23 czerwca w ramach poznańskiego Międzynarodowego Festiwalu
Teatralnego MALTA, po raz pierwszy w Polsce wystąpi zespół Nine Inch Nails. Polscy fani czekali na
tę chwilę, bagatela, 20 lat. Śmiało twierdzić można, iż Polska po latach posuchy zerwała kurtynę
europejskiego zaścianka muzycznego i wreszcie, oprócz rodzimych produkcji oraz wynalazków lokalnej,
ciężkostrawnej pop-masówki, promowanych w mediach do granic wytrzymałości słuchaczy, możemy
nacieszyć uszy dźwiękami zasłużonych sław z zagranicy.
Znalazł się wśród nich m. in.
rodzynek światowej sceny muzycznej, formacja z dwudziestoletnim stażem, wyrobioną marką, która
konsekwentnie podczas tras europejskich omijała gościnne polskie progi i z uporem godnym
największego ignoranta geograficznego negowała dogodne położenie kraju nad Wisłą i ignorowała jego
wielce rozochoconą, spragnioną brudnej, elektroniczno-industrialnej kakofonii gawiedź.
Dziewięciocalowe Gwoździe
Nine Inch Nails, bo o tym
zespole mowa, to formacja określana często w kuluarach jako czołowy prekursor muzyki industrialnej w
historii tego gatunku, chociaż Michael Trent Reznor, główny macher i frontman Dziewięciocalowych
Gwoździ nigdy nie przyszywał swoim projektom metki „Industrial”. Wręcz przeciwnie
– zatracił się w uciekaniu od konwencji, ram, klasyfikacji swojej twórczości. Odkrywał nowe
horyzonty muzycznej ekspresji, ewoluował. Każde kolejne wydawnictwo spod jego ręki, mimo wspólnej
nuty, ma bardzo odmienny charakter, zapisuje się innym pismem w tej samej książce.
Reznor
jest perfekcjonistą w każdym z dziewięciu cali, człowiekiem-orkiestrą, kompozytorem i wizjonerem
swego pokolenia. Zagorzałych fanów przyzwyczajono, że każda kolejna odsłona twórczości Trenta to
muzyczny obraz złożony z różnorodnych dźwięków: od cichych, kojących, melancholijnych brzmień
pianina, poprzez synth-popowe aranżacje i melodyjne krajobrazy godne niejednego kompozytora
filmowego, po brudne, pełne agresji i krzyku, dzikie kolaże elektroniki, mocnych gitarowych
przesterów i drum’n’bass’owych naleciałości.
Nine Inch Nails to także
wspaniałe widowisko live, energia z rozmachem wyrzucona poza kadry typowego rockowego koncertu czy
cyrkowych koszmarów serwowanych pod publikę. Dowodem rozmachu z jakim prezentowane są występy grupy
są zapisy DVD z tras koncertowych, dla niektórych w Polsce jedyna jak dotąd możliwość uczestniczenia
w wielkim show pod szyldem NIN.
Vox populi vox Dei
Fani cicho i sumiennie przełykali czarę
goryczy, organizując podczas każdej hucznie ogłaszanej trasy zespołu desperackie petycje internetowe
pod hasłem, czy raczej pod zbiorowym krzykiem rozpaczy: „Chcemy Nine Inch Nails w
Polsce!” Liczba stęsknionych rosła, na forach wrzało, łzami odświeżano kolejne informacje z
kolejnych tras zespołu. Przywykli do sytuacji fani przy każdej nadarzającej się okazji organizowali
pielgrzymki po Europie w pogoni za Reznorem, tworząc przy okazji liczne teorie spiskowe.
Size does matter
Ciężko wróżyć kiedy, i czy w ogóle,
manifest fanów zauważony został przez ekipę Reznora. Oficjalnie Polska pojawiła się na mapach Nine
Inch Nails chwilę po internetowej premierze ostatniego albumu - „The Slip”. Płytę
udostępniono za darmo w sieci w postaci plików MP3 oraz formatów bezstratnych, następnie
monitorowano zainteresowanie nową pozycją przy pomocy Google Earth. Słupek obrazujący ilość pobrań,
unoszący się nad cyfrową topografią Polski bynajmniej nie odstawał, ba, górował nad słupkami
europejskich sąsiadów.
Być może ekipa usiadła przed monitorem w zaciszu studia, porównała
diagramy i doznała olśnienia. Dla polskich fanów cyfrowe fusy wreszcie ułożyły się korzystnie.
Industrialny teatr
Od trzech tygodni polscy
miłośnicy twórczości Nine Inch Nails mogą wreszcie odetchnąć z ulgą i spać względnie spokojnie, bo
czeka ich jeszcze wojna o bilety. Na oficjalnej stronie zespołu wytłuszczoną czcionką pojawiła się
informacja, na którą oczekiwali latami – 23 czerwca, po raz pierwszy w historii, zespół
odwiedzi Polskę, aby zagrać koncert w ramach... poznańskiego festiwalu teatralnego Malta.
Wydarzenie to, oprócz podniosłości dziewiczego występu, zwraca na siebie uwagę właśnie
niecodzienną otoczką. Malta to przede wszystkim wielkie wydarzenie teatralne, dziwić więc może, iż
organizatorzy, jako główną atrakcję festiwalu anonsują zespół muzyczny, zwłaszcza o tak specyficznym
brzmieniu.
Tych, którzy byli świadkami lub śledzili dokonania sceniczne grupy podczas
ostatniej trasy „Lights in the Sky” po Ameryce zapewne jednak to nie dziwi. Trent jest
więcej niż świadom możliwości, jakie daje mu technika XXI wieku i czyni z niej użytek –
wszystko ku uciesze uszu i oczu widowni.
Nine Inch Nails 'na żywo' to sztuka, cyfrowy teatr i
magia osiągnięć wizualnych w unikatowym wydaniu. Wspomniany perfekcjonizm Trenta wkracza w
całkowicie inny wymiar, synchronizując muzykę, integrując każdą nutę z tym, co dzieje się na scenie,
ze światłem, z generowanymi pod muzykę wizualizacjami, z przetwarzanym na żywo obrazem z kamer.
Podczas koncertu scena staje się ożywionym, cyfrowym, reagującym na najmniejsze drgania amplitud
głosu i dźwięku organizmem.
Zniecierpliwionym pozostaje już tylko oczekiwanie na bilety
oraz sposób ich dystrybucji.
Wszelkie szczegóły dotyczące imprezy już wkrótce pojawią się na
oficjalnej stronie festiwalu MALTA: