otworzymy? Przyszło nam
emigrować. Tyle racji i powodów ile emigrantów. A może nawet i o jeden więcej. I co? I nic!
Zacznijmy się cieszyć z tego, co mamy. Chyba, ze do owej radości potrzeba nam błysku zazdrości w oku
sąsiada.
Bo sąsiad wie lepiej...
Oczywiście, że mamy lepszy pomysł na życie i pieniądze kogoś innego niż własne. Może nie we
wszystkich przypadkach, ale jeśli ktoś wymyka się z naszych ram to jest dziwakiem, odmieńcem itd.
Nie potrafimy uznać odmienności. Niestety. trzeba się zatem tego nauczyć. Generalizuję, wiem.
Czas przypisania do ziemi za nami. Pańszczyzna odeszła do historii. Teraz możemy przypisywać
się sami. Trochę w Dublinie, trochę na wsi w Alpach, gdzieś na włoskim wybrzeżu czy w pobliżu
norweskiego fiordu. W Hiszpanii. Na Florydzie. W Australii. Na Jawie i Bali. W Panamie. Meksyku.
Kanadzie. Peru. Brazylii. Denerwuje nas uśmiech na ustach naszych sąsiadów-nie Polaków. Denerwuje
ok na pytanie o samopoczucie, zdrowie, finanse. A co,
wolelibyśmy narzekających jak my? Obmawiamy naszych sąsiadów w domowym zaciszu. Oni robią dokładnie
to samo..., bo nic tak nie ciesz, jak krzywda sąsiada (?)
Na wszystkie pytania o
emigrowanie i powrót powiedziałabym: TAK! Jedz, próbuj, bierz dzieci. Nie uda się? Rozczarujesz się?
Pojedziesz gdzieś indziej, kto zabroni? To fantastyczna lekcja życia, świata. A dom? Tam, gdzie
serce.
Rozpoczął się konkurs Dziennikarz obywatelski
2011 Roku.
http://doroku.wiadomosci24.pl
Wyślij wiadomość do Anna Olko
Zgłoś Anna Olko